Pouakai circuit

Pouakai Range (1395 m n.p.m.) to mocno zerodowany i porośnięty roślinnością stratowulkan na Wyspie Północnej Nowej Zelandii, położony na północ od Mount Taranaki. Składa się z pozostałości zapadniętego plejstoceńskiego wulkanu. Pasmo otoczone jest równiną osadów lahar, liczących około 250 000 lat.

Niedziela, 5 lutego 2023

Wystarczy spojrzeć na mapę, by zaciekawić się otoczeniem Mount Taranaki. Stożek otoczony jest przez las o idealnie kolistym kształcie, co świetnie widać na zdjęciach satelitarnych - zdjęcie satelitarne. Kształt ten powstał dzięki utworzeniu w promieniu 6 mil od wierzchołka rezerwatu przyrody w roku 1881, który w 1900 r. został przekształcony w Park Narodowy Egmont.
Na północnym-zachodzie od niego znajdują się starsze i niższe pozostałości wulkanów: od północy Paritutu Rock (156 m n.p.m.), Kaitake Range (684 m.n.p.m.), Pouakai Range (1395 m n.p.m.). A na południowym-wschodzie leży młodszy, ale niższy Fanthams Peak / Panitahi (1966 m n.p.m.).

Jest kilka możliwości zwiedzenia obszaru Parku Narodowego Edmunt, jednak wg mnie najlepsza jest zawsze wędrówka kilkudniowa, co pozwala poznać nie tylko jeden najbardziej znany szlak, ale też coś w okolicy. Tym sposobem Kasia opracowuje trasę ramową, która pozwala na modyfikacje zależnie od pogody (chyba jeszcze nie wspominałem, że w Nowej Zelandii cały czas pada? ;)

Rano spod naszego Ariki Backpackers mamy Shuttle Bus do North Egmont. Transport wyniósł nas 93 NZD za dwie osoby w dwie strony.
W North Egmont znajduje się Egmont National Park Visitor Centre, skąd można zacząć wędrówkę różnymi szlakami. Jest tam też parking, więc można przyjechać własnym autem. Kręcimy się trochę po okolicy, łudząc się, że przestanie padać, ale cóż, to Nowa Zelandia, więc ruszamy w deszczu przed siebie. Najpierw idziemy trasą nazwaną Pouakai circuit, jest to szlak w formie pętli o długości 25 km i startem/metą w North Egmont.
Lasy tutaj mają swoje plusy. Są ładne ;), gęste, zielone, bogate w różnorodne gatunki roślin i dosyć dobrze chronią przed deszczem. Za to długo trzymają wilgoć, więc nawet jak nie pada, to w kilka chwil buty i spodnie są całe mokre.

Przeglądanie mapy na skrzyżowaniu szlaków. Zaletą szlaków prowadzących przez las jest to, że nie można się na nich zgubić. Po prostu zejście z nich bez maczety jest niemożliwe ;) Nawet jeśli idzie się tylko ledwo widoczną ścieżką, oznacza to, iż idzie się dobrze.
Kolejny charakterystyczny obrazek z popularnych turystycznie szlaków. Most wiszący nad głęboką doliną rzeki. Jest kilka popularnych projektów, stosowanych pewnie zależnie od popularności miejsca jak i możliwości technicznych. Niektóre można przechodzić jedynie pojedynczo, bo ich wytrzymałość na więcej nie pozwala - stosowne informacje zamieszczone są przed wejściem na nie.
Podmokły teren sprawia, że w tych najbardziej grząskich miejscach ustawione są drewniane/metalowe podesty. Myślę, że bardziej dla ochrony danego miejsca niż dla wygody turystów. Na szlaku dobrze widać, co się dzieje z podmokłym terenem w miejscach, w których nie ma takich zabezpieczeń.
Wszędzie wzdłuż szlaków, a pewnie też poza nimi, poustawiane są pułapki na gryzonie. Generalnie wszystkie ssaki lądowe, jakie obecnie spotkać można w Nowej Zelandii są gatunkami przywiezionymi przez osadników i bardzo negatywnie wpływają na żyjące tam wcześniej gatunki zwierząt. Tym razem jedna ze spotkanych przez nas pułapek była pełna.

Kaiauai Shelter pozwala się schronić przed deszczem, odpocząć w suchym miejscu i coś zjeść.
Palmy.
Wchodzimy na Henry Peak (1224 m n.p.m.), na szczycie którego jest punkt widokowy z miejscem odpoczynkowym. My widoków nie mamy, więc szybko idziemy dalej, bo pada. Na dłużej zatrzymujemy się za to nad jeziorem o wiele mówiącej nazwie Pouakai Reflective Tarn. Jeziorko to słynie z pięknych widoków na Mount Taranaki, które ładnie odbija się w wodzie. Wystarczy wpisać jego nazwę w Google, by zobaczyć jak to wygląda w kilka dni w ciągu roku ;) U nas pogoda jest wiadoma, więc jedynie obchodzimy je dookoła, czytamy tabliczki informacyjne o tym miejscu i możemy zobaczyć zdjęcie wulkanu, który nad nami góruje.
Niedaleko od jeziora dochodzimy do miejsca, gdzie naszego szlaku dochodzi Mangorei Track. Odbijamy nim kawałek, by zobaczyć Pouakai Hut. Chata jest chyba pełna, bo wydaje nam się, że jest w środku komplet ludzi, więc robimy tylko zdjęcie i wracamy do naszego szlaku.

Czeka nas jeszcze kawałek przejścia lasem, po czym wychodzimy na Ahukawakawa Swamp (bagno), czyli obszar, który u nas nosiłby nazwę torfowiska. Powstał ok. 3500 lat temu, gdy wylew lawy zablokował Stony River. Miejsce wylewu nosi obecnie nazwę The Dome (1052 m n.p.m.), a na progu torfowiska stworzył się 30-to metrowy wodospad Bells Falls.
Schodzimy ramieniem na torfowisko.
Przez torfowisko idziemy systemem drewnianych podestów.


Doszliśmy do mety naszego dzisiejszego etapu. Holly Hut, to 32 miejscowe schronisko leżące u podnóża The Dome, należy do kategorii "Serviced hut". Schronisko wyższej kategorii, czyli wyposażone w materace, wodę, toalety, piec na drewno. Mogą mieć też palniki gazowe i opiekuna, ale nie muszą. Generalnie w żadnym nowozelandzkim schronisku nie kupimy nic do jedzenia ani picia, więc wszystko, co potrzebujemy podczas wędrówki, musimy wziąć ze sobą. Ma to swój klimat. Ta chata nie ma kuchni gazowej, więc do zrobienia posiłku potrzebujemy też własnego palnika gazowego. Jest za to oświetlenie solarne, więc trochę wygody mamy ;)
W piecu już się pali, więc do rana wszystko nam wyschło, a to jest ważne, bo mocno podnosi morale na wycieczce, zwłaszcza w taką pogodę ;)
Żeby nie było, że wszystko było ok, to powiem o pewnym nieprzyjemnym zdarzeniu, które miało miejsca podczas naszego lotu do NZ. Nie wiem, jak bardzo rzucali moim plecakiem, ale musiało być wystarczająco mocno, by mój garnek Primusa uległ wgnieceniu, a jednocześnie plastikowa pokrywka uległa całkowitemu połamaniu. Miała tyle kawałków, że nie było już opcji sklejenia jej nawet taśmą. Dlatego też na tym wyjeździe musiałem gotować bez przykrycia, gorzej że po powrocie czekał mnie zakup nowego garnka. Jak to skomentowała Kasia, było to tak traumatyczne zdarzenie, że kupiłem aż dwa garnki od Jetboila ;)
A podczas pobytu w Holly Hut udało mi się wylać na siebie podgrzewaną zupę. Na szczęście nie była jeszcze gorąca, więc jedynie skończyło się na wycieraniu podłogi i pachnących przez dłuższy czas jakąś pikantną zupą getrach. Nie wiem, jak się to stało, ale jeśli jedna porcja jedzenia znika, to znaczy, że na wycieczce mamy o jedną porcję jedzenia mniej ;) A przecież nic dodatkowego nie kupimy.

Poniedziałek, 6 lutego 2023

W nocy przestało padać, nawet wyszło słońce, a buty nam wyschły przez noc. Postanawiamy jeszcze podejść pod wodospad Bells Falls. Jest to wodospad na progu mijanego wczoraj torfowiska, ale musimy obejść The Dome na drugą stronę, by móc go zobaczyć. Szlak nie jest długi, ma 1,5 km i 150 m zejścia. Potem musimy oczywiście wrócić, ale idziemy na lekko, bo plecaki zostawiamy w schronisku.
Długo nie cieszyliśmy się suchymi butami, bo wystarczyło kilka minut wędrówki, by ponownie były całe mokre. Ale nie może być inaczej po przejściu przez gęstą roślinność i ścieżkę, która w niektórych miejscach nie różniła się wiele od jakiegoś strumienia. Czy widok na ten wodospad był tego warty? Niech każdy oceni sam.
Na powrocie mamy pierwszą okazję zobaczyć Mount Taranaki.
Zanim jednak ruszymy dalej szlakiem Pouakai circuit, wylewamy wodę z butów, podsuszamy trochę rzeczy w schronisku i jemy śniadanie. Ubrania całkiem nie wyschły, ale zakładamy mokre buty i idziemy dalej.
W stronę szczytu, na którym widać, że zaczyna wiać.
Prognozy pogody na dzisiaj przewidują wzrost zachmurzenia w ciągu dnia, silny wiatr i możliwy deszcz wieczorem i w nocy. Zobaczymy jak wyjdzie, bo rozważamy chyba trzy warianty trasy, ale zobaczymy co wyjdzie.
Spojrzenie do tyłu. Po lewej obły wierzchołek The Dome, to właśnie tu pojawiła się lawa, która zablokowała rzekę, tworząc torfowisko Ahukawakawa Swamp po prawej.
Głębokie wcięcie strumienia Minarapa Stream, a z prawej Carrington Ridge, którą można wejść na szczyt wprost od schroniska Holly Hut. Trasa praktycznie bez trudności technicznych, jedynie w dolnej części trzeba przedrzeć się przez krzaki ;) Ten wariant zostawiam zdesperowanym, znaczy wytrwałym zawodnikom, a my wybieramy wersję klasycznym szlakiem ;)
Wyraźnie widać najwyższe wzniesienie Mount Taranaki, a z jego prawej strony, ten zaokrąglony skalny grzbiet, nosi nazwę Turtle (żółw), pewnie przez pewne podobieństwo do tego zwierzęcia.
Nasz szlak wiedzie trawersem po północno-wschodnich zboczu Mt Taranaki, które jest całkiem rozległe.
Widok jak z jakiegoś parku jurajskiego, zieleń króluje.
W dole widoczne słupy bazaltowe, a wszystko pokryte gęstą roślinnością.
W pewnym momencie opuszczamy Pouakai circuit, które schodzi do North Egmont. W ten sposób omijamy ostatnie 2,4 km zejścia, a zamiast tego trawersujemy zbocze Humphries Castle, by dojść do Tahurangi Lodge. Jest to prywatne, bezobsługowe schronisko, do którego nie da się nawet wejść bez wcześniejszej rezerwacji - drzwi są na zamek elektroniczny, do którego kod otrzymuje się po rezerwacji miejsca. Jako że wieje, chowamy się tylko na trochę w przedsionku, a potem ruszamy dalej.
Wejście na szczyt dzisiaj odpuszczamy. Mimo że godzina jeszcze wczesna i czasu by nam starczyło, to coraz mocniejszy wiatr i chmury zakrywające cały wierzchołek nas zniechęcają. Postanawiamy odbić jeszcze 2,7 km dalej na południe, by dojść do Manganui Shelter. Wymaga to od nas zejście ponad 300 m, ale to co na miejscu zastajemy, można na prawdę zakwalifikować jako wiatę 5*.
Ma ona pewny mankament, że niedostępna jest w sezonie zimowym, gdyż wtedy pełni rolę m.in. kasy w ośrodku narciarskim. Jednak latem, gdy wyciąg jest nieczynny, można przyjść i w niej przenocować.
Do dyspozycji mamy zamykane pomieszczenie, toalety z ogrzewaną przez słońce wodą, światło i prąd w gniazdkach!
W takich luksusach w darmowej wiacie jeszcze nie spałem, ale nie miałbym nic przeciwko większej ilości takich miejsc na turystycznej mapie.

Jako, że skończyliśmy już przejście Pouakai circuit, a jutro ruszymy całkiem innym szlakiem, to i tę relację skończę w tym miejscu. A o tym, co przyniosły kolejne dni, będzie w następnym odcinku ;)

Komentarze

  1. Widoki wręcz obłędne. Tylko muszę zapamiętać o gumiakach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gumiaki mogą okazać się za niskie :P Nie jest tak źle, buty w pyle wulkanicznym szybko wysychają ;)

      Usuń
  2. Przeczytałem i obejrzałem z dużym zainteresowaniem. Miejsce dla mnie egzotyczne tak pod względem roślinności jak i widoków. Jeśli chodzi o pytanie dotyczące wodospadu odpowiem, że warto. O mokrych butach szybko zapomnicie, albo wspominać będziecie z uśmiechem a widok jest przepiękny. W drugim dniu przy słonecznej już pogodzie z widokami zapierającymi dech, pewnie szło się dużo lepiej. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już po roku nie pamiętam aż tak bardzo o tym deszczu, chociaż może się na niego trochę uodporniłem podczas tego wyjazdu? ;) Na pewno warto było pojechać.

      Usuń
  3. To niesamowite, że podzieliliście się swoją przygodą na Pouakai circuit! Opisy i zdjęcia przenoszą czytelnika wprost na szlak, pozwalając mu poczuć atmosferę wędrówki. Mimo trudnych warunków pogodowych, widać, że czerpaliście wiele radości z odkrywania tych magicznych miejsc. Czytając wasze relacje, można poczuć ten niezwykły klimat Nowej Zelandii i zrozumieć, dlaczego warto tam się wybrać na wędrówki. Dzięki za podzielenie się tymi wspaniałymi doświadczeniami ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz