Zimowe przejście głównym grzbietem Karkonoszy realizuję praktycznie każdej zimy. W tym roku nie mogło być inaczej i także musiałem się tam wybrać. Jednak wyjazd nie był identyczny jak poprzednie. Coś go różniło. I nie chodzi o pogodę, bo do tej pory miałem już różne warunki. Również ilość śniegu była zmienna na przestrzeni lat. Ale jednak tego śniegu było trochę. W tym roku było go bardzo mało, a miejscami wręcz w ogóle nie było...
Wtorek, 14 stycznia 2020
Szklarska Poręba, , Czarna Przełęcz
Kończę pracę, po godzinie 9 wsiadam w pociąg do Szklarskiej i jadę w Karkonosze na dwudniową wycieczkę. Trasa dobrze mi znana, wielokrotnie opisywana już też na blogu. Z informacji w Internecie wiem, że śniegu jest mało. Rakiet nawet nie ruszałem w tym roku, jedynie wziąłem raczki, bo może być lód. Lepiej je mieć. Oblodzenia spodziewałem się na drodze z kamieniami na podejściu do Kamieńczyka. Tam jest stromo, chodzi dużo osób, więc śnieg jest zawsze ubity i wyślizgany. No właśnie, zawsze, to nie znaczy, że teraz też. Tym razem śniegu nie ma tutaj, a jego stała pokrywa zaczęła się dopiero powyżej budki z biletami do KPN'u.
Tu niespodzianka. Dawno nie miałem okazji wchodzić na teren Karkonoskiego Parku Narodowego gdy były otwarte kasy i zaskoczyła mnie cena za bilet - 8 zł. To jest więcej niż nawet na teren TPN'u. No nic, zapłaciłem i idę dalej. Pojawiła się nawet ciągła pokrywa śniegu. Od razu przyjemniej się idzie. Nie ma go dużo i jest ubity, więc wysokość nabieram sprawnie. W rejonie Schroniska na Hali Szrenickiej mogę podziwiać Góry Izerskie, "obmywane" przez chmury.
Grzbiet od Szrenicy do stacji na Śnieżnych Kotłach.
Po czeskiej stronie chmury zakrywają większość widoków. Wystają tylko pojedyncze wierzchołki.
Szrenica i Góry Izerskie.
Towarzyszy mi dosyć silny wiatr, ale nie ma dużego mrozu. Początkowo było nawet ciepło, jednak w okolicy Śnieżnych Kotłów musiałem nałożyć polar, bo słońce było coraz niżej, do tego wiatr.
Pod budynkiem stacji robię przerwę na herbatę i czekoladę.
Widok na południe.
Wielki Szyszak obchodzę zimowym wariantem. Po czym zaczynają pojawiać się piękne widoki w stronę Śnieżki.
Dolina wypełniona chmurami.
Jak zawsze ładnie prezentują się niskie chmury.
Słońce niedługo schowa się za horyzontem.
Ostatnie spojrzenie w dół i idę do wiaty na Czarnej Przełęczy.
W wiacie czas na kolację, herbatę, coś słodkiego. Jestem sam, bo to środek tygodnia. W weekendy potrafi tu spać ponad 10 osób, co sam miałem okazję widzieć.
Ja jednak konkurencji o miejsce do spania nie mam, więc zajmuję cały stryszek. Jest ciepło, nad ranem termometr pokazywał lekko na plusie. Taka to zima.
Środa, 15 stycznia 2020
Czarna Przełęcz, , Mały Szyszak, (szlak zimowy), Luční bouda, , Dom Śląski, , Karpacz
Budzę się przed wschodem. Do wiaty zachodzi też samotnie wędrujący turysta i chwilę spędza w środku. Na zewnątrz słońce oświetla chmury porannym światłem.
Po śniadaniu ruszam dalej. Niskich chmur dzisiaj już nie ma, za to jest więcej błękitnego nieba niż wczoraj.
Wędrówka w stronę Śnieżki.
Rudawy Janowickie i Góry Kaczawskie na północy.
Petrova bouda po remoncie.
Wyratrakowany odcinek w stronę Przełęczy Karkonoskiej.
W momencie gdy schodzę na Przełęcz Karkonoską, właśnie przyjechał autobus z wycieczką. Czesi to mogą sobie zaoszczędzić podejścia, nawet zimą ;) Ja jednak nie idę wraz z nimi do pobliskiego hotelu/boudy, tylko mijając Odrodzenie, ruszam dalej grzbietem.
Przed Tępym Szczytem odbijam w prawo zimowym wariantem szlaku, który przez Czartową Łąkę (Čertova louka) prowadzi do Luční boudy. Z Łąki widać Śnieżkę, trochę mało biała tym razem.
Chociaż patrząc w stronę Luční boudy, to ma się wrażenie, że śniegu nawet trochę jest. Ale to tylko wrażenie, bo w rzeczywistości to... idąc potknąłem się na zmrożonej kępie trawy. I niech to pozostanie komentarzem w tym temacie ;)
Zachodzę do Luční boudy, tam zamawiam obiad, wypijam litr kofoli i wracam do Polski.
Dopiero w rejonie Domu Śląskiego widać jak mało jest w tym roku śniegu. Nie wygląda to na połowę stycznia, ale tak już jest w tym roku.
Tu jeszcze kilka zdjęć okolicy i przez Biały Jar schodzę do Karpacza.
Po drodze fajnie widać Trójgarb i Ślężę.
Zejście mija mi bezproblemowo, jedynie na odcinek kilkudziesięciu metrów zakładam raczki, jednak szybko z powrotem lądują w plecaku, bo lód się kończy.
Z Karpacza, przez Jelenią Górę wracam do Wrocławia.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/TgH2PfzicmuctWDe6
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Masakra, czasami w piździerniku jest więcej śniegu. Grzbiet Karkonoszy zimą zawsze jest... godny.
OdpowiedzUsuńMiałem podobne odczucia. Ale jak mówisz, grzbiet jest zawsze wart uwagi ;)
UsuńJak zwykle piękne zdjęcia i wspaniały spektakl chmur w dolinach. Fajnie się ogląda w cieple przed monitorem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Na wycieczce też za zimno nie było ;)
UsuńNa zdjęciach z relacji widzę w Karkonoszach znacznie więcej śniegu, niż tej zimy widziałem go we Wrocławiu :P
OdpowiedzUsuńCz wypatrzyłem jakiś nowy sweter puchowy?
OdpowiedzUsuńDobrze wypatrzyłeś, Twój wzrok nie kłamie ;) Jest to Cumulus Incredilite. Co prawda mam go już jakiś czas, ale nie miał jeszcze okazji się opatrzeć po relacjach.
Usuń