Słowacka majówka

Szukając pomysłu na moją majówkę, zwróciłem swój wzrok ku dawno nieodwiedzanej Słowacji. Tam ciekawych pasm jest dużo, więc można coś fajnego zaplanować. Zależało mi, by były widoki na Tatry, bo te wiosenne, ośnieżone góry zawsze bardzo podkreślają atrakcyjność krajobrazu. Tym oto sposobem padło na Góry Lewockie i dalszą wędrówkę do Polski przez Pieniny.

Poniedziałek, 8 maja 2023

Levoča, , Zbojnícka lúka, , Spálená chata

W kwestii transportu sprawdzam nową opcję: najpierw pociągiem do Krakowa, skąd o 21:50 mam FlixBusa do Popradu. Tu jestem o 0:45, gdzie mam chwilę oczekiwania, bo kolejny autobus jest dopiero 2:50. Wykorzystuję ten czas najlepiej jak mogę, czyli zajmuję ławkę na dworcu autobusowym, gdzieś między stojącymi autobusami komunikacji miejskiej. Jest to o tyle strategiczne miejsce, gdyż tu jestem osłonięty przed wiejącym wiatrem.
Wsiadam w autobus i jadę do Lewoczy. Wysiadam na tamtejszym dworcu o 3:25 i mogę ruszać w góry. Początkowo jeszcze po ciemku przez opustoszałe miasto, w tym główny plac z dwoma dużymi kościołami, by po jakimś czasie na chwilę odpalić czołówkę, gdy już opuszczę teren miejski. Powoli robi się jaśniej, jednak chmurzy się coraz bardziej, a do tego zaczyna jakby kropić. Prognozy nic o opadzie nie mówiły, jednak postanawiam schować się tak na wszelki wypadek, jeśli nadarzy się dobra okazja. I taka okazja trafia się na polanie, za miejscem oznaczonym na mapie jako Tabor. Od szlaku odbija polna droga, a kawałek od niej dostrzegam ambonę myśliwską.
Przed 6tą jestem już w śpiworze, a po 3 godzinach ruszam dalej. Wydaje mi się, że ostatecznie tylko przez chwilę pokropiło, ale co się przespałem, to moje. Na pewno nie był to zmarnowany czas, bo dzień przede mną długi, a jak się okaże, dosyć wymagający pod względem warunków.
Po 9tej ruszam szlakiem przed siebie. Droga jest wygodna i wyraźna.
Mijam ruiny Corneliusovej chaty.
Większość Gór Lewockich jeszcze niedawno była niedostępna turystycznie, ponieważ sporą ich część zajmował wojskowy poligon. Został zamknięty w 2005 roku, jednak dopiero od 2011 roku obszar jest ponownie przejmowany przez władze cywilne. Wyznakowanych szlaków nie ma za wiele, jest jednak bardzo dużo dobrych dróg, którymi można wędrować czy też jeździć rowerem. Wiele odcinków byłoby idealnych na rower.

Dostrzegam wieże widokową Marčulina.

Zdobywam wysokość i na rozdrożu z żółtym szlakiem przy Pamätník SNP warunki zupełnie się zmieniają. Uderza we mnie mocny, zimny wiatr, temperatura jakby spadła, a ilość wilgoci w powietrzu mocno wzrosła. Zmianę widać także po drzewach, które pokryły się białą warstwą szadzi.
Ubieram na siebie grubą koszulkę, polar i kurtkę i przez resztę dnia w takim stroju będę wędrować. Niezależnie czy idąc w górę, czy schodząc. Za ciepło mi nie było w żadnym przypadku.
Wieża Marčulina jest chyba jeszcze w budowie, a znajduje się na południowym wierzchołku Javoriny (1225 m n.p.m.). By nie wracać do szlaku tak jak przyszedłem, idę ścieżką przez szczyt Javorina, mijając po drodze kilka jeziorek.

