Rejon Tre Cime i Monte Paterno 2744 m



Tre Cime di Lavaredo, po polsku Trzy Szczyty Lavaredo, to masyw będący symbolem Dolomitów. Składa się w rzeczywistości z pięciu szczytów: Cima Ovest (2973 m), Cima Grande (3003 m), Cima Piccola (2857 m) oraz dwóch mniejszych Piccolissima (2 700 m) i Punta di Frida (2792m m). Są to wysokie, pionowe i wąskie skalne wieże, które dzięki swojemu wyglądowi od północnej strony, przyciągają w swój rejon całe rzesze turystów. Taka wycieczka wcale nie musi być trudna, bo pod ich podnóże można przyjechać autobusem lub samochodem, a dalej prowadzi bardzo łatwa, szeroka i łagodna droga.

Czwartek, 11 lipca 2019

Rifugio Auronzo, 101, Forc. Lavaredo, 104, 107, Forc. Pian di Cengia, 101, Rifugio Locatelli, 101, Rifugio Auronzo

Właśnie ta perspektywa łagodnej i spokojnej wycieczki przekonała nas do wybrania tego rejonu jako dzisiejszy cel. Bo będziemy wędrować z dużymi plecakami, z okazji zmiany miejsca kempingowania. Kolejne noce spędzimy na Campingu Alla Baita w Misurinie. Jednak wcześniej jedziemy bezpośrednim autobusem z Lago di Dobbiaco pod Rifugio Auronzo, czyli schroniska u samych stóp Tre Cime. Nie chcemy tracić czasu na robienie przystanku na nowym miejscu noclegowym.

Na parking u podnóża symbolu Dolomitów można przyjechać własnym autem, jak i jednym z często kursujących autobusów. Cena za wjazd autem jest dość wysoka, ale chętnych nie brakuje. Stąd Tre Cime prezentują się niespecjalnie, ale to ich cecha ogólna. Bo ten słynny widok, który wszyscy kojarzą, można podziwiać od północy. Z rejonu parkingu i położonego niedaleko niego schroniska Rifugio Auronzo, widać za to całkiem ładną okolicę.

Masyw Cadini di Misurina, w tle wyłania się Sorapis.


Gruppo del Cristallo


Jakby ktoś mi nie wierzył, że od południa Tre Cime to nic specjalnego, oto zdjęcie pokazujące je od tej strony. Mało spektakularne, prawda?


Od Rifugio Auronzo prowadzi nas szeroka, łagodna szutrowa droga, którą idą duże tłumy. W końcu to jedno z najpopularniejszych miejsc w Dolomitach, a droga łatwa.
Rifugio Lavaredo i górujący nad nim Monte Paterno


W tym miejscu szlak się rozdziela. Można iść krótszą drogą do Rifugio Antonio Locatelli, albo obejść jeszcze masyw Monte Paterno i również dojść do tego schroniska. My obieramy tą drugą opcję.
Rifugio Lavaredo i Cadini di Misurina


Trochę musimy zejść.


Ale ścieżka cały czas łatwa, a widoki piękne ;)


Pojawiają się nawet zielone akcenty i inne alpejskie pasma.




W górnej części doliny przechodzimy obok niewielkiego Lago di Cengia.


Wszędzie dookoła pionowe ściany.




Wejście na przełęcz było już bardziej męczące, bo trzeba było w końcu zdobyć wysokość ;) Ale trudności technicznych brak. Nadal idzie się łatwą ścieżką.


Teraz kawałek idziemy na kolejną przełęcz, tym razem nazwaną na naszej mapie Forcella Pian di Cengia (2522 m). Stąd do Rifugio Locatelli szlak wiedzie trawersując podnóża Monte Paterno. Widoki na tym odcinku są niestety mocno ograniczone, ale okolica schroniska to całkowicie wynagradza. Co prawda nie ma tam panoramy 360°, ale to co widać wystarcza.

Tre Cime


Monte Paterno


Do tego jeszcze kilka mniej wyróżniających się szczytów. Ale to właśnie tytułowe Tre Cime najbardziej skupia wzrok wszystkich.




