Przy okazji przejścia Tongariro Northern Circuit prawie nie wchodzi się na znaczące szczyty. Chyba jedynym jest wulkan Red Crater. Jednak w jego bliskiej odległości znajduje się kilka interesujących wulkanów, na które można stosunkowo łatwo wejść. Tongariro i Ngauruhoe to dwa z nich, które najbardziej przyciągają wzrok już na etapie planowania wycieczki. Mimo że nie prowadzi na nie oficjalny szlak, wejście nie jest zabronione, więc trzeba zobaczyć jak okolica prezentuje się z tych czynnych wulkanów.
Sobota, 11 lutego 2023
Na początek kilka słów o zasadach wejścia na oba te wulkany. Oba leżą obok szlaku Tongariro Northern Circuit, na oba kiedyś prowadziły oficjalne szlaki, jednak chyba w 2017 roku oznakowanie zostało usunięte, a wejście jest niezalecane, ale nie zabronione. Brzmi dziwnie? Spowodowane jest to faktem, że szczyty te uznawane były przez lokalnych Māori iwi za miejsca święte. Podobnie jak pewnie większość innych szczytów, jezior i strumieni. Dodatkowo rosnąca ilość turystów, których duża część nie była przygotowana na wejście trudnym szlakiem na szczyt. A motywacja do wejścia była duża, bo Mount Ngauruhoe grało Górę Przeznaczenia w filmach Petera Jacksona "Władca Pierścieni". Myślę, że rosnąca ilość wypadków turystów miała też wpływ na podjęcie przez Park Narodowy decyzji o usunięciu oznakowania.
Od tego czasu wchodzić na te szczyty można, jednak samemu trzeba szukać drogi.
Po zejściu z Red Crater w stronę South Crater, zaczyna się strome zejście. My jednak nie będziemy jeszcze schodzić, tylko dawnym szlakiem Mt Tongariro Summit Track, idziemy na Mount Tongariro. Plecaki zostawiamy schowane za jakimś kamieniem i ruszamy w górę.
Widok na Red Crater. Od tej strony wygląda bardzo niepozornie, a do tego bez swojego charakterystycznego czerwonego koloru.
Tutaj szlak jest łatwy, orientacyjnie także nie ma problemów. Idzie się szerokim grzbietem, z dobrze widoczną ścieżką.
Poszarpane formy wulkaniczne.
South Crater w dole. Nie jest to krater wulkaniczny, a jedynie wypełniony lawą i produktami wulkanicznymi teren między wulkanami.
Po drodze mijamy aktywne fumarole.
W miejscach, gdzie skała jest bardziej twarda, ścieżka zanika, ale kierunek jest oczywisty.
Sam wierzchołek Mount Tongariro (1978 m n.p.m.) nie jest jakoś szczególnie charakterystyczny. Zresztą z dołu też nie rzuca się aż tak w oczy, mimo że jest to główny stożek masywu "Tongariro volcanic centre".
Kolory najbardziej przyciągają uwagę.
Oraz dymiące fumarole.
Dookoła wulkanów rozciąga się płaski teren, ale z bardzo dobrze widocznymi śladami erupcji. Jako że jest to obszar ciągle aktywny, roślinność jeszcze nie zdążyła zadomowić się na zastygłej lawie.
South Crater
Kolory :)
W oddali widać Blue Lake, nad którym byliśmy wcześniej.
Chmury zaczynają się rozwiewać i ukazuje nam się Ngauruhoe.
Central Crater i Blue Lake.
Tu rządzi siarka.
Tam byliśmy, chmury się rozwiały.
Filmowa Orodruina w pełnej okazałości. Podobna?
Z okolicy początku odbicia z oficjalnego szlaku ładnie widać Blue Lake i widoczne w oddali Lake Rotoaira.
Dochodzimy do oficjalnego zejścia do South Crater, o czym piszę już w poprzedni wpisie.
Wspominałem już, że Mount Ngauruhoe również odwiedziliśmy. Najpopularniejszy wariant wejścia wiedzie z okolic przełęczy Mangatepopo Saddle i wiedzie... w górę ;) Jako że jest to typowy stratowulkan, ciężko o jakiś bardziej szczegółowy opis. Przy wejściu warto jedynie trzymać się jak najbardziej litej skały, bo idzie się po prostu łatwiej. Nie jest to możliwe przez całe podejście, więc czasami trzeba trochę pobrodzić w luźnym, wulkanicznym żwirze.