Klimat jest. Te obielone choinki kojarzą mi się z wyjazdem majówkowym w Masyw Śnieżnika z 2014 roku.
Chwila nudniejszej wędrówki i mijam fajną wiatkę na rozdrożu Malý Václavák. Zbliżam się do najwyższego szczytu Gór Lewockich, którym jest Čierna hora. Na wierzchołek nie prowadzi szlak, jednak wejście nie jest jakoś skomplikowane. Szlak mocno skręca u podnóży szczytu o 90 stopni w lewo i obchodzi masyw od lewej.
By wejść na grzbiet można odbić w niewyraźne ścieżki w prawo i kręcąc się jakoś wejść na górę. Inną możliwością jest pójść od razu w górę, by na szagę wbić się na grzbiet.
Stąd wyraźną drogą w prawo i jestem przy najwyższym punkcie Čierna hora (1289 m n.p.m.). Jest krzyż i słupek.
Chowam się za drzewami i robię przerwę. Do szlaku postanawiam dojść trochę inaczej niż z niego odbijałem. Idę grzbietem na szczyt Ihla (1283 m n.p.m.).
Przy ładnej pogodzie pewnie zapewnia szerokie panoramy. Teraz widzę jedynie chmury i szlak w dole. Do szlaku również idę najprostszym wariantem, czyli prosto w dół. Można także iść ścieżkami, chociaż będzie to ciut dłuższa wędrówka.

Čierna hora już za mną.
Po zejściu na wysokość ok. 900 m mogę ściągnąć polar. Robi się cieplej i znika wilgoć z powietrza.
Łąki powyżej wsi Lomnička byłyby świetnym miejscem na nocleg, jednak mocno wieje, co mnie zniechęca do tego pomysłu. Na mapie kawałek niżej mam zaznaczone ruiny Spálená chata, może tam będzie coś fajnego?
Miejsce okazuje się płaskie, obok strumienia, więc na biwak idealne. Na kolację serwuję sobie kiełbasę na gorąco, kilka kubków herbaty i po zachodzie słońca idę spać. Na niebie zaczynają pojawiać się ciężkie chmury, które rodzą we mnie trochę obaw, jednak prognozy się sprawdzają i w nocy nic nie pada.
To był długi dzień, przeszedłem 43 km i 1300 m w górę.
Wtorek, 9 maja 2023

Spálená chata, , Vyšné Ružbachy, , Czerwony Klasztor, Sromowce Niżne, , Sromowce Wyżne, , Bartuśka

W nocy była rosa, jednak śpiwór mam suchy. Chyba choinka, pod którą się rozłożyłem, przejęła osiadającą wilgoć. Po śniadaniu zwijam rzeczy i ruszam.
Do wyjścia z lasu mam niedaleko, a później wśród łąk schodzę do Nižné Ružbachy, by dalej asfaltem dojść do Vyšné Ružbachy.
Przekraczam Poprad.
Odrobina asfaltu jeszcze nikogo nie zabiła, jednak moje "nowe" buty sprawiają mi problemy. W tych butach już trochę chodziłem, ale tylko na krótkich jednodniowych wypadach albo po mieście. Wtedy problemów nie miałem. Jednak na dłuższej wycieczce, z większym plecakiem już odczuwam problem. Pomijam odciski, bo to nie przeszkadza na dłuższą metę, ale ból ścięgna w lewej stopie już może mieć długofalowe skutki. Na razie jest znośnie, ale z czasem będzie coraz gorzej. A buty to Highland Creek. Jeżeli ktoś chce ich używać na czymś bardziej wymagającym niż spacer na lekko na popołudniowym wypadzie, to nie polecam. Jednak na lekkie wypady są świetne.
Vyšné Ružbachy zatrzymują mnie na dłużej. Zachodzę do sklepu w celu zakupu kofoli. Jedna idzie na miejscu, druga na wynos. Na Słowacji mają już kaucje za butelki plastikowe, więc jedną zwracam, drugą niestety muszę przeboleć ;)
Czeka mnie teraz trochę podejścia na Veterný vrch, który leży w paśmie Magury Spiskiej.
Co jakiś czas między chmurami pojawiają się Tatry.
Veterný vrch (1111 m n.p.m.) i charakterystyczny dla niego szczytowy miś.
Jest też ławeczka, na której zasiadam na dłużej. Gotuję herbatę, wyciągam coś do jedzenia i oglądam Tatry. Częściowo niestety chowają się w chmurach, jednak widok i tak jest bardzo dobry.
Trzy Korony w Pieninach. Zawsze gdy widzę pienińskie szczyty, jestem zaskoczony, że są tak blisko. Ale to dlatego, bo mam przeświadczenie, że jest to dalekie pasmo górskie, co nie do końca jest prawdą ;) Ale każdy ma jakąś swoja wizję świata.
Schodzę do wsi Veľký Lipník w dolinie rzeki Lipnik. Na tym potoku jest też granica oddzielająca Magurę Spiską od Pienin.
Ta okolica jest bardzo ładna.

