Lavanttaler Alpen


Szukając pomysłu na jesienny urlop, zacząłem przeglądać mapy i listy różnych pasm górskich. Wiedziałem, że na pewno chcę jechać gdzieś za granicę, ale może nie jakoś szczególnie daleko ;) Słowacja nie tym razem, bo wypada zobaczyć coś więcej, więc za cel obrałem Austrię. Wiadomo, że tam gór nie brakuje, więc pozostała kwestia wybrania rejonu, który pozwoli bezpiecznie pochodzić nawet w gorszych, jesiennych warunkach. Tak oto wybór padł na Lavanttaler Alpen, pasmo będące częścią Alp Noryckich w Alpach Wschodnich.

Poniedziałek, 14 października 2019

Neumarkt in Steiermark, 20, 313, Wenzelalpe

Dokładniej chcemy zobaczyć trzy pasma wchodzące w skład Lavanttaler Alpen: Seetaler Alpen, Saualpe oraz Koralpe. Najwyższym szczytem jest Zirbitzkogel (2396 m n.p.m.) leżący w tym pierwszym. Ich charakter trochę się różni między poszczególnymi częściami, jednak generalnie można powiedzieć, że są to góry o łagodnych szczytach, ale mające cechy gór alpejskich. Takie połączenie Tatr Zachodnich, Karkonoszy i Wielkiej Fatry. ;)

Na miejsce startu docieramy pociągami, wyjeżdżając z Wrocławia nocnym do Wiednia. Generalnie trasa wyglądała następująco: Wrocław -> Breclav -> Wiedeń -> Unzmarkt -> Neumarkt in der Steiermark. Podróż kończymy o 12:41 i zaczynamy od zorientowania się, co ta miejscowość oferuje pod względem jedzenia. Jedyne co nam się udaje odnaleźć, to kebab, więc na obiad wpada coś zdrowego ;) Zachodzę jeszcze do bankomatu, bo warto mieć jakieś Euro w portfelu, nie tylko na karcie.

Dzisiaj połowa trasy, to podejście asfaltem do Oberberg. Jednak, jak wiadomo, najtrudniejszą częścią jest opuszczenie terenu zabudowanego, by trafić na dobry szlak. Chwilę musimy poświęcić na przestudiowanie mapy i porównanie jej z rzeczywistością, by trafić na nasz szlak powyżej Neumarkt.

Kościół parafialny w Greith. W tle Seetaler Alpen, w które zmierzamy.

Zmierzamy w stronę widocznej najbardziej na lewo części grzbietu. Szlak powoli nabiera wysokości prowadząc przez ładnie położone wioski.

Po spojrzeniu za siebie, widać postrzępione alpejskie szczyty.

Niemal od razu po opuszczeniu asfaltu, dowiadujemy się, że ten rejon jest mocno zdominowany przez hodowlę krów, bo przechodzimy przez pastwisko, z wyraźną informacją/ostrzeżeniem, by uważać na krowy i trzymać dystans. W sumie można było się tego domyślić już wcześniej, bo idąc wzdłuż drogi, mijaliśmy kilka zagród z krowami, a także duże ilości przygotowanej dla nich kiszonki.

Słońce zachodzi, a nam do grzbietu pozostaje jeszcze kawałek.

Gdy znajdujemy płaski kawałek terenu, rozkładamy namiot i mając widok na ładny zachód słońca, szykujemy się do snu.


Wtorek, 15 października 2019

Wenzelalpe, 312, Zirbitzkogel, 8, Angerlkogel

Z namiotu wychodzę na wschód słońca. I od razu widzę, że jest szansa na ładny spektakl :) W dolinach snują się mgły, a na niebie przemieszcza się trochę chmur, co zawsze sprawia, że jest ciekawiej.

Widok chyba w stronę Wysokich Taurów.

W dole kłębią się mgły. Tu jeszcze ciemno, ale dalej szczyty już ogrzewają się w słońcu.

Słońca coraz więcej.

Gdy słońce już się pojawiło na niebie, wracamy do namiotu na śniadanie, a potem ruszamy na grzbiet. Okazało się, że nie było do niego już daleko, bo wystarczyło koło 15 minut byśmy się na nim pojawili. Trochę żałuję, że nie podeszliśmy tu wczoraj, ale wieczorem wydawało się, że jest do niego jeszcze spory kawałek. Spojrzenie na drugą stronę grzbietu.

Ten rejon jest oznakowany jako poligon austriackiej armii i widnieją tabliczki z ostrzeżeniami, jednak znakowany szlak także tu przebiega. Inaczej niż u nas, gdzie tereny wojskowe są całkowicie wyłączone z turystyki. Mijamy zamkniętą budkę oraz sztuczne jezioro i zaczynamy podejście w stronę Kreiskogel (2306 m n.p.m.).

Pobliskie pasma także są dosyć łagodne, jednak dalej wystają skaliste szczyty.

Słońce świeci, jednak czuć zimno, bo temperatura nie jest za wysoka, a do tego mocno wieje.

To już za nami. Pierwsze skojarzenie jakie mam z tym terenem, to Tatry Zachodnie.

Łagodny grzbiet, bez stromych podejść. Ale z widokami na wyższe pasma Alp.

Grań prowadząca na Scharfes Eck (2364m), w tle Zirbitzkogel (2396 m).

My tymczasem, przy przeszywającym wietrze, wchodzimy na Kreiskogel (2306 m). Widać kamienny schron poniżej niższego wierzchołka.

A na szczycie krzyż, jak na wielu innych górach tutaj.

Kreiskogel to ten szczyt w środku kadru.

Tuż pod szczytem Zirbitzkogel przy Zirbitzkogelhaus znajduje się taki oto górski duch. Wygląda niczym Liczyrzepa u nas. Ale to nie jedyne skojarzenie z Karkonoszami w tym miejscu.

Patrząc na to wypłaszczenie grzbietowe, które czeka nas w dalszej części dzisiejszej drogi, od razu na myśl przychodzi mi takie samo zrównanie na grzbiecie Karkonoszy. Jakoś ten rejon bardzo mi przypomina te nasze pasmo.

Na Zirbitzkogel (2396 m n.p.m.), najwyższym szczycie Seetaler Alpen. W dole, wspomniane wcześniej schronisko z figurką.

Niestety, gdy wchodzimy na szczyt, zaczynają pojawiać się chmury. Już po chwili całe niebo jest nimi zakryte, a dodatkowo częściowo w nich idziemy. Szkoda, bo nie daje to możliwości na podziwianie dalszych widoków na naszej trasie.

W chmurach wchodzimy na Fuchskogel (2214 m), a potem mijamy Wildsee w dole.

Powoli tracimy wysokość schodząc na obniżenie przed niższą, zalesioną częścią grzbietu. Dobrze widać płot z drutem kolczastym, które ciągnie się teraz przez większą część grzbietu. Myślę, że ma to związek z intensywnym wykorzystywaniem tych terenów do wypasania bydła w sezonie letnim. Wielokrotnie szlak będzie pokonywał płot, czy to przez bramki, czy też po drabinkach.

Judenburger Kreuz (1764 m), w tle grzbiet z który już za nami.

Powoli zbliża się zachód słońca, a my tymczasem pojawiamy się na łagodnych zboczach Zöhrerkogel.



Na nocleg rozkładamy się na płaskiej polanie w rejonie Angerlkogel. Zachodu dzisiaj nie będzie dane nam zobaczyć, bo wszystko tonie w chmurach. Do tego dosyć mocno wieje, więc szukamy miejsca chociaż częściowo osłoniętego przez drzewa. Po kolacji czas spać.


Środa, 16 października 2019

Angerlkogel, 8, Klippitztörl, 8, Speikkogel

Wychodzę na wschód słońca, mając nadzieję, że mimo wczorajszych chmur coś będzie widać. Nie zawiodłem się, bo na zewnątrz było bardzo ładnie za sprawą niskich chmur :)



Niestety na niebie w dalszym ciągu wiszą ciężkie, wysokie chmury, przez co słońce nie oświetla wszystkiego. My ciągle jesteśmy w cieniu, jednak dalej pojawiają się oświetlone chmury.



Po śniadaniu zbieramy się, by zejść na głęboką przełęcz Klippitztörl (1644 m). Miejsce jest o tyle istotne, że tu kończą się Alpy Seetalskie i wkraczamy w Saualpe. Przez przełęcz przebiega droga asfaltowa, w jej okolicy jest ośrodek narciarski, a także parking, z którego można zacząć wycieczkę. My uzupełniamy wodę z ładnego źródła i zaczynamy podejście w drugie pasmo podczas tego wyjazdu.
Wiewiórka :)

Podchodzimy początkowo lasem w chmurach, jednak powoli zaczyna się przejaśniać, dając nadzieję na widoki z góry.

