Rowerowe chatkowanie na wschodzie


Prognozy pogody wyglądają najlepiej na piątek, potem w sobotę ma padać i w niedzielę znów bez opadów. Dlatego też Kasia bierze wolny piątek i mamy pełne trzy dni do dyspozycji. Ziemia Kłodzka i okolice to rejony bardzo dobrze nadające się na jazdę rowerem. Jest tam możliwość zaplanowania trasy z noclegami pod dachem, więc na jesienne warunki idealnie.


Piątek, 17 września 2021

Kamieniec Ząbkowicki, Błotnica, Złoty Stok, Bílá Voda, 6044, Letiště, 6222, Pod Reslovým křížem, 6044, Przełęcz Gierałtowska, , Chata pod Czernicą

Zaczynamy wyjazd w Kamieńcu Ząbkowickim, gdzie zjawiamy się pociągiem KD. Przepakowujemy rzeczy i ruszamy w stronę Topoli i Błotnicy. Swoją drogą, ten rejon wygląda mi na idealny punkt startu wycieczki rowerowej. Mam pomysły na co najmniej trzy trasy rowerowe w okolicy, więc jeszcze nie raz się tu pojawię z rowerem.

Na drugie śniadanie zasiadamy nad Zbiornikiem Topola. Bardzo fajne miejsce z widokiem na Góry Opawskie. Jest to zbiornik zaporowy, wybudowany w latach 1995-2003 na rzece Nysa Kłodzka. Ciągle jest pogłębiany poprzez wydobywanie z jego dna żwiru.

W lesie za wsią Błotnica szlak wiedzie koło Głazu Błotnickiego. Jest to głaz narzutowy, czyli został przyniesiony przez lodowiec podczas jednego ze zlodowaceń. Dobrze widać na nim ślady obróbki mechanicznej, której poddawany był podczas przenoszenia przez lód.

Przed Złotym Stokiem odbijamy do Czech. We wsi Bílá Voda robimy postój na łyk wody i zorientowanie się z mapą, gdzie chcemy jechać.

Wg prognozy pogody na dzisiaj ma być pochmurno, ale bez deszczu. Jednak wszędzie jest dużo wilgoci po wcześniejszych opadach.
Na szlaku trzeba uważać, bo tyle pozostaje z nieuważnych osobników ;)

Jedziemy na Przełęcz Różaniec (593 m n.p.m.). Po drodze, przy jeziorku natrafiamy na wiatę. Nie jest ona wielka, ale bardzo malowniczo położona. Wydaje się przyjemnym miejscem na letni biwak nad wodą.

Później natrafiamy na tablicę informującą, że w tym miejscu znajdowała się wieś Rosenkranz założona w 1638 roku, a zlikwidowana po II Wojnie Światowej ze względu na to, że leżała na granicy. Obecnie pozostałość po wsi to jeden dom.

Jesteśmy na zboczach Borówkowej, jednak nie chcemy wjeżdżać na jej szczyt, bo zawsze to dodatkowe metry, a widoków i tak nie będzie.

Czeskie szlaki rowerowe poprowadzone są bardzo przyjemnie, w większości po utwardzonych drogach. Jedzie się fajnie. Po drodze mijamy kilka wiat.

Na rozdrożu Letiště mylimy trasę. Zamiast zmienić szlak na 6222, my dalej jedziemy 6044. Jest fajnie i przyjemnie, bo mamy piękny zjazd asfaltem. Jednak coś mi się nie zgadza i gdy weryfikuję naszą pozycję na mapie, okazuje się, że niedługo to byśmy się pojawili w Javorniku, a tego byśmy nie chcieli. Znajduję na mapie leśną drogę trawersującą do naszego szlaku, więc zaczynamy nią jechać. Wszystko idzie pięknie, aż do miejsca, w którym... droga w rzeczywistości się urywa, między szlakiem niebieskim pieszym, a rowerowym. Stało się to tak niespodziewanie, że mocno nas zaskoczyło - po prostu jest ładna, szeroka droga i nagle jej nie ma, a przed nami pojawia się wznoszący się las. Chwilę myślimy, co by tu zrobić i stwierdzamy, że te 40 metrów w pionie i koło 100 w poziomie przejdziemy przez las. Z rowerami było to trochę większe wyzwanie niż pieszo, ale misja zakończyła się powodzeniem i mogliśmy kontynuować jazdę szlakiem rowerowym. Trochę czasu tu straciliśmy, ale udało nam się ograniczyć zdobywanie dodatkowych metrów w pionie do minimum.



