Przenieśmy się w porę roku chłodną, zimową, śnieżną. Tam gdzie zimy są najpiękniejsze. Wszak zima się nie liczy, jeśli się nie było na Głównym Grzbiecie Karkonoszy ;)
Prognozy na weekend zapowiadały świetną, zimową pogodę, dużo słońca i lekki mróz. Naszym celem zostaje karkonoski klasyk: z Karpacza na Śnieżkę i główny grzbiet. Jedynie nad kwestią noclegu myślimy nieco dłużej, ale ostatecznie wygrywa opcja wiaty na Czarnej Przełęczy. Jesteśmy jednak świadomi, że przy takiej pogodzie, w weekend może być mocno oblegana, dlatego też mamy plan alternatywny.
Sobota, 16 lutego 2019
Karpacz, , Sowia Przełęcz, , Czarna Przełęcz
Wędrówkę zaczynamy w Karpaczu, skąd na grzbiet udajemy się czarnym szlakiem przez Sowią Dolinę. Szybko decydujemy się założyć raczki, gdyż początkowo droga jest naprawdę mocno zalodzona. W górnej części doliny leży już dużo śniegu, a w nim wydeptany jest jedynie wąski ślad. Tak, że przejdzie jedna osoba, w trakcie mijania ktoś musi wejść w nieudeptany śnieg, co dla normalnych ludzi nie jest problemem. Na tym etapie mijamy się z jednym biegaczem, który zbiegał z góry i był wielce oburzony, że nie zeszliśmy mu z drogi, a poza tym był to akurat zakręt i on nas tutaj nie widział. I to przecież oczywiste, że jak on zbiega, to my powinniśmy mu z drogi zejść z wyprzedzeniem, by nie musiał się zatrzymywać. Cóż, nie znalazł u mnie zrozumienia ze swoją argumentacją i tonem wypowiedzi władcy szlaku. A za nami miał kolejne atrakcje w postaci rodzinki ciągnącej za sobą dzieci na sankach - niestety nie był to dla biegacza dobry dzień na zbieganie :p
Na Sowiej Przełęczy wychodzimy na dobrze udeptany, szeroki szlak, który niedługo prowadzi nas do Jelenki.
Zachodzimy do środka na laną kofolę i zabieramy jedną buteleczkę na wynos. Będzie na później i do tego odpowiednio schłodzona ;)
Po wyjściu ze schroniska ponownie ubieramy raczki i wchodzimy na Czarny Grzbiet. Mamy ze sobą także rakiety, bo śniegu jest dużo i nie wiemy jakie warunki śniegowe zastaniemy na szlaku. Ostatecznie okazało się, że rakiety mogły zostać w domu, bo śnieg, nawet poza szlakiem, jest twardy, zmarznięty i nie zapadamy się. Ale kto to wie jakie warunki są na szlaku z perspektywy Wrocławia? Lepiej jednak mieć rakiety i ich nie użyć, niż nie mieć, a potrzebować...
Po wyjściu z lasu pojawiają się szerokie widoki. Widoczność jest rewelacyjna, widać m.in. Góry Stołowe, Masyw Śnieżnika, Jeseniki czy Masyw Ślęży.
Spojrzenie na Śnieżkę
i kotły polodowcowe. Kolejno Kocioł Łomniczki, Małego Stawu i Wielkiego Stawu.
Podejście na Śnieżkę jest szerokie i wydeptane. Taka zimowa autostrada. Idzie się przyjemnie, tylko jest ślisko, więc raczki się przydają. Końcowy etap podejścia na najwyższy szczyt Sudetów.
Na szczycie dużo ludzi. Piękna pogoda w weekend zachęca do wyjazdów, więc turystów jest sporo. Ładnie ośnieżona Kaplica św. Wawrzyńca na Śnieżce. Jest to mój ulubiony obiekt na tym szczycie zimą.
Chwilę spędzamy na szczycie i schodzimy. Zejście w raczkach to sama przyjemność, za to większość osób walczy o każdy metr ślizgając się, opuszczając po łańcuchach lub po prostu żłobiąc rynnę od zjazdów na tyłku.
Úpská jáma i otoczenie Luční boudy.
Dom Śląski i Równia pod Śnieżką.
Do Domu Śląskiego nie zachodzimy, tylko ruszamy dalej. Za nami zostaje charakterystyczny widok.
Powoli słońce schodzi coraz niżej, a kolory robią się coraz cieplejsze. Oznacza to nieuchronnie, że noc coraz bliżej i już niedługo czołówki będą w użyciu.
Wchodzimy do Odrodzenia na obiad i tuż przed zachodem słońca wychodzimy na szlak.
