Bula pod Kotłem Kościelcowym - Droga Pokszana (3) - Zima to sztuka wyboru


fot. Aro

W Tatrach spadł śnieg, a temperatura chyba na dobre obniżyła się poniżej zera. Śniegu nie ma jeszcze dużo, ale mając wolne warto sprawdzić, czy można już rozpoczynać sezon zimowy, czy jeszcze jest na to za wcześnie.

Piątek, 25 listopada 2022

Wpadły mi trzy dni wolne z grafiku, więc szukam sposobności, by jak najlepiej wykorzystać je w górach. Rozważam różne opcje, aż pojawia się plan na dwa dni. Z trzeciego dnia w Tatrach rezygnuję, bo pogoda ma być słaba, a jak się ostatecznie okaże, w niedzielę była nawet bardzo zła.

W pierwszy dzień jadę razem z Łukaszem, z którym pierwszy raz będę wspinać się w Tatrach. Spotykamy się w Krakowie i jedziemy na Brzeziny, skąd ruszamy do Murowańca. W schronisku pierwsza niespodzianka. Od mojej ostatniej wizyty toaleta podrożała i obecnie życzą sobie 3zł za wizytę w niej. Nadal jednak są to trzy złote do wykorzystania na barze.

Coś tam jemy, przebieramy się, uzupełniamy herbatę w termosie i ruszamy w górę Doliny Gąsienicowej pod Świnicę. Naszym dzisiejszym celem jest Droga Staszla (2). Jak się okaże, wybór tej drogi w obecnych warunkach był naszym błędem.

Droga prowadzi depresjami, polami śnieżnymi, a wyżej łatwiejszym skalnym terenem.

Śniegu dużo niby nie ma, ale początkowo większym problemem jest fakt, że jest zupełnie niezwiązany z podłożem. Nie zjeżdża od razu, jednak nie daje dobrego oparcia dla raków i czekana, bo brakuje zsiadłej dolnej warstwy. Po prostu odkąd spadł śnieg, cały czas temperatura utrzymuje się na minusie, co nie sprzyja wykształceniu się dobrych warunków.

Skalne płyty pokryte są tylko cienką warstwą luźnego śniegu, który zjeżdża przy ruszeniu go czekanem czy rakami. Dlatego też staramy się omijać skaliste miejsca przez głębszy śnieg.

Pogoda nie jest zła, bo lekki mróz i brak wiatru sprawiają, że wspinaczka jest przyjemna. Jedynie minusem są niskie chmury, przez które widoczność mamy na jakieś 60-100 metrów.

Na jednym ze stanów.

Łukasz prowadzi.



Patrzymy na dalszy przebieg naszej drogi i skałę przykrytą luźnym śniegiem, więc postanawiamy pójść w lewo i wyjść dalej Drogą Kulczyńskiego (2). Pomysł wydawał się dobry, jednak rzeczywistość sprowadziła nas na ziemię.
Stanowisko pod przyjemnym, krótkim lodowym progiem.

Jednak warunki zatrzymały nas dopiero wyżej. Droga prowadzi do zwężającego się żlebu, w którym gromadzi się dużo śniegu. Cały czas sypały się na nas pyłówki, które zrzucały masę śniegu w jedno miejsce.



Właśnie podczas próby przekopania się przez ten śnieg podejmujemy decyzję, że w obecnych warunkach nie ma to sensu. Zbyt dużo czasu i sił stracimy na kopaniu tunelu w tym osypującym się śniegu, który nie daje oparcia dla nóg.

Na pocieszenie chmury się rozwiewają i ukazuje nam się Pośrednia Turnia.
Trawersujemy do żlebu opadającego ze Świnickiej Przełęczy.

Jest i Kościelec.

Do samego żlebu musimy zjechać, bo nie da się łatwo i bezpiecznie do niego zejść.

Typowy zimowy powrót. Grunt to ładne widoki ;)

Schodzimy do Murowańca na coś ciepłego i wracamy na Brzeziny. Łukasz podrzuca mnie jeszcze do Zakopanego, gdzie melduję się w hostelu i mogę odpocząć przed kolejnym tatrzańskim dniem.