Górska lokalna fauna.

Borówkowa pozostała już za nami.

Jedziemy przed siebie, a pogoda postanowiła nas zaskoczyć. Zaczęło kropić, by po chwili przekształcić się w pełnowymiarową ulewę. Jakąś jej część udaje nam się przeczekać pod zadaszeniem małej wiatki, ale w dalszą drogę i tak ruszamy w deszczu. Nie mamy możliwości czekania do końca opadu, bo do noclegu mamy jeszcze spory kawałek.

Przełęcz Gierałtowska (684 m n.p.m.) coraz bliżej.

Z przełęczy piękny zjazd do Nowego Gierałtowa i odbijamy na szlak w stronę Czernicy. Długo wznosi się łagodnie, a później zaczyna się bardziej stromy podjazd. Udało mi się wjechać do niebieskiego szlaku bez schodzenia z roweru, takie moje małe wyzwanie ;) Stąd do miejsca noclegu mamy jeszcze kawałek, ale czeka nas już niewielkie przewyższenie.

W Chacie jesteśmy sami. Ogarniamy wodę, ogień w piecu i zaczynamy przygotowanie kolacji. Głównym daniem dzisiaj jest makaron z pesto sycylijskim.

Po pierwszej w nocy pojawia się ekipa, która chyba przybyła w poszukiwaniu miejsca na imprezę. Początkowo było spoko, zachowywali się cicho, jednak po trzeciej impreza jest już nieźle posunięta, bo przestali być cicho. Po piątej zwijają się spać, po tym, gdy jeden z imprezowiczów wpadł w pudło z drobnym drewnem i papierem, rozwalając je po sali. Chociaż była też wersja, że to pudło go zaatakowało, więc wszystko zależy od punktu widzenia ;)

Dystans 65 km.

Sobota, 18 września 2021

Chata pod Czernicą, , Przełęcz Śnieżnicka, , Międzygórze, Długopole Zdrój, Schronisko PTTK Jagodna, , Rykowisko

"Chata Władzia" ugościła po raz kolejny. Dzięki rozpaleniu w piecu wszystkie rzeczy nam wyschły, więc kolejny dzień zaczynamy komfortowo. Wcześniejsze prognozy mówiły o opadach w sobotę, więc nastawiamy się na deszcz. Mamy jednak jakieś tam drobne nadzieje, że może wypadało się wczoraj, więc będzie już sucho. Później nadzieje zostają potwierdzone w prognozach, więc możemy jechać spokojnie.

Przed opuszczeniem chaty, ogarniamy trochę drewna i rozpałki, które zużyliśmy, by następni mieli suche drewno do rozpalenia pieca.

Warun typowo jesienny, taki dla koneserów ;)



Ktoś był głodny i podgryzł grzybki rosnące na mchu.

Jadąc przed siebie, utwierdzamy się w przekonaniu, że Sudety Wschodnie to bardzo dobre rejony na wycieczki rowerowe.

Gdy stoimy na Przełęczy Śnieżnickiej, wjeżdża tam od strony Międzygórza samochód. Gość zatrzymuje się i przez okno pyta czy tędy do schroniska. To się nazywa turystyka po poznańsku (tablice PO) ;)

W Międzygórzu zatrzymujemy się w Caffe Na Deptaku. Na prawdę mogę polecić tamtejsze naleśniki. Duże i dobre.

W drodze w Góry Bystrzyckie mamy do pokonania Kotlinę Kłodzką.

Celem wycieczki było schronisko Jagodna. Zatrzymujemy się tu na obiad. Początkowo chcemy usiąść na zewnątrz, ale zaczęło kropić, a później lać, więc chowamy się do środka. W schronisku dania są duże i bardzo dobre, a ich nazwy intrygują. Można zamówić Pokusę Leśniczego czy Kotlet Chatara.

Posileni ruszamy w poszukiwaniu noclegu. Najpierw jedziemy sprawdzić, co słychać w Chatce Sylwestrowej. Jednak jest tam tłumnie, a impreza się dopiero rozkręca, więc wracamy pod schronisko i zaczynamy zjazd do Starej Bystrzycy.