Wysokość nabieramy stopniowo, jednak chmury przez większość czasu nam towarzyszą. Do tego wieje silny wiatr. Przewiewane przez wiatr niskie chmury robią niesamowite wrażenie, ale mimo wszystko podejście trochę się dłuży.



Przerwę na obiad robimy za skałą w okolicy Geierkogel (1917 m). Zasiadamy tu na dłużej i gotujemy coś na ciepło. Przez ten wiatr jest bardzo zimno, ale po kisielu od razu lepiej się idzie ;)

Plusem jest to, że chmury się rozeszły, ukazując trochę słońca. Przed nami cały czas łagodne podejście.

Ukazuje nam się duży, płaski grzbiet. Niczym Karkonosze :)

Przyciągające wzrok kopulaste tarasy na zboczu. Oryginalnie wyglądają.



Ten szpiczasty szczyt to Gertrusk (2044 m). Leży trochę na lewo od szlaku, ale prowadzą na niego chyba trzy ścieżki, każda z innej strony. Też się na niego wybierzemy, ale wchodząc od prawej, trochę od tyłu - jest łagodniej :)

Krzyż na Gertrusk (2044 m).

Grzbiet, którym szliśmy.

Kolejna grupa kozic. Wcześniej widzieliśmy kilkanaście sztuk koło jeziorka po pierwszym noclegu, Tym razem grupa jest mniejsza, ale bardziej fotogeniczna ;)

My tymczasem wchodzimy na Ladinger Spitz (2079 m). Najwyższy szczyt w paśmie Saualpe.

Chmury wszędzie dookoła, ale na szczęście nie skrywają wszystkiego szczelnie.



Płasko, ale dzięki temu wędruje się przyjemnie i łatwo :) Nawet wiatr trochę osłabł.

Jedno z przejść przez ogrodzenie, które dzieli grzbiet na dwie części, a czasami także na mniejsze fragmenty. W pewnym momencie odbijamy od szlaku i idziemy na przełaj, by uzupełnić wodę w zaznaczonym na mapie strumieniu. Udaje się to, więc wieczorem nie będzie problemów z wodą.

Od wschodu atakuje nas wielka chmura...

Po dojściu na Speikogel (1901 m) podejmujemy decyzję, że zostajemy tu na noc. Na szczycie jest wychodnia skalna, z której roztacza się ładny widok.





Przez pewien czas pojawia się nawet słabe widmo brockenu.

Stąd dzisiaj szliśmy. Bardzo przyjemny odcinek.





Słońce zachodzi, a my chowamy się do namiotu na kolację.


Czwartek, 17 października 2019

Speikkogel, 8, Kleiner Sauofen, 8, Wolftraten, , Pustritz, , Weinbergkapelle, 6, Zwölferkogel

Wstajemy na wschód, ale nic nie widać. Wszędzie chmury i wiatr, więc coś tam jemy i ruszamy dalej. Najbliższa góra, którą mamy po drodze, to niewybitny z tej strony Kleiner Sauofen (1830 m). Kolejny skalisty wierzchołek z krzyżem, który jak się okazuje, zapewnia widoki.

Tu warunki są lepsze niż na Speikkogel, bo chmury się przewiały ukazując trochę okolicy.

Chmury lekko przewiewa ukazując Alpy Kamnickie.

Co chwilę ukazują się też ładne i wyraźne widma brockenu. Dzisiaj są dużo ładniejsze niż wczoraj wieczorem.



Z czasem chmury przewalające się przez szczyt stają się coraz cieńsze, odsłaniając okolicę. W dole gęste chmury skrywają doliny.

Wystające ponad chmurami Koralpe, kolejne pasmo, w które zmierzamy. Tym razem jest trochę bardziej odległe.

Opadające zbocze Kleiner Sauofen, w tle Alpy Kamnickie i Julijskie.

Podoba mi się ten widok, więc zdjęć sporo robię. Warunki trafiły się lepsze niż można było przypuszczać :)

Szersze ujęcie w stronę Słowenii.



Słońce coraz wyżej, warunki się ustabilizowały, więc zaczynamy schodzić, bo trochę mamy dzisiaj do przejścia.

Ładnie widać Alpy Kamnickie. Najwyższy ich szczyt, Grintovec, to ta piramidka z prawej strony.

Zasłonięty czapą z chmur Großer Speikkogel, najwyższy szczyt Koralpe.

Niżej początkowo idziemy w chmurach, ale z czasem i one zaczynają zanikać, pokazując błękitne niebo.

Większość dzisiejszego dnia to wędrówka przez austriackie długie doliny i wsie, z niezbyt dużą ilością podejść. Słońce świeci, wiatru nie ma - jest bardzo przyjemnie :)

O ile w rejonach typowo górskich szlaki były bardzo dobrze oznaczone, to w rejonach niżej położonych, wśród wsi, wzgórz i pól, oznakowanie istnieje jedynie na mapach. Nie znaczy to jednak, że łatwo jest się odnaleźć i w kilku miejscach mieliśmy niemałe problemy z odnalezieniem naszego szlaku. Na szczęście obyło się bez większych komplikacji i cały czas zmierzamy w stronę naszego dzisiejszego celu.

Podobają mi się te łagodne wzgórza. Ich wysokość to 800-1000 metrów.

A tu Großer Speikkogel.

Jeżeli dobrze kojarzę, to widać lekko spiczasty wierzchołek Kleiner Sauofen, z którego rano podziwialiśmy te piękne widoki.

Weinbergkapelle. Koło tej kaplicy zasiadamy na ławkach i gotujemy obiad. Czas na dłuższą przerwę, bo spory odcinek za nami.

Te ostre szczyty przed nami to już chyba Słowenia.

Koralpe cały czas na widoku. Idąc przez ten rejon widać, że w przeszłości był dużo bardziej zamieszkały i zagospodarowany. Często mijamy stare, już zdziczałe jabłonie czy grusze. Nasuwa mi się wtedy skojarzenie z naszymi polskimi opuszczonymi obecnie rejonami, które można spotkać podczas wędrówek po pogórzach.

Ciąg kilku niewysokich szczytów. Na jednym z nich chcemy rozłożyć wieczorem namiot.

Odpowiednie miejsce znajdujemy na wierzchołku Zwölferkogel. Kawałek płaskiego terenu, z widokiem na Słowenię.

Po kolacji z widokiem na dolinę i górujące nad nią szczyty, wchodzimy do namiotu i idziemy spać. Dzisiaj był długi dzień, dużo kilometrów zrobiliśmy, ale bez wielkich podejść, bo większość było w dół. Dopiero w drugiej części dnia pojawiły się mniejsze podejścia.


Piątek, 18 października 2019

 Zwölferkogel, 6, Wittemig, Achalm, Ettendorf, Morold, Berensteinerofen, Pod Kleinalpl

Do śniadania towarzyszy nam widok na najwyższy szczyt Koralpe.
Składamy rzeczy i ruszamy dalej. Tutaj widok w stronę Słowenii.

Czeka nas trochę błądzenia przez pasmo nad St. Paul im Lavanttal. Podejścia, zejścia, trochę przejścia bezszlakowego, bo szlak w pewnym momencie jest przegrodzony płotem i informacją o terenie prywatnym i zakazie wejścia. Ale kierunek marszu jest nam znany, więc idąc w tą stronę się nie zgubimy ;) Na jednym z podejść spotykamy salamandrę plamistą.

Robi się ładnie. Towarzyszy nam typowa jesień :)

Ten grzbiet, który widzieliśmy w całej okazałości wczoraj wieczorem, jest generalnie wąski, ale bardzo klimatyczny. W większości zalesiony, ale w paru miejscach można coś dostrzec między drzewami.

Zamek górujący nad St. Paul, w tle Großer Speikkogel.

Kościół i Großer Speikkogel.



Schodzimy do szerokiej doliny rzeki Lavant. Podczas przekraczania rzeki, zmieniamy także rejon górski na Koralpe. To nasz ostatni etap wędrówki, ale do grzbietu mamy jeszcze sporo podejścia. Jesteśmy na wysokości około 350 m, a musimy dzisiaj wejść na jakieś 1500 m. Więc trochę podchodzenia nas czeka.
W Ettendorf jesteśmy koło południa. Jedyne co jest otwarte, to pub. Na szczęście mają jakąś pizzę, która będzie naszym obiadem. Do tego piwo i sok, i po mniej więcej godzinie odpoczynku ruszamy dalej. Mieliśmy nadzieję na uzupełnienie zapasów w sklepie, jednak trwa popołudniowa przerwa, podczas której wszystko jest pozamykane. Więc zadowalamy się odwiedzinami w pubie ;)

Ruszamy dalej. Na razie idziemy asfaltem, stopniowo nabierając wysokości. Ukazuje nam się widok na pasmo, na którym wczoraj spaliśmy.

Przez sporą część podejścia asfaltem towarzyszą nam widoki na południowy-zachód. Cały czas mijamy zdziczałe jabłonie i grusze, podobnie jak poprzedniego dnia. Kilka jabłek ląduje w naszych plecakach, będą na deser ;)

W planie mieliśmy wejść szlakiem do Berensteinerofen, jednak już po opuszczeniu asfaltu przegapiamy odbicie szlaku i wchodzimy na grzbiet na wprost. Jest stromiej, niż by było wg pierwotnego zamysłu, ale pewnie szybciej. Po wyjściu na grzbiet, trochę się zdziwiliśmy, że zrobiło się płasko - jakoś wcześniej nie zauważyliśmy, że szlak nam się zgubił. Szybka modyfikacja planów i na Berensteinerofen idziemy niemal po płaskim :)

Na nocleg rozkładamy się poniżej Kleinalpl, bo wg mapy w okolicy powinny być dwa źródła i strumienie. Robi się ciemno, więc idę szukać wody, która już nam się skończyła. Odnajduję oba zaznaczone cieki wodne, niestety oba są suche. Tak więc na kolację zostają nam znalezione jabłka oraz coś słodkiego.
Zastanawiamy się jaki wariant wycieczki obrać na kolejne dwa dni i postanawiamy zarezerwować sobie nocleg na kolejny dzień w Wolfsbergu. Telefony z Internetem ułatwiają podróżowanie ;)

Sobota, 19 października 2019

Pod Kleinalpl, 594, Großer Speikkogel, 5, Koralpenhaus, 560, Wolfsberg

Godzina 7, składamy namiot i ruszamy dalej. Udało się tak wcześnie wyjść, bo na śniadanie i tak nie mamy wody.

Ciekawe skałki po drodze.

Dzisiaj pogoda jest bardzo odmienna od tej, która towarzyszyła nam przez poprzednie dwa dni. Brakuje słońca, chmury zasłaniają całą okolicę, a do tego bardzo mocno wieje. Gdy natrafiamy na strumień płynący w pobliżu szlaku, robimy przerwę na śniadanie. Chowamy się za choinkami i gotujemy coś na ciepło. Trochę nam to zajmuje, ale warto poświęcić ten czas na to :)

Idziemy szlakiem. Miejscami ciężko powiedzieć, gdzie dokładnie jesteśmy, bo nic nie widać, ale mijamy kolejne ogrodzenia, więc jest dobrze.

W pewnym momencie w totalnej chmurze stajemy na Großer Speikkogel (2140 m). Najwyższy szczyt Koralpe odwiedzony :) Kolejne zdjęcie szczytowe z krzyżem. Z jednej strony szkoda, że chmury zasłaniają wszystko, z drugiej może to i dobrze. Bo gdy spojrzy się na zdjęciach jak wygląda okolica, to dostrzec można duże instalacje radarowe na szczycie - https://www.hribi.net/slike1/P5130121117000.jpg

Na szczycie spędzamy dosłownie minutę i schodzimy. Wiatr nie pozwala na dłuższy postój. Chwilę szukamy dalszej drogi, bo chmury utrudniają orientację, ale udaje się i po jakimś jesteśmy przy Koralpenhaus. Tam chwila przerwy i kontynuujemy marsz. Czeka nas zejście na jakieś 460 m. Zejście dłuży się, ale w końcu udaje nam się osiągnąć cel :)

Zamek Wolfsberg.

W Wolfsbergu udajemy się na nocleg w AIS Center. Po drodze odwiedzamy supermarket w celu zrobienia zakupów. Można odpocząć po wędrówce :)

Niedziela, 20 października 2019

Dzisiaj zwiedzamy jeszcze Wolfsberg i zaczynamy powrót do Wrocławia. Najpierw autobusem ÖBB jedziemy do Grazu. Później pociągiem do Wiednia, skąd jedziemy już do Wrocławia.

