W weekend miałem jechać gdzieś w wyższe partie Alp Południowych, jednak prognoza przewidywała bardzo silny wiatr, więc nastała zmiana planów. Jako cel awaryjny został obrany Mount Herbert, czyli góra, na której byłem 2 dni wcześniej. Lecz tym razem z innej strony.
Sobota, 23 lipca 2016
Na początek kilka słów o tym, jak wyglądała wycieczka. Najpierw podejście Kaituna Valley do schronu Packhorse Hut, gdzie robimy przerwę na jedzenie. Czym bliżej chaty byliśmy, tym mocniej wiało.
Po jedzeniu ruszamy dalej znaną mi już częścią trasy. Wiatru nie odczuwamy, bo jesteśmy osłonięci grzbietem. Za to z rejonu Packhorse Hut bardzo dobrze widać oświetlone szczyty Alp Południowych.
Zaczęło wiać dopiero w rejonie Herbert Shelter, gdy przestał nas chronić grzbiet. Na szczycie Mount Herbert wieje bardzo mocno. Trzeba uważać, bo chwila nieuwagi przy mocniejszym podmuchu może skończyć się utratą stabilnej postawy.
Następny odcinek, to taki odkryty, trawiasty grzbiet. Można poczuć się jak w jakiejś Fatrze.
Na koniec czeka nas długie zejście do doliny, którą trzeba jeszcze długo iść asfaltem, żeby wrócić do samochodu.
Wg GPS'u wyszło 23km, więc trochę kmów do przejścia było.
Wracając zatrzymujemy się przy starym, kamiennym kościółku, który zwrócił moją uwagę gdy rano jechaliśmy pod szlak.
I trasa w obrazku:
Więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/S9dyWLzAZ5XH6kt27
Jako, że opis trasy wyszedł krótki, to jako dodatek umieszczę suplement do poprzedniej relacji z Mount Herbert. Jest to wersja wydarzeń Kasi, która została napisana przed wycieczką dla jej siostry. Polecam przeczytać, bo jest zupełnie w innym stylu ;)
"Droga A...!
Postanowiliśmy wyruszyć w świat. Proszę nie martw się o nas za bardzo i całuj codziennie Króliczka prosto w perkaty nos.
Nie wiem, kiedy zobaczymy się ponownie... Ale na pewno będziemy bardzo tęsknić.
Najpierw wyruszymy do centrum, aby na dworcu wsiąść w linię 28 dojechać nią do Lyttleton. Następnie czekają nas długie, żmudne, niełatwe, pełne niebezpieczeństw poszukiwania promu do Diamond Harbour.
Kiedy już przeprawimy się przez Wielką Wodę (co zapewne też nie będzie łatwe... Ale damy radę! Trzymaj za nas kciuki!) będziemy mierzyć się ze żmudnym podchwytliwym podejściem na Mount Herbert. Mam nadzieję, że miejscowe owce nie będą nas nadmiernie nękać i pokonamy je urokiem osobistym.
Planujemy założyć obóz i ufortyfikować się w Mount Herbert Shelter i tam przeczekać mroki nocy, zawieje (i zamiecie), aż do brzasku i jutrzenki swobody.
Gdy powita nas słońce (albo my je) udamy się w stronę kamiennej warowni Packhorse Hut. Ale nie martw się! Nie zamierzamy jej oblegać! Raźnym krokiem ruszymy po kraterze Crater Rim Walkway (czy jakoś tak) i częściowo drogami, a częściowo bezdrożami (acz mamy nadzieję, że ścieżkami) podążymy w stronę klejnotu Aoteaory - Miasta Christchurch.
Liczymy, iż nim ciemność nas pochłonie znajdziemy się w dolinie i uciekniemy górskim trollom/ogrom/orkom.
Jeśli los będzie nam sprzyjał, niedługo znów się zobaczymy..."
Powyższy tekst autorstwa Kasi.
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Brawo Kasia! Uśmiałam się. Mam nadzieję, że i Siostrze spodobała się taka wersja. Pozdrawiam Was oboje ciepło :)
OdpowiedzUsuńPatrząc na pierwsze dwa zdjęcia miałam wrażenie, jakbym to była Szkocja(wróciły wspomnienia z wędrówek), jednak kolejne zdjęcia z widokiem na Alpy Południowe od razu burzą to wrażenie.
OdpowiedzUsuńFajny tekst od Kasi.
Pozdrawiam :)
Co tam na nowozelandzkich fjordach? Jeszcze na wyprawie czy już w domu?
OdpowiedzUsuńJeszcze, jeszcze/ Do domu powrócę na początku października :)
UsuńNo i prawidłowo!:)
UsuńLooks a lot like the Lake District in the UK, but better! Good travels Kasi 😊
OdpowiedzUsuńMaybe I can visit Lake District and I see :)
UsuńJeśli będziesz miał okazję, to warto się tu pojawić ;)
OdpowiedzUsuń