Abel Tasman Coast Track - Great Walk



Abel Tasman Coast Track (Szlak Wybrzeża Abel Tasman) to szlak turystyczny położony na terenie Parku Narodowego Abel Tasman, znajdującego się w północnej części Wyspy Południowej Nowej Zelandii. Włączony został w sieć Wielkich Szlaków (Great Walks), wśród których uchodzi za najlepiej przygotowany szlak, a widoki za jedne z najładniejszych i wartych zobaczenia. Do tego szlak jest bardzo łatwy, nie ma na nim dużych przewyższeń ani trudności technicznych, więc niemal każdy jest w stanie go przejść.

Widoki, z których szlak jest znany to piękne dzikie plaże i zatoczki oraz nietypowe nadmorskie formacje skalne. Dodatkową atrakcją, a jednocześnie lekką niedogodnością, są odcinki szlaku, które można przejść jedynie podczas odpływu, bo inaczej są zalane.

Środa, 31 sierpnia 2016

Po powrocie do Nelson z Heaphy Track, jeden dzień spędziliśmy na zwiedzaniu miasta, zrobieniu zakupów i wypraniu rzeczy po poprzedniej wędrówce. Dobry obiad to podstawa ;)

Rano idziemy na autobus wiozący nas do Marahau (67km od Nelson), gdzie rozpoczyna się nasz szlak, którego łączna długość to ok. 60km.

Mapa całego szlaku:

Profil przewyższeń


Na początku zwracam uwagę na wzgórza, które znajdują się w okolicy. Nie są to wysokie góry, chociaż wyższe niż to, co będziemy przechodzić szlakiem. Wystarczy powiedzieć, że na szlaku generalnie nie przekracza się wysokości 150m n.p.m.


Pamiątkowa fota na starcie szlaku i ruszamy w naszą nadmorską drogę, wśród egzotycznych, trochę tropikalnych klimatów.


Na co warto zwrócić uwagę, to fakt, że jest to wyłącznie szlak pieszy, nie można na nim poruszać się rowerami. Inaczej niż miało to miejsce na Heaphy Track, gdzie przez część roku można szlak przejechać. Myślę, że jest to spowodowane większą ilością ludzi, a także sporą liczbą piaszczystych etapów, które nie sprzyjają chyba rowerzystom. Ale niech jakiś "rowerowiec" się wypowie.

Po kilkunastu minutach marszu i nabraniu wysokości, możemy przyjrzeć się wybrzeżu, od strony Marahau.


Szlak przez sporą część czasu wiedzie lasem. W pobliżu wybrzeża jednak jest wiele odcinków, gdzie spacerujemy plażą, a czasem wręcz dnem zatoki. Widoków generalnie nie brakuje.

O ile widoków się spodziewałem, to zaskoczyła mnie ilość różnych zwierząt, które spotykaliśmy na szlaku.
Niektóre hipnotyzowały wzrokiem


Inne stały niewzruszone naszą obecnością


A ta gęś gdy tylko nas zobaczyła, przeszła pół plaży licząc na nasze kanapki


A rozgwiazdy "pływały" w płytkich wodach przybrzeznych


Z takich widoków słynie właśnie ten Great Walk.


Słoneczna plaża i wysepka w tle.


Niektórzy wolą popływać kajakiem lub łódką niż wędrować pieszo. Oni również znajdą w tym miejscu coś dla siebie.


Jak wspominałem we wstępie, na szlaku występują odcinki, które da się przejść jedynie podczas odpływu. Pierwszym takim miejscem jest fragment między Anchorage a Torrent Bay Village. Co prawda ten fragment można ominąć obchodząc zatokę dookoła, jednak szkoda tracić taką atrakcję.
Na dnie zatoki:


Po drugiej stronie zatoki, pomost. Aż trudno sobie wyobrazić, że aż tyle wody tutaj potrafi być.


O, jednak woda w morzu całkiem nie wyschła ;)






Po zwiedzeniu okolicy rozkładamy namiot na polu namiotowym Torrent Bay Village. Jest tam miejsce na ok. 10 namiotów, aczkolwiek samo miejsce biwaku jest brzydkie, więc jemy kolację, spoglądamy na suchą zatokę i powoli chowamy się do namiotu.


Czwartek, 1 września 2016

A rano, po wstaniu, widok jaki nas przywitał, był zupełnie inny niż wieczorem:


Jednak nie kłamali w tych przewodnikach! ;)

A dnem tej zalanej zatoki wczoraj przechodziliśmy.


Gdyby tylko słońce przyświeciło, byłaby istna tropikalna wyspa.


Teraz czeka nas dłuższy leśny odcinek, który urozmaicamy sobie schodząc na Sandfly Bay.




Po przerwie kolejny leśny odcinek, a po pewnym czasie widok na kolejną zatokę. W dole prawdopodobnie Bark Bay.


Schodzimy nad długą, piaszczysta plażę Onetahuti, którą idzie się aż do jej drugiego końca.


Po nabraniu trochę wysokości ujrzeliśmy Awaroa Inlet. Już wyschnięte, bo odpływ trwa, więc przejść dalej nam się uda. To jest miejsce, którego podczas przypływu się nie przejdzie, bo nie ma szlaku obejściowego.












Po przejściu zatoki idziemy jeszcze na Waiharekeke Campsite, gdzie rozkładamy namiot i ogarniamy jakiś wieczorny posiłek.

Piątek, 2 września 2016

Rano nie śpieszymy się z wyjściem, a padający rano deszcz zniechęca do szybkiego opuszczenia namiotu. Tym oto sposobem, na szlaku pojawiamy się dopiero po godz 13, ale na dzisiaj nie mamy dużego dystansu do przejścia, więc nie ma sensu się spieszyć.


