Karkonoski wiating


Połowa grudnia nie uchodzi za najlepszy czas na górskie wycieczki. W kalendarzu niby jeszcze jesień, za oknem przeważnie zimno i ciemno, a w górach śniegu ciągle za mało na rakiety czy narty. Dla mnie to jednak żaden problem. A skoro znalazłem u mnie w grafiku parę dni wolnego, to trzeba było je godziwie wykorzystać. Jako rejon wyjazdu wybrałem Karkonosze w stylu wiatingowym. Głównym celem było potestowanie nowego obiektywu, który wpadł mi w ręce dosłownie 3 dni wcześniej, mianowicie Tamron 10-24. Muszę się zorientować w jakich zastosowaniach obiektyw najlepiej się sprawdzi, a najlepiej to zobaczyć robiąc nim zdjęcia w różnych sytuacjach. Dodatkowo, kolejny raz sprawdzę statyw, który dostałem już jakiś czas temu na urodziny.

Czwartek, 17 grudnia 2020

Szklarska Poręba, , Śnieżne Kotły, , Czarna Przełęcz

Tym razem, mimo że wyjazd wypada w środku tygodnia, udało mi się wyjechać z Kasią. Początkowo chciałem pierwszy nocleg zrobić w Budnikach, jednak uświadomiłem sobie, że drugi wypadłby na Czarnej Przełęczy w piątek, a wtedy spora szansa na spotkanie większej grupy i mniejsza na zmieszczenie się w wiacie, więc odwróciliśmy trasę.

W Szklarskiej wysiadamy z pociągu o 14:18. Wcześniej nie było możliwości, bo po 10tej dopiero kończyłem pracę. Godzina nie byłaby nawet taka zła na wędrówkę, jednak mamy połowę grudnia, więc jedne z najkrótszych dni w roku. Na szczęście czołówki dobrze świecą ;)

Ruszamy przez puste ulice Szklarskiej i znikamy w lesie idąc za żółtymi znakami. Co chwilę widać jeszcze pozostałości wichury, która przeszła w rejonie Karkonoszy na początku grudnia. Na szczęście nie ma już problemu z przejściem szlakiem. Podejście do Kukułczych Skał mocno się dłuży, ale idzie się wygodnie, bo śniegu brak. Oblodzenie na ścieżce pojawia się dopiero w górnej części szlaku, powyżej Hali pod Łabskim Szczytem. Jednak dzisiaj obejdzie się bez raczków. Po wyjściu na grzbiet trzeba ubrać kurtki, bo zaczyna mocno wiać. Na szczęście podczas trawersu Wielkiego Szyszaka jesteśmy osłonięci przed wiatrem. 

Zachodzimy do wiaty na Czarnej Przełęczy i okazuje się, że nie będziemy sami. Na stryszku już zadomowił się jeden turysta, więc my zajmujemy dół. Rozkładamy rzeczy i na kolację wychodzimy przed wiatę. Zanim jednak będziemy gotować, chwile bawię się aparatem. Muszę odkryć przy jakich ustawieniach najlepiej wychodzą gwiazdy. Niestety zabawa zostaje szybko przerwana przez chmury, które zasłoniły niebo.





Po kolacji idziemy do śpiworów i dosyć szybko zasypiamy. O 23:30 budzi nas grupa sześciu Czechów, którzy również przyszli tu na nocleg. Trochę hałasują, jednak za bardzo mi to nie przeszkadza, bo nie pamiętam za dużo z ich wieczornej wizyty.

Piątek, 18 grudnia 2020

Czarna Przełęcz, , Jelenka, , Skalny Stół, , Budniki

Wschody słońca z Czarnej Przełęczy są zazwyczaj słabe, bo wschodnia część nieba jest zasłonięta przez góry. Jemy śniadanie i ruszamy na wschód głównym grzbietem Karkonoszy. Początkowo towarzyszą nam chmury. Dodatkowo widzimy, że cała czeska strona jest zasłonięta przez niskie chmury. Za to po polskiej stronie chmury zatrzymały się na linii Rudaw Janowickich, odsłaniając całą Kotlinę Jeleniogórską. Nam w wędrówce towarzyszy zaśnieżony, miejscami lekko zalodzony szlak, jednak nie ma potrzeby zakładania raczków.

