Korona Kocich Gór

Korona Kocich Gór to rowerowy szlak zlokalizowany na Wzgórzach Trzebnickich o całkiem konkretnej długości. Do tego nie jest to sam płaski asfalt, więc może zmęczyć. Mnie do niego przekonała nazwa (w końcu góry ;) ) oraz łatwość dojazdu na start i metę. Początkowo nie planowałem z niego tworzyć relacji, jednak po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że był to na tyle ciekawy wyjazd, że warto parę słów o nim napisać.

Sobota, 3 czerwca 2023

Bukowina Sycowska, Gola Wielka, Twardogóra, Grabowno Wielkie, Zawonia, Brochocin, Trzebnica, Przecławice, Oborniki Śląskie, Bagno, Strupina, Skokowa

O samym szlaku "Korona Kocich Gór" dowiedziałem się ze strony Dolny Ślask Rowerem, gdzie można przejrzeć na mapie różne propozycje rowerowych wycieczek i krótko o nich poczytać.

Tytułowy szlak zaczyna się na wzgórzu Wieża (248 m n.p.m.) i kończy w wiosce Strupina. Jednak fakt, że oba te miejsca leżą blisko linii kolejowych z Wrocławia, sprawia, że właśnie na tych przystankach warto zacząć trasę. Jest to odpowiednio Bukowina Sycowska i Skokowa.

Z Kasią wysiadamy z pociągu w Bukowinie Sycowskiej o 10:00 i jedziemy odcinkiem "specjalnym" pod Wieżę.
Wieża to całkowicie porośnięte lasem wzniesienie, więc zostawiamy rowery przy ścieżce i idziemy w las, szukać najwyższego miejsca. Znajdujemy słupek, który stanie się naszym symbolicznym punktem startu.
Początkowo trasa wiedzie lasami, po wygodnych leśnych drogach. Jedynie na krótkich fragmentach mamy piasek, który lepiej omijać.
Wieża przeciwpożarowa koło Chełstowskiej Góry (268 m n.p.m.).
Piekarnio-cukiernia koło stacji kolejowej w Twardogórze to dobre miejsce na przerwę na drugie śniadanie.
Na jakiś czas pojawiają się widoki, jednak nie na długo. Nadal jesteśmy w tej części bardziej lesistej.
Po drodze mijamy jakąś kopalnię.
Jadąc przez Malerzów mijamy sporo poniemieckich, ceglanych domów. Wydają się zadbane i ładnie się prezentują.
Za chwilę zjeżdżamy z asfaltu i czeka nas dłuższy odcinek leśny. Jednak to już koniec tego etapu, bo później będzie już bardziej widokowo, w okolicy Trzebnicy.
Wieża przeciwpożarowa w rejonie Łuczyńskiej Góry (228 m n.p.m.).
Drugą przerwę na zjedzenie czegoś robimy na przystanku autobusowym w Zawoni, obok kościoła św. Jadwigi.
Las się skończył, są widoki na pofalowane wzgórza.

Widać Wrocław, rejon stał się dla mnie znany z wcześniejszych wyjazdów rowerowych. Zresztą wcześniej też część znałem, jednak tylko fragmentami.
Stawy w Trzebnicy. Akurat gdy tam przejeżdżaliśmy, trwał jakiś festiwal food trucków, więc zasiadamy na obiad. Do tego po jakimś bezalkoholowym piwie i możemy jechać dalej, chociaż początkowo było ciężko. W Trzebnicy nasze morale co do zrobienia całości trasy zaczynają powoli słabnąć. Spowodowane jest to dosyć wolnym tempem, gdyż pierwsza część trasy wiedzie w dużej części terenem nieutwardzonym, przewyższenia też się trafiają, więc jedzie się wolno.
Na szczęście teraz się to zmienia i nie ma już takich przewyższeń, a nawierzchnia w większości jest asfaltowa lub dobrze utwardzona.

Pod koniec ponownie wjeżdżamy w teren lesisty, więc widoki zanikają, a do tego trochę zaczyna nam się śpieszyć, bo jeśli nie zdążymy na pociąg o 18:35, to do kolejnego będziemy musieli czekać ponad 2 godziny. Pod kościołem w Strupinie meldujemy się o 18:25. Nie ma czasu na zwiedzanie, szybkie zdjęcie i jedziemy na pociąg do Skokowej. Zdążamy, a on jeszcze ma kilka minut opóźnienia. Jedziemy na Wrocław Główny, skąd jeszcze końcowe 10 km do domu.
Całość trasy Korony Gór Kocich w naszym wypadku wyszła równe 100 km i 900 m przewyższenia. Do tego 10 km dojazdu do domu i mamy już ładny wynik. "Przewodnikowy" dystans jest ciut krótszy, jednak zdarzają się odcinki gorzej oznakowane, a dodatkowo trochę nam zajęło odnalezienie początku trasy. Mimo wszystko ilość przewyższenia na trasie trochę mnie zaskoczyła. Nie czuć tego było podczas jazdy.

Trasę można podzielić na trzy części. Wschodnia to typowe leśne drogi, miejscami piaszczyste lub mniej twarde. Środkowa to widokowe wzgórza w okolicy Trzebnicy, tu warto przyjechać nawet tylko dla tych terenów. Zachodnia końcówka to ponownie las, jednak już z asfaltem. Szybko można dokończyć szlak.

Patrząc całościowo jest to ciekawy szlak, który warto przejechać. Jadąc jednak w jeden dzień ma się mało czasu na zobaczenie wszystkich ciekawostek po drodze, więc można rozważyć rozbicie go na dwa odcinki - Trzebnica, mniej więcej na środku, idealnie się do tego nadaje.

Komentarze

  1. Króciutki odcinek tej trasy, w okolicy Trzebnicy pokonałem kiedyś jadąc z Rawicza do Prudnika. Zrobiłem wtedy ok 180 km , i jak na razie jest to mój rekord przejechany w jeden dzień na rowerze. Właśnie okolice Trzebnicy i później Nysy były najbardziej malownicze na tej trasie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero konkret trasa :) Dla mnie na razie to wartość ponad oczekiwaniami ;)

      Okolice Trzebnicy są bardzo atrakcyjne widokowo. Chociaż mam wrażenie, że trochę niedoceniane.

      Usuń
  2. Zdarzyło mi się jakiś czas temu zrobić trasę z Biskupina (wrocławskiego, oczywiscie) przez Wzgórza Trzebnickie, 77 km, mój rowerowy rekord, gdzie mi tam do was 😊 wiosną, kiedy kwitł rzepak i było żółto-zielono, piękne wspomnienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję pojechać kiedyś do Trzebnicy pociągiem i później już po okolicy pokręcić się na rowerze. Myślę, że znajdziesz sporo ciekawych miejsc tam :)
      Wiosna to bardzo fajna pora na rowerowe wycieczki. 77 km to też ładny wynik :)

      Usuń
    2. Może jeszcze kiedyś sie uda, tylko wiesz, pesel coraz bardziej... wymagajacy ;)

      Usuń

Prześlij komentarz