Gdy byliśmy tu w grudniu zeszłego roku, drzewa były tylko pozaznaczane do wycinki. Obecnie kupa drewna ciągnie się na kilkadziesiąt metrów.

Jako miejsce noclegowe obieramy Rykowisko w Starej Bystrzycy, do którego zajeżdżamy już po ciemku. Jest to polana z wielką wiatą i przygotowanymi miejscami ogniskowymi.
Minusem były jedynie pozostawione na ławach śmieci po jakiejś wielkiej popijawie. Na każdym stole stały puste butelki po alkoholu i innych napojach, a po okolicy walały się talerzyki i opakowania po chipsach. Wyglądało to, jakby uczestnicy popijawy nagle dostali sygnał o ewakuacji i musieli w pośpiechu opuścić to miejsce, pozostawiając po sobie wszystko tak jak stało. Ogarniamy stoły i czas przygotować nocleg.

Po jakimś czasie pojawiła się dwójka studentów, która także planuje tu nocleg. Następnego dnia schodzą do Bystrzycy Kłodzkiej na pierwszy pociąg w stronę Wrocławia, więc wstają jeszcze w nocy.

Dystans 63 km.

Niedziela, 19 września 2021

Rykowisko, Bystrzyca Kłodzka, Kłodzko

Po śniadaniu pakujemy rzeczy i jedziemy do Kłodzka. Trasę wycieczki mamy ograniczoną przez remonty linii kolejowych za Kłodzkiem. W Autobusowej Komunikacji Zastępczej nie ma możliwości przewozu rowerów, więc musimy dojechać do Kłodzka.

Pałac w Gorzanowie. Słabo widać na zdjęciu, ale przed drzwiami chodziły kozy.

Na końcowym odcinku trasy musiałem sprawdzić datę w kalendarzu, bo nagle natrafiłem na kwitnący rzepak i maki. Jednak nic się nie zmieniło i nadal mamy połowę września.

W Kłodzku mamy sporo czasu do pociągu, więc chwilę się po nim kręcimy. Odwiedzamy m.in. Kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z ładnym, barokowym wystrojem.

Tak minął nam rowerowy weekend na Ziemi Kłodzkiej. Zgodnie z oczekiwaniami okazało się, że te tereny są świetne na rower, więc na pewno jeszcze nie raz się tu pojawimy w tym celu. Kolejnym odkryciem, a może bardziej utwierdzeniem się, jest fakt, że o ile wędrowanie w deszczu to jest dla mnie coś najgorszego, co tylko może być, to jazda na rowerze w deszczowej aurze, aż tak mi nie przeszkadza. O ile później można zasiąść na nocleg pod dachem, to jest nawet fajnie ;) Czyżby opcja na deszczowe dni?

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/YgW3o21DwrEerDqF9

Komentarze

  1. Chatka pod Czernicą aspiruje do bycia drugą po Domku Myśliwskim meliną, piszę to z ubolewaniem. Kolejna wasza wizyta w ChpCz i kolejna "burda elementu" :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chyba z kimś Ci się pomyliło, bo przy moich poprzednich wizytach pod Czernicą, byłem sam. Ale to było w tygodniu, więc szansa na towarzystwo mniejsza.

      Usuń
  2. Bardzo przyzwoita trasa. Widzę na zdjęciu, że Kasia używa składanej miski Sea to Summit, na którą się swego czasu czaiłem. Jak się sprawuje, zadowoleni jesteście?

    Te chatki to już regularne imprezownie niestety. Pasza w Jagodnej faktycznie wybitna, skusiłem się kiedyś właśnie na kotlet chatara i był fenomenalny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz o tej misce z makaronem? To zwykła noname z marketu, ale wzorowana na typie tej znanej firmie. Co do Sea to Summit, to Kasia już dobrych kilka lat używa składanego silikonowego kubka od nich. Jest zadowolona. Ja w sumie też, bo chcę taki sam ;) Więc można powiedzieć, że jest dobry.

      Jednak patrząc po wyposażeniu chaty, na razie nie były to aż takie straszne imprezy.

      Usuń

Prześlij komentarz