Wchodząc na grzbiet Plašnej ukazują mi się Tatry.
Z drugiej strony mam świetne widoki na Pieniny.

Plašná (889 m n.p.m.), przerwa na łyk wody i idę dalej.
Pieniny wzywają.
Ta okolica jest wręcz pocztówkowa.
Czerwony Klasztor.

Koło Czerwonego Klasztoru jest mały park będący pomnikiem przyrody "Pieninské lipy". Mocno mnie to miejsce rozczarowało, bo jest brzydko. Fakt, drzewa są stare, jednak o ich otoczenie dałoby się bardziej zadbać.
Czeka mnie jeszcze sporo do przejścia, by znaleźć jakieś fajne miejsce na nocleg. Słońce powoli obniża swoją wysokość, a ja dalej wędruję walcząc z bolącą stopą.
Zbiornik Sromowce na Dunajcu.
Zapora i zamek Dunajec w Niedzicy.
Drewniany spichlerz w Niedzicy z końca XVIII wieku.
Po drugiej stronie Jeziora Czorsztyńskiego widzę Zamek Czorsztyn.
Wychodzę na łąki ponad Niedzicą i znajduję klimatyczną miejscówkę na biwak. Mam ławeczkę i kawałek płaskiego miejsca na matę. Do tego trochę widoków na okolicę. Po kolacji znikam spać, bo sporo kilometrów dzisiaj za mną.
Kolejny dzień znów wyszło 43 km i 1250 m w górę. Jednak bardziej już to odczuwałem, ze względu na bolące ścięgno.

Środa, 10 maja 2023

Bartuśka, , Łapsze Wyżne

Rano budzę się pod czystym niebem. Zniknęły nawet resztki chmur, które wieczorem jeszcze się przewijały. Zapowiada się upalny dzień, co jest dużą odmianą po pierwszym dniu wędrówki przez Góry Lewockie. Szkoda tylko, że w lewej stopie mocno odczuwam chodzenie w tych niewygodnych butach. Z jednej strony żal nie wykorzystać takiej pogody na wędrówkę, z drugiej wiem, że jeśli będę męczył się przechodząc kolejne kilometry, to kontuzja tylko się pogłębi i jej skutki będę odczuwać dłużej. Po śniadaniu ruszam obmyślając różne warianty dalszej trasy, a o ostatecznej wersji zadecyduję później.

Widok ze śpiwora całkiem zacny.
Wchodzę na Żar (883 m n.p.m.), który jest najwyższym szczytem Pienin Spiskich. Wchodząc na niego cieszyłem się perspektywą podziwiania panoramy Tatr z wieży widokowej, która jest zaznaczona na mapie. Jednak jest to bardziej platforma widokowa, o wysokości niższej niż okoliczne drzewa. Dobrze widać jedynie Jezioro Czorsztyńskie, ze względu na przecinkę z tej strony.

