Mount Taranaki / Mount Egmont (2518 m n.p.m.) to druga pod względem wysokości góra na Wyspie Północnej Nowej Zelandii. Jednak to nie tyle wysokość sprawia, że jest warta odwiedzenia, a jej kształt. Jest to stratowulkan, więc wygląda jak typowa góra rysowana przez dzieci.
Wtorek, 7 lutego 2023
Wczoraj skończyliśmy przejście Pouakai circuit. Wczoraj po południu towarzyszyły nam chmury, wiatr i kropiący deszcz, ale na dzisiaj prognozy są lepsze, co widzimy od samego rana. Z Manganui Shelter możemy podziwiać kolory wschodzącego słońca na zboczu Mount Taranaki.
Z takim widokiem za oknem to można jeść śniadanie.
Pakujemy się i na początek wracamy do Tahurangi Lodge, koło której wczoraj przechodziliśmy. Z tego miejsca można zejść do North Egmont albo iść do góry i wejść na Mount Taranaki przez North Ridge (północną granią).
Początek szlaku wiedzie wąską, mocno wciętą dolinką. Idziemy wśród chyba bazaltowych głazów, szukając najłatwiejszego wariantu, bo wydeptanych jest kilka ścieżek. Później jest już łatwiej, bo szlak zaczyna prowadzić po drewnianych schodach, więc szukać przejścia nie trzeba.
Te schodki dużo pomagają, bo teren jest sypki, stromy i inaczej wyjście z dolinki na grzbiet byłoby bardzo utrudnione.
Gdy schodki się kończą, dalszy przebieg szlaku wyznaczają tyczki. Początkowo idzie się bardzo fajnie, jednak z wysokością nachylenie jakby wzrasta, a większe kamyki ustępują miejsca drobnemu żużlowi. Kijki robią teraz dobrą robotę, chociaż nawet z nimi na pewnym etapie po każdym kroku lekko się cofam.
Chmury zostały daleko pod nami, a tu widać drobny żwir, który utrudnia wędrówkę.
Dochodzimy do wyraźnego skalnego grzbietu, noszącego nazwę Lizard (Jaszczurka). Od tego miejsca szlak zmienia charakter, z trekkingowego na lekko wspinaczkowy. Chociaż trudności wspinaczkowe są niewielkie i ja przechodzę ten odcinek z kijkami, widać było, że dla sporej ilości mijanych osób ten odcinek był wyzwaniem.
Z grzbietu Lizard wchodzimy do krateru ze śniegiem, przechodząc ścieżką pod Sharks Tooth (Zęby Rekina, 2510 m n.p.m.). Ta zachodnia część krateru jest strasznie krucha, miałem duże obawy czy coś nie spadnie, gdy pod nim przechodziliśmy.
Z krateru na szczyt nie jest daleko, więc po chwili możemy usiąść i oglądać widoki. Miejsca jest całkiem sporo, tylko wieje, gdyż szczyt jest odsłonięty.
Na wprost z chmur wystaje Mount Ruapehu, który jest najwyższym wulkanem na Wyspie Północnej, oddalonym od nas o ok. 130 km.
Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Wtorek, 7 lutego 2023
Wczoraj skończyliśmy przejście Pouakai circuit. Wczoraj po południu towarzyszyły nam chmury, wiatr i kropiący deszcz, ale na dzisiaj prognozy są lepsze, co widzimy od samego rana. Z Manganui Shelter możemy podziwiać kolory wschodzącego słońca na zboczu Mount Taranaki.
Z takim widokiem za oknem to można jeść śniadanie.
Pakujemy się i na początek wracamy do Tahurangi Lodge, koło której wczoraj przechodziliśmy. Z tego miejsca można zejść do North Egmont albo iść do góry i wejść na Mount Taranaki przez North Ridge (północną granią).
Początek szlaku wiedzie wąską, mocno wciętą dolinką. Idziemy wśród chyba bazaltowych głazów, szukając najłatwiejszego wariantu, bo wydeptanych jest kilka ścieżek. Później jest już łatwiej, bo szlak zaczyna prowadzić po drewnianych schodach, więc szukać przejścia nie trzeba.
Te schodki dużo pomagają, bo teren jest sypki, stromy i inaczej wyjście z dolinki na grzbiet byłoby bardzo utrudnione.
Gdy schodki się kończą, dalszy przebieg szlaku wyznaczają tyczki. Początkowo idzie się bardzo fajnie, jednak z wysokością nachylenie jakby wzrasta, a większe kamyki ustępują miejsca drobnemu żużlowi. Kijki robią teraz dobrą robotę, chociaż nawet z nimi na pewnym etapie po każdym kroku lekko się cofam.
Chmury zostały daleko pod nami, a tu widać drobny żwir, który utrudnia wędrówkę.
Dochodzimy do wyraźnego skalnego grzbietu, noszącego nazwę Lizard (Jaszczurka). Od tego miejsca szlak zmienia charakter, z trekkingowego na lekko wspinaczkowy. Chociaż trudności wspinaczkowe są niewielkie i ja przechodzę ten odcinek z kijkami, widać było, że dla sporej ilości mijanych osób ten odcinek był wyzwaniem.
Z grzbietu Lizard wchodzimy do krateru ze śniegiem, przechodząc ścieżką pod Sharks Tooth (Zęby Rekina, 2510 m n.p.m.). Ta zachodnia część krateru jest strasznie krucha, miałem duże obawy czy coś nie spadnie, gdy pod nim przechodziliśmy.
Z krateru na szczyt nie jest daleko, więc po chwili możemy usiąść i oglądać widoki. Miejsca jest całkiem sporo, tylko wieje, gdyż szczyt jest odsłonięty.
Na wprost z chmur wystaje Mount Ruapehu, który jest najwyższym wulkanem na Wyspie Północnej, oddalonym od nas o ok. 130 km.
Mount Taranaki (2518 m n.p.m.), szczyt wygląda dumnie. Generalnie prócz kamieni nic tam nie ma, więc po co było tyle wchodzić? ;)
Dookoła chmury. W dole widać młodszy wulkan Fanthams Peak/Panitahi (1966 m n.p.m.)
Mount Ruapehu
Schodzić będziemy inną drogą, niż wchodziliśmy. Idziemy na południe na Fanthams Peak, a potem już szlakiem w dół. Z Taranaki na Fanthams Peak szlaku nie ma, jest jedynie ścieżka. Zresztą w Nowej Zelandii szlaki prowadzą tylko w te najbardziej turystyczne miejsca, co nie znaczy, że nic poza nimi przejść nie można. Można, te najpopularniejsze warianty są nawet pozaznaczane na mapach, ale wtedy trzeba już być przygotowanym na samodzielne szukanie drogi i wiedzieć, co się robi.
Idziemy na koniec krateru i wchodzimy na jego krawędź. Trzeba uważać, jest krucho.
Krater
Fanthams Peak, tam schodzimy. Pułap chmur był idealny, świetnie podkreślał wygląd wulkanu.
Ścieżki nie znaleźliśmy, więc idziemy jak puszcza. Teren jest sypki, miejscami bardziej się zjeżdża niż schodzi i trzeba uważać na urywające się skały. Cieszymy się, że tędy nie podchodzimy, bo wejście przez to usypisko byłoby karkołomne.
Rangitoto Flat.
Coś tu przyleciało, ale już nie odleciało...
Fanthams Peak (1966 m n.p.m.) to łagodne wzniesienie, z kilkoma wyższymi punktami.
Pod szczytem jest też Syme Hut, górska chata z kategorii Standard. Zapewnia 10 materacy w środku i małą przestrzeń kuchenną. Jest też toaleta i woda z deszczówki. Zatrzymujemy się w niej na obiad, a później schodzimy.
W tle pięknie widać stożek Taranaki.
Tymi kamieniami wiedzie szlak. Jako że to już oficjalny szlak do chaty, oznakowany jest tyczkami, więc nawet gdy wchodzimy w chmury, nie mamy problemu z zejściem.
Hooker Shelter, wiata znajduje się już w terenie pokrytym niskimi drzewkami, ale przy gorszej pogodzie będzie na pewno świetnym miejscem odpoczynkowym. Bo nam nawet to zejście trochę dało po kolanach. W końcu tych metrów do zejścia trochę jest. Podobnie jak na podejściu, część szlaku prowadzi schodami.