Robimy przerwę na drugie śniadanie i zaczynamy powrót na parking przez Forcella Lavaredo. Czym bliżej przełęczy, tym widoki rozleglejsze i bym nawet powiedział, że ładniejsze. Od tej strony dobrze widać duże, przewieszone ściany Tre Cime.


Widać także Croda dei Baranci, szczyt na którym byłem poprzedniego dnia. To ten z prawej strony na drugim planie.


Po lewej Croda dei Baranci


Rifugio Locatelli i górujące nad nim Sasso di Sesto.


Croda dei Baranci


Alpejskie granie


Schodzimy jeszcze na parking, skąd do Misuriny jedziemy autobusem. Robimy zakupy w sklepie i rozkładamy namiot na Campingu Alla Baita, który przez najbliższy czas stanie się naszą bazą wypadową.

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/1W19qCGJkTNRiync9



Niedziela, 14 lipca 2019

Rifugio Locatelli, De Luca-Innerkofler, Monte Paterno, Passportensteig, Rifugio Auronzo

Kilka dni później, prognozy pogody dają szansę na bardzo ładny dzień do południa, a później mają być burze. Więc jako szybki cel wycieczki obieram Monte Paterno. Jest to mierzący 2744 metrów szczyt położony tuż obok Tre Cime, który obeszliśmy w czwartek dookoła. Tym razem jednak chcę wejść na niego. Przeglądając mapę, widzę, że są trzy możliwości i każdą z nich wiedzie via ferrata.

Ja wybieram wejście od Rifugio Locatelli ferratą De Luca-Innerkofler, a zejście Passportensteig na Forcella Lavaredo.

Pod schronisko Auronzo podjeżdżam autobusem z Misuriny. Jest ok. 8:30 i podchodzę do góry. Pogoda piękna.


Aż do Rifugio Locatelli prowadzi szeroka droga, ta sama którą w czwartek wracaliśmy na parking.




Pięknie poszarpana grupa Rocca dei Baranci.


Sasso di Sesto. Wygląda na ciężki do zdobycia, ale od tyłu jest łatwy szlak/ścieżka. Tam też postanawiam jeszcze zajść, zanim udam się na ferratę.


Croda dei Baranci


I oczywiście Tre Cime, które w dalszym ciągu przyciągają większość uwagi.


Monte Paterno, tam już niedługo będę wchodził.


Widok z okolic Rifugio Locatelli.


Od lewej: Monte Paterno, Sasso di Sesto, Tre Cime. Ścieżka od tej strony jest rzeczywiście łatwa.


Gruppo del Cristallo i płaska Monte Piano.


Wracam pod Rifugio Locatelli i z zamiarem przejścia ferraty ruszam w górę w stronę Monte Paterno. Początkowo trasa wiedzie przez wydrążone w trakcie I Wojny Światowej tunele.

Co pewien czas pojawiają się okna skalne i odcinki odsłonięte, które umożliwiają zerknięcie na okolicę.




Idąc tunelami zdobywa się trochę wysokości. Częściowo są tam schody, część trasy to tylko pochyłe korytarze.


Masyw Tre Scarperi.


Tutaj zaczyna się bardziej wymagająca część trasy, bo mamy do pokonania kilkudziesięciometrową pionową ścianę. Nie jest bardzo trudna, a stalowa lina umożliwia asekurację.

Na chwilę zatrzymuję się na przełęczy. Nie stoję tu jednak długo, bo miejsca mało, a ludzi trochę się zbiera. W tym są grupy z przewodnikami. Widok do tyłu.


Oraz w stronę gdzie odbija ferrata Schartensteig.


Początkowy odcinek wiodący na szczyt.


Nie jest trudny, jedynie eksponowany, więc razie czego, jest gdzie polecieć. Stalowe liny rozłożone są jednak dobrze.

Na szczycie nie ma aż tak dużo osób, więc można w spokoju usiąść i posiedzieć nawet dłuższa chwilę.

Widoki niewiele różnią się od tych widzianych wcześniej. A Tre Cime wygląda chyba nawet mniej okazale.






Wracam do przełęczy, na której już wcześniej byłem i zaczynam zejście sypkim żlebem opadającym na południe. W pewnym miejscu trzeba odbić w prawo, by trafić na dalszą część szlaku i ferratę Passportensteig.