Tak więc na górze wchodzę jedynie na platformę i idę dalej. Na dłużej siadam kawałek dalej, po północnej stronie grzbietu, z widokiem na ośnieżone Tatry. Widoczność jest bardzo dobra.
Na pierwszym planie Hawrań i Nowy Wierch. W tle pięknie prezentują się Baranie Rogi i Lodowy Szczyt.

Tatry w pełnej okazałości.
Fajny grzbiet ciągnący się z Żaru na Lós (882 m n.p.m.). Szlak w pewnym momencie odbija stromą ścieżką w dół, ja schodzę dopiero za kawałek, chyba jeszcze bardziej stromym wariantem.
Schodzę do Dursztyna. Gdzie nie udaje mi się zlokalizować przy szlaku sklepu, ale też za bardzo nie szukałem. Ruszam łąkami w stronę Łapszy Wyżnych.
Grandeus (796 m n.p.m.) z nadajnikiem.
Tuż przed wejściem na asfalt spotykam najmniejszą żmiję, jaką do tej pory widziałem.
Łapsze Wyżne kuszą sklepem i przystankiem autobusowym, na którym ponoć za godzinę ma być bus do Nowego Targu. Przekonuje mnie ta wizja i idę zakupić coś do picia w sklepie, na czas oczekiwania na przystanku. Na zakończenie wyjazdu padło 11 km i skromne 420 m w górę. Momentami było męcząco na podejściu.
Z dziesięciominutowym opóźnieniem busik się pojawia i ruszam w stronę domu. Zanim jednak się w nim pojawię, czeka mnie jeszcze przesiadka w Nowym Targu i Krakowie.

Musiałem trasę mojego majówkowego wyjazdu trochę skrócić ze względu na kontuzję, którą później odczuwałem prawie miesiąc. Buty poszły w odstawkę i traktuję je z mocną rezerwą. Mimo wszystko trasa była bardzo fajna, ciekawa i w dużej części dla mnie nowa. Spisz od dawna był na liście do zobaczenia wiosną, jednak bez konkretów i większych chęci na wyjazd w te strony. Tym razem też nie on był głównym powodem wycieczki a Góry Lewockie, jednak widokowo miażdży. Ośnieżone Tatry wydają się być na wyciągnięcie ręki. Góry Lewockie też mogą być ciekawym celem wyjazdu, gdyż oferują dużo dobrych miejsc na biwak gdzieś wyżej, a Tatry też powinny być widoczne w okresie bez chmur ;)
Zawód oczywiście był, bo końcówkę wolnego z piękną pogodą przesiedziałem w domu, jednak wiem, że była to dobra decyzja.

Komentarze

  1. Nocleg w Popradzie bardzo męski :). Ty wiesz jak się ustawić. Góry Lewockie to temat z cyklu :
    "zawsze tam nie byłem". Fajnie było zobaczyć widoki z Veternego Vrchu. Pieniny same w sobie niszczą, w związku z tym postaram się tego roku jeszcze zajrzeć w to jakże zacne pasmo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie boję się wykorzystywać zastanych warunków ;)

      Ja w tym roku w Pieniny się już raczej nie wybiorę, ale jestem bardzo zadowolony, że Spisz odwiedziłem wiosenną porą. To dla mnie bardzo na plus.

      Usuń
  2. Mało znany jak dotąd kierunek, te Góry Lewockie. Chociaż nie powiem, żeby to wyglądało ze zdjęć jakoś super ciekawie, ale zawsze miło zobaczyć coś nowego. Nie mogę znaleźć tego miejsca na biwak (spalena chata), podeślesz na pv pinezkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety chmury mocno ograniczyły atrakcyjność. Bliskość Tatr najpewniej sprawiłaby, że widoki na nie z wyższych miejsc byłyby pewnie rewelacyjne. Na to w sumie liczyłem obierając ten kierunek, ale musiałem zadowolić się jedynie Tatrami z rejonu Spisza i Pienin.

      Na innej mapie to miejsce było tak nazwane - https://pl.mapy.cz/s/kokebomoha

      Usuń

Prześlij komentarz