Gdyby ktoś miał wątpliwości, to śniegu jest dużo.
Niedługo później robi się ciemno, ale czołówki są w użyciu tylko przez krótki czas. Bo niebo jest bezchmurne, a światło księżyca odbijające się od śniegu wystarcza do bezproblemowego marszu. W rejonie Czeskich Kamieni widzę, że za nami idzie większa grupa, która wygląda na zamierzającą spać w wiacie, więc przyśpieszamy, by zająć lepsze miejsca. W końcu, kto pierwszy ten lepszy ;) Niestety, gdy tylko otwieram drzwi wiaty, już wiem, że nie ma szans na nocleg w środku. Tłoczy się tam w tym momencie 12 osób na dole! W takim razie nawet nie wchodzę do środka, tylko ubieram puchówkę i czekam na Kasię, by zrealizować plan alternatywny.
Odchodzimy kawałek od wiaty i szukamy odpowiednio dużej dziury zrobionej przez wiatr koło choinki. Wyciągam łopatę i wyrównuję podłogę oraz trochę pogłębiam ścianę, tworzę coś na wzór pół-jamy śnieżnej. Czemu szukałem dziury koło choinki? By nie musieć za dużo kopać. Ta jama już zapewnia osłonę przed wiatrem, więc wystarczy wykopać platformę pod karimaty by komfortowo spędzić taką pogodną noc. Osłona przed opadem nie jest potrzebna, bo padać nie będzie. Układamy się z rzeczami, coś jeszcze pijemy i idziemy spać.
W międzyczasie przyszła wspominana wcześniej ekipa. Oni też zaglądnęli do wiaty, ale po rozlegających się w koło dźwiękach kopania w śniegu wnioskuję, że postawili raczej na namioty i jamy. Widać, że moje przewidywania o możliwym braku miejsca w wiacie były bardzo prawdziwe.
Niedziela, 17 lutego 2019
Czarna Przełęcz, , Szklarska Poręba
Wstaję przed wschodem słońca, by móc cieszyć się porannymi kolorami na śniegu. Z Czarnej Przełęczy co prawda samego momentu wschodu słońca nie widać, ale kolorki i tak mogą być ładne. W nocy było jakieś -5°C, więc stosunkowo ciepło jak na zimę. Noc była bardzo komfortowa.
Nasz jest ten kawałek śniegu.
Chwila, gdy słońca zaczyna przyjemnie oświetlać i ogrzewać okolicę.
Poranne światło jest jak zawsze ładne.
Nam nie śpieszy się, więc spokojnie mamy czas na ugotowanie śniadania, zjedzenie posiłku i wygrzewanie się w porannych promieniach słońca.
Wiatr lekko wieje, jednak w tym zagłębieniu w ogóle go nie odczuwamy i możemy komfortowo siedzieć przy zimnej kofoli :)
Gdy ruszamy, jest już po 9:30. Chwilę po nas rusza też większość czeskiej ekipy, która spała w wiacie/jej okolicach. A nam wszystkim towarzyszy bezchmurne niebo i świecące słońce.
W drodze na Śnieżne Kotły.
Stacja przekaźnikowa na Śnieżnych Kotłach wygląda dużo lepiej z tej perspektywy niż z wypłaszczenia pod nią. Ściany kotłów dają niepowtarzalny klimat.
Szczyt Wielkiego Szyszaka zimą obchodzi się po lewej (południowej) stronie. Latem szlak wiedzie północnym stokiem, jednak w okresie śnieżnym jest on bardziej niebezpieczny. W zimowych Karkonoszach lubię ten biały klimat. Grzbiet niby taki płaski, bo wiele jego fragmentów nie ma zbyt wielkich przewyższeń, ale dzięki temu ma swój urok.
Stacja przekaźnikowa z bliska.
Na krótką chwilę chowamy się przy kamieniach, jednak nie siedzimy tu długo i ruszamy dalej. Urozmaiceniem widoków okazują się dla nas balony lecące nad Czechami. Początkowo są one gdzieś dalej, na tle Ještědu, jednak cały czas zbliżają się w naszą stronę. I to wcale nie tak wolno.
I pojawiają się niemal nad nami.
To już końcowy etap naszej wycieczki. Powoli zbliżamy się do końca, trawersujemy zbocze Szrenicy i zaczynamy zejście do Szklarskiej Poręby. W okolicy Kamieńczyka, jak zwykle o tej porze roku, szlak jest cały pokryty lodem. I tak schodzimy sobie dzielnie, w raczkach, między ślizgającymi i przewracającymi się turystami. Tak, raczki to zdecydowanie obowiązkowy sprzęt na zimowe Karkonosze :) W Szklarskiej udajemy się na dworzec, skąd do Wrocławia wracamy pociągiem.
Wycieczka była bardzo fajna. Dawno już nie byłem na Śnieżce, a możliwość podziwiania z niej takich rozległych widoków, to dodatkowy plus. Ale najbardziej w pamięć zapadł mi nocleg, bo noc w jamie śnieżnej miałem w planach już od jakiegoś czasu. Co prawda to nie do końca była jama śnieżna, ale uznajmy ;) W każdym razie wiem już, że to nie gryzie, no i namiotu nie trzeba nosić ;) Na pewno będę rozważał taką opcję w przyszłości.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/WGpKzXr7XU3CMcHS7
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Piękna, klasyczna trasa. Pogodę trafiliście niesamowitą. Nocleg w takich warunkach dodaje smaczku i na pewno też kiedyś ten sposób wypróbuję.
OdpowiedzUsuńPogoda żyleta :) Hehe, taki mój klasyk, mam wrażenie, że co roku muszę ją przejść ;)
UsuńPatent z wykorzystaniem jamy wokół świerka do celów biwakowych/postojowych pokazał mi kiedyś starszy kolega właśnie w Karkonoszach. Wiało, było nie przyjemnie, a my potrzebowaliśmy wypić herbatę i coś zjeść. Wystarczyło wskoczyć do takiej dziury i.....cisza, spokój nie wieje, można się herbatką delektować. (Łopata pozwala na szybkie zwiększenie komfortu).
OdpowiedzUsuńKlasyczna piękna tura. Pozdrawiam.
Dzięki :)
UsuńJa te dziury wokół choinek już kilkukrotnie do odpoczynku przy herbacie wykorzystywałem, właśnie do ochrony przed wiatrem. Więc nocleg z jej wykorzystaniem to był taki naturalny następny krok.
No tak, napadało odrobinę śniegu... :))) Red, jak zachowywał się puch po noclegu? Ten "twój kawałek śniegu" to świetny pomysł.
UsuńNormalnie ;) Pewnie pytasz o wilgoć. W powietrzu wilgoci nie było, bo był mróz. A, że spaliśmy w otwartym terenie, to też wilgoć z naszych oddechów miała gdzie uciec. Jedynie trzeba było uważać na śnieg, który mogliśmy wrzucić na maty - ale tu zabezpieczyłem się NRCetą, która była zawinięta na bokach osłaniając przed wpadającym śniegiem.
UsuńPodsumowując, teraz nie było różnicy między zimowym noclegiem w wiacie, a tutaj.
Noo ja wpadłem kiedyś na nartach do takiej jamy pod świerkiem. Pim może jeszcze pamięta to było przy Labskiej Boudzie. :D Podczas pierwszego dnia z naszej tury przez Karkonosze.
OdpowiedzUsuńA sposób na biwak klasa i inspirujący przy okazji. Wspomnienie zimy tylko ostrzy apetyt na kolejną.
ps
kiedyś na Magurze Wątkowskiej widziałem taki świerk, pod którym nie było jamy. Jednak najniższe piętro gałęzi tworzyło tak obszerny dach, że spokojnie można by było spać tam w 4 do sześciu osób. Dodatkowo czapy śnieżne uszczelniły tak mocno ten pseudo dach, że nie trzeba było martwić się o ewentualne opady. Szkoda, że go nie mogliśmy wtedy wykorzystać na biwak. Niestety nie dysponuje zdjęciem.
Zima już niedługo, więc trzeba sobie przypominać jak może być fajnie podczas niej ;)
UsuńTakie niespodziewane "dziury" i łachy miękkiego śniegu potrafią nieźle zaskoczyć i utrudnić wycieczkę, nie tylko na nartach...
Ja w nadchodzącym sezonie mam zamiar zrobić powtórkę w jamie, oby śnieg dopisał.
Noo nawet mi się zachciało zimy na moment :P Noclegu w śnieżnej jamie próbowałam kiedyś zasmakować, ale nie wytrwałam za długo ze względu na słaby sprzęt (śpiwór i karimata). Może tej zimy zrobimy taką akcję na Keprniku? ;) Nie trzeba by było nosić namiotu. :)
OdpowiedzUsuńMi nie trzeba tego dwa razy powtarzać ;) Mówisz i jedziemy!
UsuńWspaniały wschód słońca
OdpowiedzUsuń:)
Piękna pogoda. Zastanawiałem się gdzie będziecie spać i nawet nie pomyślałem o tej wiacie :P
OdpowiedzUsuńNocleg zaskoczył? ;)
Usuń