Jest łatwa, częste wpinanie karabinków by tylko uprzykrzało przejście. Myślę jednak, że w przypadku śliskiej nawierzchni, lina jest dużym ułatwieniem. Spora część trasy, aż do Forcella Lavaredo, również prowadzi tunelami i wykutymi półkami z czasów wojny.

Gdy jestem w rejonie przełęczy, chmurzy się mocno i po chwili widzę, jak zaczyna padać deszcz nad Cadini di Misurina.


Ja na szczęście zdążam zejść na parking, zanim burza nadciąga nad Tre Cime. Wsiadam w najbliższy autobus i wracam na camping. Udało mi się uniknąć deszczu :)

Jeżeli ktoś będzie w rejonie Tre Cime, a warto tu się pojawić będąc w Dolomitach, to można przy okazji wejść na Monte Paterno. Trasa nie jest bardzo trudna, ferrata opisywana jest jako średnia, a da możliwość zapoznania się ze sprzętem ferratowym. Jeżeli jednak chcemy ograniczyć się do chodzenia, to widokowo za wiele nie stracimy. Bowiem widoki spod schroniska Locatelli, czy Przełęczy Lavaredo są rewelacyjne i wcale nie gorsze niż z Monte Paterno. Zawsze można zajść jeszcze na łatwy spacer na Sasso di Sesto, czy pokręcić się po jednej z okolicznych dolin. Chociaż nie mam na myśli schodzenia do dołu, a górne partie, gdzie doliny są rozległe i płaskie, ale gwarantują świetne widoki na okolicę.

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/SqsJuYYmzUcNfvjZ8




Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).

Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

  1. Trasa choć piękna już chyba nie dla mnie, a dla żony już całkowicie odpada. Skoro widoki są piękne i z niższych poziomów to w moim wieku powinno mnie to zadowolić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo czekałem na dolomitowe akcenty pierwszowojenne, ale wreszcie się doczekałem. Tylko coś ich mało :( Ale cieszmy się z tego, że w ogóle są :D Te tunele, przez które przechodziłeś, wykonali żołnierze włoscy czy austro-węgierscy? W kolejnych częściach będzie coś obszerniej o śladach I wojny światowej na tamtych terenach? Dyhrenfurth tam był :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednym z kolejnych wpisów będzie ich dużo więcej ;) Wręcz można powiedzieć, że to będzie niemal cały wpis o tym.

      Te tunele na Monte Paterno kopali Włosi, bo szybciej wpadli na to, że ten szczyt jest istotny dla utrzymania swoich pozycji w okolicy. Austriacy później próbowali go przejąć, ale mieli duże problemy z tym i chyba nawet im się to nie udało.