Rejon pod wierzchołkiem.
Jednak najładniejsze widoki z korony stożka prezentują się na północ, w stronę Lake Rotoaira, Mount Tongariro, Blue Lake.
Na krawędzi krateru.
Mount Ngauruhoe (2291 m n.p.m.) jest najwyższym stożkiem wulkanicznym w okolicy, najbardziej rzuca się w oczy ze względu na swój kształt, nie jest właściwie samodzielnym wulkanem. Określany jest jako stożek pasożytniczy na wulkanie Tongariro.
Pełna panorama na północ i północny wschód. Widać też Oturere Valley i Rangioi Desert.
Najwyższa część stożka, przy przejściu trzeba uważać, bo skała jest krucha, a żwir łatwo się usypuje.
Widok w stronę doliny Mangatepopo Valley i wypełniającej ją "świeżej" lawy.
Schodzimy już wariantem szybszym, przez sypkie kamienie. Metoda na ześlizgiwanie się działa zdecydowanie najskuteczniej ;)
Tam byliśmy. Wchodziliśmy pasem widocznych skał po lewej stronie, a schodziliśmy na wprost, po prawej od skał.
Idziemy w stronę przełęczy Mangatepopo Saddle, mając świetny widok na całą dolinę Mangatepopo Valley.
W ten oto sposób uzupełniliśmy przejście Tongariro Northern Circuit o dwa wulkany. Wg mnie warto na nie wejść, ale świadomie. Wypada poczytać więcej nt. aktualnych zasad, by znać cały kontekst obecnej sytuacji, a nie być pod tym względem ignorantem.
Co do trudności, to o ile Tongariro określiłbym jako łatwy, to Ngauruhoe wymaga już obycia w kruchym terenie pozaszlakowym. Do tego wędrówka w łatwym terenie wspinaczkowym nie powinna być zupełnie nieznana, chyba że ominie się skalny odcinek i będzie się szło tylko usypującymi się kamieniami. Jednak wtedy takie wejście może być dużo bardziej męczące, bo po każdym kroku buty usypują się w żwirze.
Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Sobota, 11 lutego 2023
Na początek kilka słów o zasadach wejścia na oba te wulkany. Oba leżą obok szlaku Tongariro Northern Circuit, na oba kiedyś prowadziły oficjalne szlaki, jednak chyba w 2017 roku oznakowanie zostało usunięte, a wejście jest niezalecane, ale nie zabronione. Brzmi dziwnie? Spowodowane jest to faktem, że szczyty te uznawane były przez lokalnych Māori iwi za miejsca święte. Podobnie jak pewnie większość innych szczytów, jezior i strumieni. Dodatkowo rosnąca ilość turystów, których duża część nie była przygotowana na wejście trudnym szlakiem na szczyt. A motywacja do wejścia była duża, bo Mount Ngauruhoe grało Górę Przeznaczenia w filmach Petera Jacksona "Władca Pierścieni". Myślę, że rosnąca ilość wypadków turystów miała też wpływ na podjęcie przez Park Narodowy decyzji o usunięciu oznakowania.
Od tego czasu wchodzić na te szczyty można, jednak samemu trzeba szukać drogi.
Po zejściu z Red Crater w stronę South Crater, zaczyna się strome zejście. My jednak nie będziemy jeszcze schodzić, tylko dawnym szlakiem Mt Tongariro Summit Track, idziemy na Mount Tongariro. Plecaki zostawiamy schowane za jakimś kamieniem i ruszamy w górę.
Widok na Red Crater. Od tej strony wygląda bardzo niepozornie, a do tego bez swojego charakterystycznego czerwonego koloru.
Tutaj szlak jest łatwy, orientacyjnie także nie ma problemów. Idzie się szerokim grzbietem, z dobrze widoczną ścieżką.
Poszarpane formy wulkaniczne.
South Crater w dole. Nie jest to krater wulkaniczny, a jedynie wypełniony lawą i produktami wulkanicznymi teren między wulkanami.
Po drodze mijamy aktywne fumarole.
W miejscach, gdzie skała jest bardziej twarda, ścieżka zanika, ale kierunek jest oczywisty.
Sam wierzchołek Mount Tongariro (1978 m n.p.m.) nie jest jakoś szczególnie charakterystyczny. Zresztą z dołu też nie rzuca się aż tak w oczy, mimo że jest to główny stożek masywu "Tongariro volcanic centre".