Śląskie Kamienie

Schodząc ze Śląskich Kamieni mijamy schronisko Petrova bouda. Jest ono odbudowane po pożarze i w obecnej formie mi się podoba. Mimo że jest duże, to jest ładne. Brak u mnie zdjęcia z tego wyjazdu, ale to wrzucę przy kolejnej wizycie ;)

Przechodzimy przez Przełęcz Karkonoską, w rejonie której spotykamy większą ilość Czechów, mijamy odbicie do Odrodzenia, gdzie postawili tabliczkę z informacją, że są jednak otwarci i idziemy dalej. Rzut oka za siebie w stronę Przełęczy Karkonoskiej.

Widok znad Kotła Małego Stawu.

Przewalające się przez Rudawy Janowickie chmury.

Zachodzę do Domu Śląskiego, bo mam ochotę uzupełnić trochę zapasy na wieczór. Jednak, po zobaczeniu cen, rezygnuję, za drogo jak dla mnie. Tu mała ciekawostka/porada: Na szczycie Śnieżki działa czeska poczta. A jak wiadomo, na poczcie można kupić różne rzeczy. Takie jak piwo, kofola, czekolada, czy ciepłe napoje. Płatność możliwa jest tylko gotówką, ale zarówno w koronach czeskich, jak i naszych złotych. I teraz najlepsze, nawet płacąc złotówkami, piwo jest tańsze niż w Domu Śląskim... Skoro już wspomniałem o Śnieżce, to dodam jeszcze, że na podejściu na nią warto było założyć raczki, bo zrobiło się stromo i ślisko.

Wyżej w Sudetach już się nie da :)

Obří Důl i Luční bouda

Trochę na szczycie siedzimy. Towarzyszy nam słońce i słaby wiatr, więc jest przyjemnie. Jednak jest już po 13, a dzień krótki, więc trzeba iść.

Czarny Grzbiet, którym będziemy niedługo iść.

Widoczny w oddali Masyw Śnieżnika.

Dużą część Czarnego Grzbietu również idziemy w raczkach, bo na szlaku lód. Ściągamy je pod Jelenką, skąd czeka nas jeszcze ostatnie podejście na tej wycieczce - na Skalny Stół.

Spojrzenie na południe ze Skalnego Stołu przy zachodzącym słońcu.

Rudawy Janowickie po zachodzie słońca.

Schodzimy na teren dawnej osady Budniki. Była to miejscowość na wysokości ok. 900 m n.p.m. na stokach Kowarskiego Grzbietu. Miejscowość powstała najprawdopodobniej w czasie wojny trzydziestoletniej (1618-1648), kiedy to uciekająca ludność z Kotliny Jeleniogórskiej osiedlała się w wyższych partiach górskich lasów. Obecnie na tym terenie pozostały jedynie pozostałości fundamentów budynków, które stały tu jeszcze w latach 50 XX w. Wysiedlenie ludności i zniszczenie osady powiązane są z poszukiwaniami rud uranu. Z ciekawostek warto wspomnieć, że ze względu na umiejscowienie cała miejscowość była pogrążona w cieniu przez 113 dni w roku, od 26.11 do 19.03. Z tej okazji mieszkańcy uroczyście obchodzili pożegnanie i powitanie słońca.
Więcej o historii Budnik można dowiedzieć się na stronie www.budniki.pl

My w wiacie w Budnikach rozkładamy się na nocleg. Trochę muszę posprzątać, bo mimo dwóch dużych worków ze śmieciami, część folii i papierów wala się po okolicy. Po 16tej rozpalam ognisko i siedzi się nam przy nim tak fajnie, że spać idziemy dopiero po 23:30. Drewna w okolicy nie brakuje, jedynie to leżące najbliżej potoku jest mokre i pokryte szronem. Jednak gdy ognisko już się rozpaliło, nie stanowi to problemu.