      Usuń
    2. Tunele wykopali Alpini, ale nie jest prawdą, że Austriacy nie zdawali sobie sprawy z wagi tego szczytu. Ten szczyt to legenda I wojny światowej, to właśnie na nim zginął starając się go odbić z rąk Alpini wielki wręcz legendarny przewodnik Sepp Innerkofler. Trzeba pamiętać, że początek wojny zaskoczył w pewnym stopniu cesarsko-królewskie wojska. Prawie wszystkie siły były skierowane do walk na froncie rosyjskim i w początkowym okresie granicy pilnowały zmobilizowane oddziały związków strzeleckich (Standschützen). To organizacja do której należeli niepoborowi, czyli młodsi niż 18 i starsi niż 50 lat, ale mająca na prawie obowiązującego z XVI wieku stawić się do obrony granic Tyrolu. Słynny Sepp Innerkofler był jednym z dowódców tzw. latających patroli, które przemierzały trasy, wchodziły na szczyty i przełęcze, manifestowały swoją obecność, a nawet oddawały niepotrzebne strzały aby Włosi myśleli, że stacjonują tam dużo większe siły. Faktycznie mimo rad Seppa dowództwo nie wystawiło stałego posterunku na Monte Paterno i szybko zajęli go Alpini. Próba odbicia skończyła się tragicznie, wśród zabitych był również legendarny przewodnik, człowiek przed wojną zarządzający schroniskiem Tre Cime Sepp Innerkofler. Jest wiele opowieści jak zginął, ta najbardziej barwna mówi, że zginął spadając w przepaść trawiony wielkim kamieniem rzuconym przez Alpini De Luca. Dlatego ferrata nosi nazwę De Luca – Innerkofler. Aby dodać smaku tej opowieści, natchnąłem się na informacje, że kilka dni wcześniej De Luca wspinał się na jedną z wierz Tre Cime, gdzie utknął w czasie wspinaczki. Podobno Włosi poszli do Austriaków po pomoc, wiedząc, że jest tam właśnie legendarny przewodnik tego rejonu Sepp Innerkofler. Podobno dwóch włoskich oficerów zostało jako zakładnicy w obozie Austriaków, gdy Sepp wyruszył ratować De Lucę z opresji. Na łożu śmierci De Luca potwierdził tę historię, ale to wszystko podobno. Inne wersje głoszą, że Sepp zginął od ostrzału własnych wojsk, które nie były poinformowane o jego akcji. Inny legendarny alpinista tamtego czasu, świetnie znający ten region Antonio Berti, wówczas dowódca szpitala polowego pod Tre Cime, wysłał ludzi aby odnaleźli ciało Seppa i pochowali na szczycie jego ulubionej góry – Monte Paterno. Apini pochowali legendę regonu, z jego własnej liny upletli krzyż i umieścili tablicę z napisem „Sepp Innerkofler, Guida”, podobno z dopiskiem „Al morto re delle Dolomiti, i suoi nemici!” (Do zmarłego króla Dolomitów, jego wrogowie). Równie ciekawą postacią w tym czasie w tym miejscu był słynny Fausto de Zolt. Kiedy wybuchła wojna, został przydzielony do 7-ego regimentu. Zasłynął już w pierwszych tygodniach wojny; najwyższe dowództwo zadecydowało o atak w oparciu o linię graniczną na północ od Tre Cime di Lavaredo. Atak miał się odbyć przy wsparciu artylerii przetransportowanej do trzech czwartych wysokości potężnej ściany Cima Grande. Pole bitwy oświetlała wielka latarnia znajdująca się na szczycie. Opowieść o tym jak Fausto ze swoimi żołnierzami wniósł ją prawie na szczyt Cima Grande weszła do klasycznych wojennych opowieści o Dolomitach, ale takich opowieści jest wiele jak choćby bitwa o niedaleką przełęcz Sentinella. Ale może wystarczy 😊

      Usuń
    3. Przepraszam nie podpisałem się powyżej. Lech Dutkiewicz (współautor przewodnika "Dolomity na ferratach - przewodnik")

      Usuń
    4. Przepraszam za kilka błędów, które wkradły się w mój wczorajszy komentarz, to jakieś wieczorne rozkojarzenie. Powinno być w kolejnych miejscach (na pewno znajdziecie w których): trafiony wielkim kamieniem/natknąłem się na informacje/De Luca wspinał się na jedną z wież Tre Cime (i pewnie wierzył w sukces :)
      Lech Dutkiewicz, współautor książki Dolomity na ferratach-Przewodnik. Wyd. 09.2020.

      Usuń
    5. Wielkie dzięki za tak obszerny i pełen wiedzy wpis. Ciekawe historie przytoczyłeś :)

      To jest niestety mankament na bloggerze, że nie ma możliwości edycji komentarzy, by poprawić jakieś drobne błędy.

      Usuń
  3. Witam, wybieramy się niebawem w okolice Tre Cimie. Mam pytanie, czy do przejścia szlakiem przez ferraty niezbędny jest sprzęt alpinistyczny, uprzęż, liny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie do bezpiecznego przejścia ferrat trzeba mieć sprzęt ferratowy, czyli uprząż, kask i lonżę oraz wiedzieć jak z tego bezpiecznie korzystać.

      Bez sprzętu spokojnie mogę polecić trasę, którą przeszliśmy pierwszego dnia. Można ją nawet trochę rozszerzyć o coś w okolicy bez trudności. Bo na większość szczytów w tej okolicy chyba prowadzą ferraty.

      Usuń

Prześlij komentarz