Kolory najbardziej przyciągają uwagę.
Oraz dymiące fumarole.
Dookoła wulkanów rozciąga się płaski teren, ale z bardzo dobrze widocznymi śladami erupcji. Jako że jest to obszar ciągle aktywny, roślinność jeszcze nie zdążyła zadomowić się na zastygłej lawie.
South Crater
Kolory :)
W oddali widać Blue Lake, nad którym byliśmy wcześniej.
Chmury zaczynają się rozwiewać i ukazuje nam się Ngauruhoe.
Central Crater i Blue Lake.
Tu rządzi siarka.
Tam byliśmy, chmury się rozwiały.
Filmowa Orodruina w pełnej okazałości. Podobna?
Z okolicy początku odbicia z oficjalnego szlaku ładnie widać Blue Lake i widoczne w oddali Lake Rotoaira.
Dochodzimy do oficjalnego zejścia do South Crater, o czym piszę już w poprzedni wpisie.
<------------------------------>
Wspominałem już, że Mount Ngauruhoe również odwiedziliśmy. Najpopularniejszy wariant wejścia wiedzie z okolic przełęczy Mangatepopo Saddle i wiedzie... w górę ;) Jako że jest to typowy stratowulkan, ciężko o jakiś bardziej szczegółowy opis. Przy wejściu warto jedynie trzymać się jak najbardziej litej skały, bo idzie się po prostu łatwiej. Nie jest to możliwe przez całe podejście, więc czasami trzeba trochę pobrodzić w luźnym, wulkanicznym żwirze.
Rejon pod wierzchołkiem.
Jednak najładniejsze widoki z korony stożka prezentują się na północ, w stronę Lake Rotoaira, Mount Tongariro, Blue Lake.
Na krawędzi krateru.
Mount Ngauruhoe (2291 m n.p.m.) jest najwyższym stożkiem wulkanicznym w okolicy, najbardziej rzuca się w oczy ze względu na swój kształt, nie jest właściwie samodzielnym wulkanem. Określany jest jako stożek pasożytniczy na wulkanie Tongariro.
Pełna panorama na północ i północny wschód. Widać też Oturere Valley i Rangioi Desert.
Najwyższa część stożka, przy przejściu trzeba uważać, bo skała jest krucha, a żwir łatwo się usypuje.
Widok w stronę doliny Mangatepopo Valley i wypełniającej ją "świeżej" lawy.
Schodzimy już wariantem szybszym, przez sypkie kamienie. Metoda na ześlizgiwanie się działa zdecydowanie najskuteczniej ;)
Tam byliśmy. Wchodziliśmy pasem widocznych skał po lewej stronie, a schodziliśmy na wprost, po prawej od skał.
Idziemy w stronę przełęczy Mangatepopo Saddle, mając świetny widok na całą dolinę Mangatepopo Valley.
W ten oto sposób uzupełniliśmy przejście Tongariro Northern Circuit o dwa wulkany. Wg mnie warto na nie wejść, ale świadomie. Wypada poczytać więcej nt. aktualnych zasad, by znać cały kontekst obecnej sytuacji, a nie być pod tym względem ignorantem.
Co do trudności, to o ile Tongariro określiłbym jako łatwy, to Ngauruhoe wymaga już obycia w kruchym terenie pozaszlakowym. Do tego wędrówka w łatwym terenie wspinaczkowym nie powinna być zupełnie nieznana, chyba że ominie się skalny odcinek i będzie się szło tylko usypującymi się kamieniami. Jednak wtedy takie wejście może być dużo bardziej męczące, bo po każdym kroku buty usypują się w żwirze.
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Klimat nieprawdopodobny, rzecz kapitalna! Przypuszczam, że zawsze tam nie będę, ale co tam, chociaż popatrzę :) Red, czy Nową Zelandię już masz całą ogarniętą? Ostatnio "więcej" u Ciebie relacji z NZ niż Sudetów :))
OdpowiedzUsuńPopatrzeć też warto :)
UsuńNie, jeszcze kilka miejsc w NZ zostało do odwiedzenia. Co do wpisów, to te egzotyczne warto nadrabiać, bo kolejny urlop się niedługo szykuje i... będzie więcej w kolejce ;)
Niesamowite są te kolory i widoki księżycowe!
OdpowiedzUsuńMimo, że wszędzie tylko popiół i żwir, to kolorów jest zaskakująco dużo.
Usuń