Jest i typowy las.
Schodzimy do Dawson Falls, gdzie znajduje się parking, więc można przyjechać i zacząć stąd wycieczkę.
My wydłużamy jeszcze naszą trasę robiąc niemal całą pętlę Wilkies Pools Loop Track. Szlak prowadzi do serii wodnych kaskad i basenów na strumieniu Kapuni Stream.
Potem wracamy na naszą trasę, która wiedzie już typowym lasem.
Waingongoro Hut, meta naszego dzisiejszego dnia. Chata z kategorii "Serviced", więc mamy pełen wypas za 15 NZD. Schronisko oferuje 16 miejsc noclegowych i piec z opałem.
W schronisku znajduję zostawione nowozelandzkie piwo, więc rzeczywiście chata jest z pełnym wypasem ;) Smakuje bardzo dobrze po dniu wędrówki.
W naszej wersji trasy wyszło dzisiaj jakieś 14 km, 1470 m w górę i 1860 m zejścia. Najbardziej męczące okazały się odcinki z usypującym się wulkanicznym pyłem i drobnymi kamieniami.
Środa, 8 lutego 2023
W nocy padało, więc trawa jest jest mokra. Co za tym idzie, my po kilku minutach marszu wśród niskiej roślinności też ;) Ale cóż, to Nowa Zelandia. Zanim jeszcze ruszymy, widok sprzed schroniska umila picie herbaty.
Żeby dzisiejszy dzień trochę urozmaicić, idziemy do East Egmont. Generalnie musimy dojść do North Egmont, czyli miejsca, w którym zaczynaliśmy wędrówkę po Masywie Taranaki. Motywem przewodnim będzie wędrówka Curtis Falls Track, a potem Maketawa Track, do North Egmont Summit Track. Ostatni odcinek to po prostu droga jezdna do Tahurangi Lodge, o której już wspominałem wcześniej.
Jesteśmy niżej, więc las jest bardziej gęsty, a mosty konkretne.
Czasem jednak mostów brak i trzeba uprawiać river crossing, który w pewnych kręgach Nowozelandczyków, uchodzi za istotniejszą aktywność, niż samo chodzenie po górach.
Jak patrzę na te widoki, to skojarzenie z lasami deszczowymi nasuwa mi się samo.
Dzisiejszy szlak jest gorszej jakości niż te, którymi przemieszczaliśmy się w poprzednie dni, więc po osiągnięciu North Egmont Summit Track cieszymy się, że na dół zejdziemy już szybko i sprawnie.
Przy Visitor Centre w North Egmont kończymy wycieczkę i pozostaje nam tylko poczekać na Shuttle Busa, który zawiezie nas do Ariki Backpackers w New Plymouth. Podczas oczekiwania, warto zobaczyć darmową wystawę w środku Visitor Centre.
Wycieczka na Mount Taranaki, jak i wcześniejszy Pouakai circuit, to bardzo fajny cel na kilkudniowe przejście. Chyba każdy się zgodzi, że widokowo jest pięknie. Surowe, wulkaniczne krajobrazy zawsze przyciągają wzrok, bo to coś całkiem innego, niż to, co widzimy na co dzień. Zresztą nawet tamtejsze lasy są dla nas zupełnie inne, więc i one wyglądają ładnie.
Planując wyjazd na Mount Taranaki, czy to na szczyt, czy jedynie do jego podnóży, warto mieć jakiś dzień zapasowy, by móc wybrać ten z lepszą pogodą.
Taką mądrą tabliczkę znalazłem w Visitor Centre, z której dowiedziałem się, że: Na Mount Taranaki często pada deszcz, tak samo jak na Milford Sound. Średnio w North Egmont spada 7200mm deszczu rocznie (dla porównania w Karkonoszach jest to ok. 1500 mm). Czyli moja często powtarzana teza, że w Nowej Zelandii ciągle pada, nie jest całkiem bezpodstawna ;) Ale jak widać, nawet jak pada, to widoki są na tyle ładne, że wycieczki są ciekawe - a jak się już wyschnie, to nawet nie pamięta się tego deszczu - w końcu tam wszystkie opady się zlewają ze sobą i są czymś "codziennym" ;)
Dookoła chmury. W dole widać młodszy wulkan Fanthams Peak/Panitahi (1966 m n.p.m.)
Mount Ruapehu
Schodzić będziemy inną drogą, niż wchodziliśmy. Idziemy na południe na Fanthams Peak, a potem już szlakiem w dół. Z Taranaki na Fanthams Peak szlaku nie ma, jest jedynie ścieżka. Zresztą w Nowej Zelandii szlaki prowadzą tylko w te najbardziej turystyczne miejsca, co nie znaczy, że nic poza nimi przejść nie można. Można, te najpopularniejsze warianty są nawet pozaznaczane na mapach, ale wtedy trzeba już być przygotowanym na samodzielne szukanie drogi i wiedzieć, co się robi.
Idziemy na koniec krateru i wchodzimy na jego krawędź. Trzeba uważać, jest krucho.
Krater
Fanthams Peak, tam schodzimy. Pułap chmur był idealny, świetnie podkreślał wygląd wulkanu.
Ścieżki nie znaleźliśmy, więc idziemy jak puszcza. Teren jest sypki, miejscami bardziej się zjeżdża niż schodzi i trzeba uważać na urywające się skały. Cieszymy się, że tędy nie podchodzimy, bo wejście przez to usypisko byłoby karkołomne.
Rangitoto Flat.
Coś tu przyleciało, ale już nie odleciało...
Fanthams Peak (1966 m n.p.m.) to łagodne wzniesienie, z kilkoma wyższymi punktami.
Pod szczytem jest też Syme Hut, górska chata z kategorii Standard. Zapewnia 10 materacy w środku i małą przestrzeń kuchenną. Jest też toaleta i woda z deszczówki. Zatrzymujemy się w niej na obiad, a później schodzimy.
W tle pięknie widać stożek Taranaki.
Tymi kamieniami wiedzie szlak. Jako że to już oficjalny szlak do chaty, oznakowany jest tyczkami, więc nawet gdy wchodzimy w chmury, nie mamy problemu z zejściem.
Hooker Shelter, wiata znajduje się już w terenie pokrytym niskimi drzewkami, ale przy gorszej pogodzie będzie na pewno świetnym miejscem odpoczynkowym. Bo nam nawet to zejście trochę dało po kolanach. W końcu tych metrów do zejścia trochę jest. Podobnie jak na podejściu, część szlaku prowadzi schodami.
Jest i typowy las.
Schodzimy do Dawson Falls, gdzie znajduje się parking, więc można przyjechać i zacząć stąd wycieczkę.
My wydłużamy jeszcze naszą trasę robiąc niemal całą pętlę Wilkies Pools Loop Track. Szlak prowadzi do serii wodnych kaskad i basenów na strumieniu Kapuni Stream.
Potem wracamy na naszą trasę, która wiedzie już typowym lasem.
Waingongoro Hut, meta naszego dzisiejszego dnia. Chata z kategorii "Serviced", więc mamy pełen wypas za 15 NZD. Schronisko oferuje 16 miejsc noclegowych i piec z opałem.
W schronisku znajduję zostawione nowozelandzkie piwo, więc rzeczywiście chata jest z pełnym wypasem ;) Smakuje bardzo dobrze po dniu wędrówki.
W naszej wersji trasy wyszło dzisiaj jakieś 14 km, 1470 m w górę i 1860 m zejścia. Najbardziej męczące okazały się odcinki z usypującym się wulkanicznym pyłem i drobnymi kamieniami.
Środa, 8 lutego 2023
W nocy padało, więc trawa jest jest mokra. Co za tym idzie, my po kilku minutach marszu wśród niskiej roślinności też ;) Ale cóż, to Nowa Zelandia. Zanim jeszcze ruszymy, widok sprzed schroniska umila picie herbaty.
Żeby dzisiejszy dzień trochę urozmaicić, idziemy do East Egmont. Generalnie musimy dojść do North Egmont, czyli miejsca, w którym zaczynaliśmy wędrówkę po Masywie Taranaki. Motywem przewodnim będzie wędrówka Curtis Falls Track, a potem Maketawa Track, do North Egmont Summit Track. Ostatni odcinek to po prostu droga jezdna do Tahurangi Lodge, o której już wspominałem wcześniej.
Jesteśmy niżej, więc las jest bardziej gęsty, a mosty konkretne.
Czasem jednak mostów brak i trzeba uprawiać river crossing, który w pewnych kręgach Nowozelandczyków, uchodzi za istotniejszą aktywność, niż samo chodzenie po górach.
Jak patrzę na te widoki, to skojarzenie z lasami deszczowymi nasuwa mi się samo.
Dzisiejszy szlak jest gorszej jakości niż te, którymi przemieszczaliśmy się w poprzednie dni, więc po osiągnięciu North Egmont Summit Track cieszymy się, że na dół zejdziemy już szybko i sprawnie.
Przy Visitor Centre w North Egmont kończymy wycieczkę i pozostaje nam tylko poczekać na Shuttle Busa, który zawiezie nas do Ariki Backpackers w New Plymouth. Podczas oczekiwania, warto zobaczyć darmową wystawę w środku Visitor Centre.
Wycieczka na Mount Taranaki, jak i wcześniejszy Pouakai circuit, to bardzo fajny cel na kilkudniowe przejście. Chyba każdy się zgodzi, że widokowo jest pięknie. Surowe, wulkaniczne krajobrazy zawsze przyciągają wzrok, bo to coś całkiem innego, niż to, co widzimy na co dzień. Zresztą nawet tamtejsze lasy są dla nas zupełnie inne, więc i one wyglądają ładnie.
Planując wyjazd na Mount Taranaki, czy to na szczyt, czy jedynie do jego podnóży, warto mieć jakiś dzień zapasowy, by móc wybrać ten z lepszą pogodą.
Taką mądrą tabliczkę znalazłem w Visitor Centre, z której dowiedziałem się, że: Na Mount Taranaki często pada deszcz, tak samo jak na Milford Sound. Średnio w North Egmont spada 7200mm deszczu rocznie (dla porównania w Karkonoszach jest to ok. 1500 mm). Czyli moja często powtarzana teza, że w Nowej Zelandii ciągle pada, nie jest całkiem bezpodstawna ;) Ale jak widać, nawet jak pada, to widoki są na tyle ładne, że wycieczki są ciekawe - a jak się już wyschnie, to nawet nie pamięta się tego deszczu - w końcu tam wszystkie opady się zlewają ze sobą i są czymś "codziennym" ;)
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Przepiękne krajobrazy! Dzięki za przyjemne wirtualne wycieczki po drugiej stronie globu.
OdpowiedzUsuńDziękuję i polecam kolejne wpisy ;)
UsuńKrajobrazy księżycowe, można by tam kręcić sfingowane lądowanie na satelicie Ziemi ;)
OdpowiedzUsuńTakie już uroki terenów wulkanicznych ;)
UsuńChodzenie po takim żwirku jest uciążliwe,( wiem bo chodziłem po śląskich hałdach) więc cieszę się że mogłem tylko popatrzeć na piękne widoki nie ruszając się z fotela. Wszystko tam jest inne niż u nas, dlatego też tak ciekawe. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDzięki i także pozdrawiam :)
UsuńDołączę się do przedmówców, plenery zacne. Tytułowy bohater o wschodzie słońca robi robotę. Red, bardzo zacna impreza.
OdpowiedzUsuńA jak Ci się podobają tamtejsze schroniska? Gdyby u nas takie były, rozważałbyś częstsze korzystanie ze schronisk?
UsuńSie wie 😎🙃
UsuńA ja napiszę coś nowego - Piękne widoki ;)
OdpowiedzUsuńHehe, tego to faktycznie nie było ;)
UsuńBardzo imponująca przygoda! Twoje opisy naprawdę przenoszą czytelnika w góry i pozwalają mu poczuć atmosferę każdego kroku. Podziwiam determinację, z jaką pokonujesz trasy i radzisz sobie z różnymi wyzwaniami na szlaku. Twoje doświadczenia z wspinaczki na Mount Taranaki są inspirujące dla wszystkich miłośników przyrody i górskich wędrówek. Dzięki za podzielenie się tymi wspaniałymi historiami z podróży!
OdpowiedzUsuń