Sobota, 19 grudnia 2020

Budniki, , Szeroki Most, , Karpacz

Rano mija nas wędrujący pewnie na wschód słońca turysta, a potem można dalej w spokoju spać. Termometr wskazuje -3°C, taki lekki, zimowy akcent ;) Po śniadaniu powoli schodzimy do Karpacza. Daleko nie jest. Niestety liczba autobusów jest obecnie ograniczona, więc prawie godzinę musimy czekać na transport do Jeleniej Góry. Na szczęście pociąg do Wrocławia był opóźniony 5 minut, więc udało mi się zdążyć i nie musiałem czekać 2 godzin na kolejny. We Wro jestem wcześnie, a do pracy idę na 1 nocy, więc mogę się spokojnie ogarnąć :)

Tak oto minął nam późnojesienny wyjazd w Karkonosze. Z jednej strony trochę żałowałem, że nie mogłem pojechać dzień wcześniej, bo wtedy niskie chmury były nie tylko w dolinach, a sięgały połowy zbocza głównego grzbietu, co sprawia o wiele lepsze wrażenie. Jednak i tak było ładnie :)
Co do nowego obiektywu, to mogę powiedzieć, że mi się podoba. Jeszcze muszę się nim trochę pobawić, by zobaczyć do czego najlepiej się nadaje, ale już wiem, że na pewno kilka nocy spędzę z nim fotografując gwiazdy. Bo tego chciałbym się nauczyć.

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/rrCGfh2cqPQVjQVr8

Komentarze

  1. Nocne zdjęcia gwiazd mmmmmm... Śląskie Kamienie też urocze! Pogodę trafiliście w dyszkie. Ilością śniegu jestem załamany. A słoik niech dobrze służy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogoda rzeczywiście się trafiła, udało się pod tym względem.

      Co do śniegu, mało było, ale ja jeszcze wierzę, że się pojawi go więcej tej zimy :)

      Usuń
  2. Fajny wypad. Również gratuluję wspaniałych nocnych ujęć. Są urzekające. Jak zauważył menel, śniegu tyle co kot napłakał. Nie wróży to dobrze, choć pamiętać trzeba że były już lata, kiedy zima w Sudetach pojawiała się dopiero w połowie swojego trwania, a nawet...wiosną. Wszystko jest zatem możliwe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie tracę nadziei co do tegorocznego śniegu w Sudetach. Może być i nawet wiosną ;)

      Usuń
  3. Artur, musimy się koniecznie wybrać chociaż na krótkie, nocne focenie w pełni zimy, skoro na razie nie jest nam dane wybrać się na dłuższy wypad! ;) A jak oceniasz statyw?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, gdy pojawi się ciągła pokrywa śniegu, trzeba się gdzieś wybrać, najlepiej w okolicy pełni i przy bezchmurnym niebie. Ehh, ile warunków jest potrzebnych ;)

      Statyw fajny. Mały, w końcu chce mi się go brać ze sobą. Bo wcześniej, nie miałem za wielkiej ochoty nosić dużego i ciężkiego egzemplarza po górach. Do tego wygoda użycia - ten sam typ szybkozłączki co w uchwycie na aparat, więc dochodzi jeszcze łatwość użycia. Głowica kulowa to już tylko taki ostatni przyjemny dodatek :)

      Usuń
    2. Tylko nie zgub gumowych nakładek na nóżki. W moim statywie już gdzieś zgubiłam i mam na razie wkręcone śrubki żeby mi się śniegiem nie zapychały 😆

      Usuń
    3. Już zgubiłem jedną na pierwszej wycieczce :D No dobra, tak prawie. One po prostu się wykręcają łatwo. Mi się wykręciła jak miałem założony pokrowiec przeciwdeszczowy na plecak. Potem patrzę, nie ma nóżki. Dopiero w domu zauważyłem, że zaplątała się w pokrowiec, który schowałem do plecaka, więc jeszcze mam nóżkę :)

      Usuń

Prześlij komentarz