Kolejne plażowe odcinki:




Ujście strumienia do morza.


Malownicze zatoczki z piaszczystymi plażami.


Po drodze robimy sobie mały postój w Totaranui. Jest to niemal kurort, choć może raczej bardzo duży camping. Można tu dojechać samochodem, stąd znajduje się tu sporo domków letniskowych oraz miejsc dla przyczep campigowych czy campervanów. Na początku września nie jest to najtłumniej odwiedzane miejsce, choć być może w weekend wyglądałoby to zupełnie inaczej. Gdy my przechodzimy przez Totaranui, jest dość pusto.

Nocleg zaplanowany był na Anapai Bay, bo chociaż dystansowo było to mało korzystne, jednak być na takim przybrzeżnym szlaku i nie spać w namiocie na plaży? Nie ma opcji ;)

Wieczorem było długie ognisko z widokiem na Morze Tasmana.

Sobota, 3 września 2016

Rano wczesna pobudka i wschód słońca. Mimo chmur na niebie, horyzont był bezchmurny.








Później się przejaśniło i nawet namiot mógł spokojnie wyschnąć.


Rzut oka na drugą stronę naszego kempingu.


Po śniadaniu ruszamy na nasz ostatni odcinek tego Great Walka. Widoki nadal były bardzo ładne.


W rejonie Whariwharangi Hut napotykamy dobrze nam już znane weki. Tradycyjnie nie boją się i tylko liczą na jakiś kąsek od turystów.


Końcowy, dłuższy odcinek, prowadzący już nad Takapou Bay to szeroka, wygodna droga. Takapou Bay to ta widoczna w dole zatoka, a na lewo od niej, ograniczona mierzeją, znajduje się Wainui Inlet.


Na końcu szlaku czekamy na Anię i Radu, którzy po nas przyjechali i razem pojechaliśmy zobaczyć coś w okolicy, ale to już inna historia ;)

Czy ten szlak mogę polecić do przejścia? Jak najbardziej i to najlepiej w całości. Jest ciekawy, dużo ładnych widoków, malownicze plaże. Można również spotkać egzotyczne dla nas zwierzęta czy rośliny. Chodzenie po dnie zatoki to także ciekawe doświadczenie dla osoby, która nie miała wcześniej takiej okazji. Jednym słowem szlak całkiem zasłużenie nosi miano jednego z ciekawszych Great Walków w Nowej Zelandii.

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/uARq7uBBNzRLUjZv1




Informacje praktyczne:

Informacje o Great Walks'ach ogólnie - www.doc.govt.nz/parks-and-recreation/things-to-do/walking-and-tramping/great-walks/
Informacje o Abel Tasman Coast Track - www.doc.govt.nz/abeltasmantrack

Rezerwacje noclegów i busów dowożących na start/odwożących po skończeniu wędrówki trzeba dokonać z wyprzedzeniem.
Rezerwacji można dokonać przez stronę internetową - https://booking.doc.govt.nz/Menu.aspx?sg=ATC lub w biurze DOC (za dodatkową opłatą jak dobrze pamiętam).

Ceny w 2017 to:
Nocleg w chatach DOC- $38 osoba
Nocleg na polu namiotowym DOC- $15 osoba
Osoby do 17 lat noclegi za darmo, jednak nadal obowiązuje rezerwacja.

Ponadto w sezonie letnim (październik-marzec) istnieją inne, komercyjne możliwości noclegu, np wynajęcie kajuty na statku.

Ponieważ szlak nie jest pętlą, trzeba zadbać o odpowiedni transport przed jak i po zakończonej wędrówce. Linki do busów można znaleźć na tej stronie: www.doc.govt.nz/parks-and-recreation/places-to-go/nelson-tasman/places/abel-tasman-national-park/things-to-do/tracks/abel-tasman-coast-track/getting-there/ Koszt transportu w dwie strony to ok. $90

Do Marahau można za to wrócić innym szlakiem, Abel Tasman Inland Track. Wiedzie on przez leśny, trochę bardziej górski (choć właściwsze słowo to pagórkowaty) teren.

Ciekawą opcją jest wynajęcie tzw. Aqua Taxi. Motorówka może zawieźć nas na wybrane plaże na szlaku, bądź z niej odebrać i odstawić do Marahau. Pozwala to zaplanować sobie różnorodne wycieczki. Więcej info na stronie: www.aquataxi.co.nz

Generalnie całe jedzenie trzeba mieć ze sobą. Nie wiem jak dokładnie wyglądają tam sprawy w sezonie w miejscach, gdzie da się dojechać samochodem, ale myślę, że ze sklepami będzie tam ciężko, bo to nie w stylu nowozelandzkiej turystyki. Bo nawet schroniska są zazwyczaj schronami bezobsługowymi, czyli nie ma tam stałej obsługi, a co za tym idzie, bufetu (w komercyjnych noclegowniach może być opcja śniadania/kolacji).

1 dolar nowozelandzki = ok. 2.6 zł




Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).

Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

  1. Niezwykle malownicze krajobrazy. I te puste plaże. Coś pięknego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, pod tym względem, to krajobrazy Nowej Zelandii są piękne, bo takie puste, a w wielu miejscach jeszcze całkiem dzikie.

      Usuń
  2. n.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
    wszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
    co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby

    OdpowiedzUsuń

  3. sprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:

    konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam w glowe. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
    konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
    dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
    a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, menschen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz