Bula pod Bańdziochem - Bez znaczenia (5-)

Wiosna jest już coraz bardziej odczuwalna także w Tatrach, jednak nadal zdarzają się epizody z bardziej zimową pogodą. Chociaż w terenie warunki są coraz bardziej charakterystyczne dla wiosny, jeżeli chce się coś zimowo podziałać, to można jeszcze coś dla siebie znaleźć, ale to już chyba ostatnie chwile na takie ekscesy.

Poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Wraz z Krystianem postanawiamy wykorzystać końcówkę zimowych warunków i podziałać dwa dni w Tatrach. Jako bazę wybieramy Stare Moko. Zostawiamy tam rzeczy i wczesnym popołudniem (godzina 13) ruszamy przez Morskie Oko w kierunku Buli pod Bańdziochem. Jest to ściana pod Bańdziochem, na lewo od żlebu zwanego Maszynką do Mięsa.

Do schroniska szliśmy w prószącym śniegu, przez staw także towarzyszył nam opad, jednak później trochę się rozpogodziło i mogliśmy zobaczyć jakieś okoliczne widoki. Mimo wszystko przez cały dzień pogoda była dynamiczna i naprzemiennie mieliśmy słońce, tonęliśmy w chmurach albo staliśmy w sypiącym śniegu.

Na Buli pod Bańdziochem działałem już kilka lat temu, gdy przeszedłem Żebro (3). Tym razem obieramy coś trudniejszego, a mianowicie drogę Bez znaczenia (5-). Podchodzimy pod ścianę, szpeimy się, zakładamy pierwsze stanowisko i ruszamy. Dzisiaj tak jakoś wyszło, że prowadzę całość drogi.

Początek to łatwy trawers w lewo śnieżną półką. Po drodze mijam kilka ringów, więc asekuracja jest świetna.
Po drodze zakładam stan na drzewkach. Można by to przejść na asekuracji lotnej, ale my idziemy na sztywnej.
Ze stanowiska dobrze widzimy już kolejną skośną półkę, która prowadzi ostro w prawo i w górę.

Stan zakładam w górnej części półki, pod turniczką, przed kolejnym zakrętem drogi. Jest tam stanowisko z repów, do których dokładam od siebie frienda.
Teraz trójkową depresją wychodzę na siodełko, gdzie postanawiam założyć kolejne stanowisko. Wyciąg wyszedł bardzo krótki, ale pionowa skalna ściana z hakami trochę mnie zdeprecjonowała. Miało być łatwo, a tu widzę, że wcale tak prosto nie będzie. Po hakach widzę, że tu jest chodzone, ale po wiszących pętelkach mam też wrażenie, że nie jedna osoba z nich zjechała, bo trudności ją zaskoczyły. Początkowo również próbuję się wbić w ten wariant, ale stwierdzam, że nie pasuje mi to do naszego topo i wracam na stan. Chwilę analizujemy, gdzie jesteśmy i dochodzimy do wniosku, że droga prowadzi nas jeszcze kawałek trawersem w lewo po płytach (4+), a dopiero po chwili odbija w prawo w kominek (4).
Jak się później zorientowałem, te haki z pętelkami wiodą wariantem "Bez znieczulenia" (M5+/6).

Wyjście z kominka pod przedostatnim stanem.


Tu mamy do wyboru dwa warianty. Przez kominek (5-), albo łatwiejszy wariant przez skały na zaśnieżoną rampę i z niej małym progiem na wypłaszczenie z kosówkami. Prowadzę właśnie tą drugą opcją, gdyż tak wyrysowana jest linia w przewodniku Radziejowskiego.
Na drodze najwięcej czasu zajęło mi chyba wyjście na wypłaszczenie ;), gdyż śnieg i trawy na górze słabo trzymały, a dziaby bez problemu orały nietrzymające trawy. Gdy już znalazłem dobrą kępę i zabiłem w niej lewą dziabę, to podczas wychodzenia lonża od prawej zaczepiła się o jakiś wystający kamień i nie pozwalała mi wyjść.


Teraz czeka mnie jeszcze przejście przez pole śnieżne do kosówek, na których zakładam ostatni stan i ściągam na górę Krystiana.
Pakujemy sprzęt, przechodzimy kilka metrów do szlaku i nim schodzimy do schroniska nad Mokiem.

Na całej drodze jest bardzo dobra asekuracja, przebieg jest łatwy do odczytania (jedynie ta ścianka z hakami może wprowadzić zamieszanie). Większość drogi prowadzi terenem łatwym, a góra z trudnościami jest całkiem ładna i myślę, że może zapewnić przyjemną wspinaczkę.

Wtorek, 12 kwietnia 2022

Na drugi dzień pogoda ma być igła. W prognozach dużo słońca i ciepło, co w połączeniu z poprzednimi sporymi opadami śniegu zapowiada niekorzystne warunki lawinowe. Tego dnia nad Moko ma przyjechać Aro ze znajomym i mieliśmy plan pójść wspólnie na Kuluar Kurtyki, ale po konfrontacji zamiarów z realiami odpuszczamy. Aro z kolegą idą na pokonaną przez nas wczoraj Bez znaczenia, a my idziemy na Drogę Blondyna (2/3).

Mięguszowieckie Szczyty pokryte świeżym śniegiem wyglądają bajecznie.

Idziemy w stronę prawej części Buli pod Bańdziochem.
Żabie Szczyty fajnie wyglądają.

Zaczynamy wspinaczkę łatwym, śnieżnym terenem. Najpierw w górę, a później ukośnie pod skalną ścianą.

Tak jak przewidywaliśmy, wraz z większą ekspozycją okolicznych ścian na słońce, zaczynają schodzić samoistne lawiny z każdej strony. Dosłownie co kilka minut do godziny 12. widać wyjeżdżający śnieg.


Do budowy stanowisk pod skalną ścianą przydają się haki.

My kończymy drogę na skalnym kominku wyprowadzającym na połogie płyty. W kominku jest zaklinowany friend, a płyta powyżej zniechęca nas do kontynuowania drogi. Wychodzę na nią, jednak jest pozbawiona śniegu, a skradanie się po niej z rakami jakoś mi się nie uśmiecha. Gdybyśmy trafili na lepsze warunki śniegowe, kiedy płyty pokryte są związanym śniegiem, to pewnie ten odcinek można by przejść w kilka chwil bez zastanowienia. Teraz jednak nie jest to takie łatwe, więc odpuszczamy. Zaczynam zjeżdżać z haka, najpierw ukosem wzdłuż ściany do stanowiska, a z niego już do podstawy ściany.
Na dole widać lawinisko, które wyjechało z Maszynki do Mięsa.

W Moku robimy porządki z rzeczami, pakujemy plecaki, zamawiamy coś do jedzenia i czekamy na Aro i jego znajomego, bo być w jednym miejscu i czasie, a się nie spotkać, to nie może tak być. Będzie okazja pogadać podczas wspólnego powrotu do Zakopanego :)

Tym razem nie udało się przejść kolejnej drogi, ale nie był to dzień stracony, bo spędziliśmy go na wspinaniu. Trochę niedosytu jednak jest, jednak sądzę, że w lepszych warunkach śniegowych byłaby to łatwa i przyjemna droga. Sprawdzę to innym razem w przyszłości ;)

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/B6Yrg62KzR5muCPJ9

Komentarze