Czas na kilka słów podsumowania. Obierając Lavanttaler Alpen jako cel wyjazdu, nie do końca wiedziałem, co nas czeka podczas wędrówki. Bazowałem tylko na kilku zdjęciach w necie oraz ogólnych informacjach zawartych na Wikipedii ;) Jako że jest to teren dosyć łagodny, nie widziałem potrzeby szukania większej ilości informacji wcześniej i stwierdziłem, że pewna dawka niespodzianek będzie fajna. Mogę powiedzieć, że wyjazd był udany. Pogoda dopisała, a warunki na jakie trafiliśmy były przez większość czasu przyjemne. Wydaje mi się, że jesień jest optymalnym okresem do odwiedzenia tego rejonu, gdyż latem na dużej części naszej trasy trafiałoby się na pasące się stada krów, gdyż jest to teren intensywnie wykorzystywany na pastwiska. Poszczególne grupy górskie nie są tu bardzo rozległe, nie da się tu zrobić kilkudniowej wędrówki zupełnie bez schodzenia do cywilizacji, ale nie jest to też teren mocno zagospodarowany turystycznie. Mija się dużą ilość schronisk, więc da się też oprzeć przejście o noclegi pod dachem, ale nie ma się uczucia, że jest tego za dużo. Ot, panuje w tym względzie zdrowa równowaga :) Całość naszej trasy obejmuje jeden arkusz mapy Kompass nr 219.

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/DD647U9YCMA7pmby7




Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).

Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

  1. Dawno, dawno temu w odległej czasoprzestrzeni... :)) były rozmowy w kręgach zbliżonych do "odorowych" na temat szlajanka namiotowego w Alpach z uwzględnieniem wysokości n.p.m. w okolicach 2000 m. Różnica polega na tym, że na rozmowach się skończyło :). Twoja relacja Red pokazuje, że rozmowy były bardzo dobrze ukierunkowane, co dla mnie ma zdecydowanie większe znaczenie niż zdobycie Mont Blanc-a. Wielokrotnie wspominałem w komentarzach, że Alpy to raczej nie moja bajka, ale przyjąć na klatę alpejską wędrówkę z szafą na plecach w wariancie jaką zapodałeś to temat nie w kij dmuchał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Cię to zmotywuje do obrania kierunku na zachód przy kolejnym urlopie ;) Jak widać, Alpy to nie tylko skalne turnie, ale też trochę łagodnych klimatów. I to bardzo przyjemnych. A przecież to nie jest jedyny taki obszar.

      Usuń
  2. Fajnie pooglądać coś nowego. Pogoda lepsza niż w Bieszczadach;)
    Widzę, że namiot jest czyli wypad na plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, pogoda dużo lepsza niż w Bieszczadach ;) A namiot podniósł atrakcyjność wypadu :)

      Usuń
  3. Bardzo fajne górki. Twoja relacja pokazuje, że strona świata nieistotna, żeby się przyjemnie przejść i zobaczyć pasmo czy dwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja od jakiegoś czasu zaczęłam się interesować niższymi Alpami. Wydają mi się właśnie ciekawym kierunkiem na okres przejściowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że może być to bardzo ciekawy kierunek.

      Usuń
  5. Wow. Zaskoczyłeś mnie. Zazwyczaj jak ktoś wspomina o wyjeździe w góry do Austrii to kończy się na typowo alpejskim wyjeździe czyli górki pow 3000 npm a ty takie zaskoczenie. Brawo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te powyżej 3000m tez na pewno są ciekawe, ale właśnie, jest tam dużo niższych pasm, które są godne uwagi. Myślę, że to jak wszędzie, tylko że jak ktoś ma jechać z Polski taki kawał drogi, to nie będzie obierał za cel "jakichś tam górek po 1000m", tylko coś konkretniejszego ;) Jest to zupełnie zrozumiałe. Co nie znaczy, że te niższe i nieznane szerzej rejony nie mogą być ładne i ciekawe.

      Za to miejscowi w całkiem sporej grupie odwiedzali te rejony - mowa oczywiście o tych mijanych przez nas najwyższych szczytach, bo pozostałe części pasm bardzo odludne. Ale to zupełnie jak u nas w niektórych górach :)

      Usuń

Prześlij komentarz