Była to nasza pierwsza wspólna tatrzańska wspinaczka, ale mam nadzieję, że nie ostatnia, bo fajnie nam się razem spędzało czas. Szkoda, że nie udało się przejść drogi, jednak w obecnych warunkach nie było na to szans. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolony z czasu, który spędziłem pod Świnicą.
Z późniejszej rozmowy w schronisku z innymi wspinaczami, dowiedzieliśmy się, że przy dobrych śniegach jest to bardzo fajna, szybka i przyjemna tura. Czyżby pomysł na wiosnę? :)

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/NbtzAZ3NQgdjr3HG8

Sobota, 26 listopada 2022

Kolejny dzień to powrót na Halę Gąsienicową, ale w inny rejon i w innym towarzystwie. Dziś spotykam się z Aro, by przejść Drogę Pokszana (3) na Buli pod Kotłem Kościelcowym.
Dzisiaj podchodzić będziemy z Kuźnic przez Boczań, czyli dla mnie taka klasyka. Na początek wita nas widok chowającego się w chmurach Giewontu.

Po jakimś czasie już klasyczne spojrzenie na otaczające Dolinę Gąsienicową szczyty.



Prognoza pogody zbyt dobra nie jest, jednak jak stwierdziłem, szkoda nie skorzystać z okazji do przejścia drogi, na którą w lepszych warunkach szkoda by było czasu.

Dużym wyzwaniem jest już samo dostanie się pod start drogi. Staw jest nadal niezamarznięty, więc musimy go obejść. O ile szlakiem idzie się przyjemnie, to później czeka nas morze głazów, albo przedzieranie się przez kosówkę. My oczywiście łączymy obie te atrakcje i nie bez trudu dostajemy się pod start drogi.

fot. Aro

Droga Pokszana prowadzi na lewo od Drogi Kochańczyka (3), którą miałem okazję przejść wiosną tego roku i po pierwszym wyciągu łączy się z Kochańczykiem. Idzie skałami i trawkami, a trudności są na jej początku. Później robi się łatwo i dopiero samo wyjście na wypłaszczenie może być ciekawsze.

fot. Aro

Asekuracja jest dobra, ale warto zabrać ze sobą parę taśm, bo do asekuracji warto skorzystać z rosnących co jakiś czas kosówek.

fot. Aro

Na stanie po pierwszym wyciągu.
Drugi wyciąg prowadził Aro i początkowo źle poszedł, bo za bardzo w lewo. Gdy wracał na dobrą drogę, to zostawił przelot, który przesztywnił linę do tego stopnia, że nie było możliwości jej uciągnięcia. Lina tak się zacięła, że na wpiętej na sztywno linie musiałem podejść i zlikwidować przelot. Dopiero wtedy lina poszła i nie było już z nią problemów. Dzięki temu mam rzadkie zdjęcie, jak wspinam się w puchówce ;) Generalnie po pierwszym wyciągu zaczął prószyć mokry śnieg, więc później puchówka wyglądała jak mokra szmata, ale mimo panujących opinii, po raz kolejny przekonałem się, że wilgotny puch nadal grzeje. Wiadomo, że syntetyczna ocieplina byłaby wtedy lepsza, ale nie jest też tak, że gdy tylko pojawi się trochę wilgoci, puch od razu przestaje działać.

fot. Aro

Druga połowa drugiego wyciągu, czyli nasz trzeci. To jednocześnie końcówka drogi Kochańczyka, którą prowadziłem. Idąc na drugiego końcowa, odpychająca ścianka wydała się jakaś łatwiejsza ;)

W stronę stanowiska zjazdowego na wypłaszczeniu.

Fotka po skończeniu drogi i zjeżdżamy.

Jeden zjazd do żlebu i schodzimy. Czeka nas jeszcze nieprzyjemne przejście przez zaśnieżone głazy, by dostać się do szlaku. Wybieramy inną drogę niż podczas podejścia, dzięki czemu omijamy kosówki, ale i tak lepiej podchodzić w ten rejon, jak będzie więcej śniegu, a najlepiej gdy staw zamarznie.

Zanim jeszcze zejdziemy do Zakopanego, zachodzimy do Murowańca na obiad. Zejście umila nam prószący śnieg, który na dole zmienia się w lekką mżawkę.

Tym razem drogę udało się przejść, bo jej charakter to nie długie śnieżne odcinki, jak poprzedniego dnia, tylko skały przeplatane krótszymi śnieżnymi fragmentami. Do tego wiatr nie nawiewa tutaj śniegu, tak jak w depresje na Świnicy. Czy jest to droga warta przejścia? Przy średnich warunkach pogodowych można się na nią skusić, jednak nie bez przyczyny sąsiedni Kochańczyk jest taki popularny. Droga Pokszana jest brzydka i dopiero drugi wyciąg poprawia jej urodę. Dlatego lepszym wyborem byłby Kochańczyk, chyba że na nim byłby za duży tłok, wtedy można rozważyć "pójście bokiem".

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/RAzwY8RaGZ4q7ZKJ8

Komentarze