Pierwsze spotkanie z Nową Zelandią - Port Hills



Parę dni temu przylecieliśmy do Nowej Zelandii. Do tej pory miałem okazje poznać miasto, miejscowy ogród botaniczny oraz muzeum miejskie - obie atrakcje w pełni darmowe. Ale najbardziej podobał mi się ocean z plażą pełną muszelek. Sobotnie popołudnie natomiast spędziłem na sąsiednich wzgórzach - Port Hills'ach.

Sobota, 9 lipca 2016

Port Hills to taki pas niewysokich wzniesień, które powstały na obrzeżach krateru wulkanicznego, który się rozpadł. Na mapie widać wyraźnie jak ten wulkan kiedyś wyglądał.

Jako dzisiejszy cel obraliśmy okolice Mount Cavendish 445 m i Mount Pleasant 499 m. Gdyby iść od dołu, to przewyższenie robi wrażenie, bo zaczyna się dosłownie na poziomie morza. My jednak sporo tej wysokości podjeżdżamy i dopiero ruszamy na szlak.


Największą atrakcją są widoki na morze, które znajduje się u podnóża okolicznych wzniesień. A jak zauważyłem już kiedyś w Chorwacji, jest to niezwykle malownicze połączenie.




Po niedługim czasie jesteśmy na przełęczy pomiędzy Mount Cavendish i Mount Pleasant.


Ten szczyt z widocznym masztem, to Mount Pleasant. My za to idziemy na Mount Cavendish, która słynie z tego, że wjeżdża na nią kolejka gondolowa. My zdobyliśmy ją dzisiaj z buta ;)


Chwilę kręcimy się wśród ludzi wysiadających z kolejki i wracamy na przełęcz, skąd zaczynamy podejście na Mount Pleasant.


Szlak ma na swojej trasie przeszkody w postaci drabinek, prawie jak w Sudetach.


Ten budynek na szczycie, to właśnie wspominana wcześniej kolejka, tam byliśmy przed paroma chwilami.


Spod szczytu fajnie widać przylądek oraz ujście rzeki. A na tej plaży są piękne muszle. Mam ich już pół półki :P


Na sam szczyt nie wchodzimy, bo napotykamy płot i tabliczkę "scenic reserve". Ciekawe co oni tam chronią, pewnie te wieże na górze :P


Port Hills w panoramie.


Mount Cavendish od północy.


Schodzimy w stronę miasta, nie portu, od którego podchodziliśmy. Tutaj również nie musimy tracić całej wysokości, bo po drodze wsiadamy do autobusu miejskiego, którym wracamy do domu ;)

Jak widać jest więcej zdjęć niż tekstu, ale co tu opisywać. W każdym razie pierwszy nowozelandzki ślad już na blogu się pojawił. Pewnie nie ostatni ;)

Więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/mwqtVfLTm1N9zXf87

Komentarze

  1. Pięknie. Połączenie gór z morzem - duet idealny. Żeby tak w Polsce było możliwe... Mam wrażenie, że wycieczka była taka lightowa, prawda? Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce niestety tak się nie da, ale jest wiele miejsc, gdzie to jest czymś normalnym. Ja już miałem okazję doświadczyć tego w Chorwacji, gdzie z gór oglądałem błękitną taflę Morza Śródziemnego. A na przyszły tydzień planujemy wycieczkę dosłownie z morza ;)

      A ta wycieczka była bardzo lajtowa i nie planowana wcześniej. Mieliśmy zobaczyć coś innego, ale dojazd się nie udał, bo miejscowa droga jest zamknięta z powodu remontu, więc wybraliśmy się na coś innego w okolicy i wyszły Port Hills.

      Usuń
  2. W Polsce pewną namiastkę takich widoków znajdziemy na wyspie Wolin. Oczywiście nie da się tego porównać, ale warto zobaczyć.
    Piękna relacja widoki oszałamiające, ale tego pewnie się każdy spodziewa po Nowej Zelandii, zwłaszcza mając w pamięci plenery z "Władcy pierścieni".
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wyspie Wolin byłem dawno temu, jeszcze jako dziecko i zbytnio nie pamiętam jak wyglądają tamtejsze widoki. Ale tutaj jest fajne połączenie morza i gór. Ciekawie się prezentuje.

      Nowa Zelandia chyba właśnie na tym Władcy Pierścieni się wypromowała wśród turystów z Europy ;)

      Usuń
  3. Czekam na kolejne z niecierpliwoscią więc :) Strasznie mi się podoba nazwa Mount Pleasant i dobrze pasuje do tych trawiastych stoków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nazwa taka bardzo przyjemna ;) A kolejna część już na blogu :)

      Usuń
  4. Sądzę, że to dopiero zalążek tego, co jeszcze nam pokażesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnych relacjach będzie wyżej, przynajmniej w tych najbliższych ;)

      Usuń
  5. Następnym razem nie przejmujcie się - do Scenic Reserves można wchodzić, często są to skwerki w mieście, gdzie rośnie jakieś rzadkie drzewko :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już to wiem po jednej z kolejnych wycieczek :) Bo na kolejnej wycieczce co chwila mijaliśmy tabliczki oznaczające Scenic Reserves i dało się tam wejść. Nawet jak są płoty czy bramki, to można przez nie przejść lub przez drabinkę w ich okolicy. Ale na początku człowiek nie wie o co chodzi :P

      Usuń
  6. Sielski spacerek, idealny na początek. Nadrabiam resztę. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz