Klasyk na dwie tyczki


Kolejna zima, nadszedł więc czas na kolejną wycieczkę pod hasłem Karkonoski Klasyk. Jak co roku, w okresie zimowym wybrałem się w Karkonosze, by przejść się ich głównym grzbietem. Trasa doskonale znana, niebyt długa, ale nieraz pozwalająca poczuć klimat niełatwej wycieczki. Wszystko zależy od warunków śnieżnych i pogodowych jakie trafią się podczas wycieczki, bo przecież to właśnie one determinują zimą trudności.

Czwartek, 10 lutego 2022

Szklarska Poręba, , Czarna Przełęcz

W tym roku głównym problemem jest wiatr. Co chwilę ogłaszane są kolejne ostrzeżenia przed silnym wiatrem, a nawet jak wieje tylko umiarkowanie, to w górach jest to dużo bardziej odczuwalne i przeszkadzające.

O tym, że będzie wiać, przekonuję się już w pociągu, gdy jadąc do Szklarskiej Poręby, widzę wał chmur ciągnący się nad Karkonoszami. Nad Kotliną Jeleniogórską jest błękitne niebo, jednak wyżej na pewno to się zmieni.
W Szklarskiej Porębie nadal jest piękna pogoda, świeci słońce, warunki są istnie wiosenne. Jest wcześnie, a zaplanowana trasa nie jest długa, więc zanim ruszę w góry, zachodzę do dworcowej knajpki na jakiś wczesny obiad. Dopiero posilony, ruszam na szlak. Nauczony doświadczeniem z wycieczki po Izerach z poprzedniego tygodnia - Smrk na rakietach, zabieram ze sobą raczki. Przydają się dosyć szybko, bo gdy tylko wchodzę do lasu, śnieg robi się mocno wyślizgany, więc dla bezpieczeństwa zakładam raczki na buty. Od razu robi się wygodniej.
Aż do Hali Szrenickiej idę w samej koszulce, jednak wyżej już zaczyna wiać. Zakładam więc polar i kurtkę przed dalszą wędrówką.



Razem z wiatrem pojawiają się chmury, które widziałem już z dołu. Na razie tylko symbolicznie, ale to na pewno się zmieni.



A zmienia się dosyć szybko, grzbietem idę już mając przez większość czasu widoczność na dwie tyczki.
Gdzieś w rejonie Szrenicy zakładam rakiety, bo kończy się ładnie przedeptany teren, a miejscami pojawiają się zaspy.

Wiatr jest silny, jednak jednostajny, bez silniejszych podmuchów. Dzięki temu idzie się całkiem fajnie, bo opór powietrza jest przewidywalny.
Gdy dochodzę do budynku stacji przekaźnikowej, chowam się w przedsionku, by coś zjeść i napić się herbaty. To jedyna możliwość, by schować się od wiatru. Jednak muszę ruszać dalej, bo do wiaty już niedaleko i wtedy będę mógł już schować się od wiatru na dłużej.

Aż do Czarnej Przełęczy idę od tyczki do tyczki. Gdyby nie one, to byłby duży problem, by odnaleźć właściwą drogę. W wiacie jestem o 15tej. Zastaję tam rodzinkę robiącą sobie przerwę podczas trudnej wędrówki. Gdy zostaję sam, zajmuję pięterko i zaczynam powoli ogarniać sobie kolację.

Przed 16tą przyszło troje Czechów, zapytali gdzie śpię i czy gdzieś jeszcze dzisiaj idę. Po rozmowie zajęli sobie fragment podłogi, rozłożyli rzeczy, zostawili plecaki i poszli do Martinovej boudy na obiad i pewnie coś jeszcze, bo wrócili dopiero koło 21 ;)
Koło 19 pojawiły się jeszcze dwie Czeszki i w ten sposób wiata zyskała komplet dzisiejszych biwakowiczów.

Pozwolę sobie w tym miejscu na uwagę o różnicach między polskimi a czeskimi turystami chodzącymi po górach z alternatywnymi wariantami noclegowymi. Polacy mają przeważnie dobry i dostosowany do warunków górskich sprzęt, buty, ciuchy. Czesi już niekoniecznie, ale dysponują większą fantazją i determinacją przy wędrówkach ;) Czy to źle? Na pewno mniej wygodnie i komfortowo. Jednak zamarznięte, typowo letnie buty czy zwykłe bawełniane koszulki nie są czymś, co bym zabierał ze sobą na zimową wędrówkę i nocleg w wiacie w Karkonoszach.

Przy tylu osobach jest jednak dosyć ciepło w wiacie, termometr pokazywał +2°C, a na drewnianych ławeczkach śnieg się przez noc stopił.

Piątek, 11 lutego 2022

Czarna Przełęcz, , Odrodzenia, Luční Bouda, , Dom Śląski, , Karpacz

Po śniadaniu ruszam. Dzisiaj już nie wieje, ale wszędzie wiszą chmury.

Na nogach rakiety od samego początku, bo śladów zero.

Przy Śląskich Kamieniach chwila przerwy na fotkę i idę dalej.

Petrovą boude mijam wariantem zimowym i przez Ptasi Kamień schodzę na Przełęcz Karkonoską. Tutaj droga jak zawsze odśnieżona, jednak wystarczy, że przechodzę dalej do Odrodzenia i idę tylko po pojedynczych śladach.

Powyżej Odrodzenia widzę jedynie ślady narciarzy, poza tym tylko nienaruszony śnieg. Rakiety cały czas są przydatne. A niezbędne robią się na zimowym szlaku na Luční Boude. Tutaj nie ma nawet śladów narciarzy, dopiero w końcowej części szlaku mijam dwoje narciarzy idących z przeciwnej strony. Na tym odcinku zaczyna wiać. Wieje podobnie jak wczoraj, jednak nie jest to już jednostajny wiatr, a wiatr z porywami o zmiennej sile, co utrudnia wędrówkę.
Chowam się w przedsionku hotelu, piję herbatę, jem batona i ruszam do Polski. Tutaj już widzę więcej turystów, w tym dwoje Polaków idących z buta do Domu Śląskiego jak ja.

Przez dłuższy czas dają radę, dopiero w rejonie granicy pojawiają się większe zaspy, które mocno spowalniają ich tempo.

Prócz zasp, zaczęło pojawiać się także słońce :)

Wieje i świeci słońce.

Gdy stoję pod Domem Śląskim i troczę rakiety do plecaka, Śnieżka jest w dalszym ciągu cała schowana w chmurach, tak jak i okolica. Jako że nie widzę sensu wchodzić na górę tylko po to, by wejść, odpuszczam i zaczynam zejście. Jednak nie uchodzę nawet do Kopy, gdy chmury się rozwiewają ukazując mi całą okolicę w pełni słońca. Przez chwilę nawet zastanawiam się, czy nie wrócić, jednak odpuszczam. Niedawno byłem na szczycie, więc nie mam parcia.



Schodzę do Karpacza i gdy siadam na przystanku mam dosłownie dwie minuty do autobusu do Jeleniej Góry. Wyciągnąłem tylko pieniądze, złożyłem kije i wsiadałem do busa. W Jeleniej mam 10 minut do pociągu do Wrocławia, więc powrót bardzo mi wyszedł dzisiaj :)

Trasa znana, wielokrotnie przechodzona, a dalej daje radość :) Do tego można powiedzieć, że w górach zima jest, pomimo niezbyt zimowej pogody na dole.

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/uN9C6F2RVzbunc4y7

Komentarze

  1. "Trasa znana, wielokrotnie przechodzona, a dalej daje radość " - ja też sobie to wielokrotnie powtarzam, każde wyjście jest jednak inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, nawet każdy nocleg w wiacie na Czarnej Przełęczy czymś się różni :)

      Usuń
  2. Fajnie, że masz taką stałą trasę, którą robisz o podobnym czasie każdego roku. Chyba będę musiała sobie wymyślić podobny motyw. A co do Klasyku na dwie tyczki, to w którym roku był najlepszy Twoim zdaniem, a w którym najgorszy? (oczywiście jeżeli chodzi osobiste wrażenia).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie stałe punkty są ważne :)

      Te odczucia nie będą mówiły o całości zimy, bo moje wyjazdy determinowane są wolnym czasem i akceptowalną pogodą, bo przy tragicznej to mi się nie chce jechać ;) Patrząc pod kątem śniegu, to najgorzej miałem w połowie stycznia 2020. Fota niech robi za komentarz: https://3.bp.blogspot.com/-kHnfc0L0H_M/XkwoqDdRmoI/AAAAAAABbVs/eVgDaUhhMZkB3WeK94_g-9uFYJm1ej0ggCKgBGAsYHg/s1600/DSC_7672.JPG

      Za to te lepsze okresy, to bym dał wyjazdy w początkach 2016 oraz 2019 roku.

      Usuń

Prześlij komentarz