Chorwacja to też góry



W Chorwacji pojawiłem się przypadkiem, prosto z Czech, w których byłem na 10 dniowej wędrówce przez Krušnohorską subprovincie. Nie miałem więc możliwości przygotowania się do tego merytorycznie, moja wiedza o tym rejonie bazowała więc tylko na informacjach ogólnych z różnych przeczytanych relacji. Po przyjeździe znaleźliśmy kwaterę w Novi Vinodolsku, skąd było blisko zarówno do morza, jak i do „gór”, a przynajmniej wzgórz na drugiej stronie. Dodatkowo w czasie tego wypoczynku udało nam się pojechać jeszcze do Velebitu oraz na Krk, gdzie można zarówno zwiedzać jak i chodzić trochę powyżej morza.
Opiszę tutaj moje wrażenia z wycieczek w tereny górskie, mam nadzieję, że kogoś to zainteresuje ;-)

2 sierpnia 2012

Oczywiście nie mam żadnej mapy, ale na głównej ulicy miasta widzę białe kółko z czerwoną obwódkę, to znaczy, że gdzieś da się stąd dojść, co oczywiście postanawiam sprawdzić. Co prawda nadal nie mam pewności, czy ten teren nazywa się Wielką Kapelą, ale niech tak będzie. Przynajmniej ładnie brzmi ;-)
Wychodzę jeszcze w nocy, żeby uniknąć chociaż trochę upału i była to bardzo dobra decyzja, bo w cieniu idzie się bardzo dobrze, dodatkowo po wyjściu powyżej miasta mam takie widoki na okoliczne góry


Później pojawiają się jeszcze widoki na zabudowania Novi Vinodolska w pierwszych promieniach słońca.


Idę dalej, dochodzę do jakiejś asfaltowej drogi i gubię szlak. Jak się później okazało, jest to droga wiodąca do wysypiska śmieci w prawo, a szlak idzie w lewo. Ja oczywiście poszedłem prosto… w krzaki ;-) I tym sposobem zacząłem swój etap chorwackiego chaszczingu pozaszlakowego. Po pewnym czasie udało mi się wyjść na jakieś widokowe wzniesienie, z widokiem na Velebit


Później było już tylko lepiej :-P


Niestety robiło się coraz goręcej, a do najbliższego zdecydowanie wyższego celu było dość daleko i to po wcześniejszym zejściu w dół, tak więc postanawiam wrócić. Nie jest to takie proste, bo nie pamiętam dokładnie jak tu przyszedłem (wszystkie krzaki są takie same), ale ostatecznie udało mi się dojść do asfaltu i to praktycznie w tym samym miejscu, w którym go wcześniej opuściłem. Po drodze jednak trafiłem na kilka szutrowych dróg, które zdecydowanie ułatwiły chodzenie, jednak musiałem je ponownie opuścić, bo prowadziły w nieodpowiednią dla mnie stronę.


W pewnym momencie przechodziłem przez typowe dzikie wysypisko. Były tam głównie meble i sprzęty domowe jak telewizor, lodówka itp. Znalazł się nawet zdechły pies.
Po dojściu do asfaltu znalazłem dalsze oznaczenie szlaku. Jak się okazało, wcześniej nie widziałem oznaczenia skrętu, bo… na nim stałem :-P Tak to jest, jak ktoś wymaluje znak na asfalcie.
Stąd to już szybkie zejście na kwaterę, bo byłem umówiony na wyjazd na zwiedzanie jakiegoś okolicznego miasta. Wg danych GPS’a samochodowego (bez mapy), mogę powiedzieć, że byłem na wysokości 525 m n.p.m., a całość wycieczki zajęła ponad 5godz.

8 sierpnia 2012

Tym razem punktem startu była Crikvenica, w której też znalazłem jakiś szlak idący w stronę przeciwną niż morze. Pierwszą ciekawszą rzeczą jaką spotkałem na swojej drodze były ruiny zamku Gradine Badanj znajdujące się tuż przy szlaku.


Wychodząc wyżej można oglądać dolinę oddzielającą pasmo wzgórz, na których jestem, od dalszej linii gór.


Szlak wiedzie wśród niskich krzewów, czasem przechodząc przez odsłonięte gołoborza. Idzie się dość dobrze, oczywiście przeszkadza tylko wszędobylski upał popołudniowego słońca, ale tak już jest, gdy na szlak wychodzi się po 12 ;-)
Po pewnym czasie wychodzę na oznaczony szczyt o nazwie Kavranova Stena (301 m n.p.m.). Prócz kamienia z nazwą, jest tam również krzyż, chorwacka flaga oraz tabliczka z opisem widocznej panoramy.


A widoki są zarówno na morze oraz Krk, jak i na góry, zarówno te bliższe, jak i na dalszy Velebit.


Ponieważ miałem jeszcze trochę czasu, postanowiłem pójść za znakami dalej grzbietem. Jest on dość równy, w dalszym ciągu porośnięty niskimi krzewami, za to szlak często poprowadzony jest przez gołoborze.


Niestety nie miałem aż tak dużo czasu by przejść się tym szlakiem do końca, więc po dojściu do bardziej charakterystycznego wierzchołka, na którym znajdował się kopiec kamieni, zawróciłem spowrotem.


By jednak nie wracać tak samo jak przyszedłem, po zejściu z grzbietu skręciłem w jakąś boczną, nieznakowaną ścieżkę by spróbować zejść tędy do miasta. W końcu tu nie da się zgubić, bo idąc w dół na pewno dojdzie się do morze, a idąc wzdłuż morza dojdę do samochodu z resztą rodzinki ;-) Po pewnym czasie kluczenia między kamiennymi murkami, którymi odgrodzone są dawne pola uprawne(?) doszedłem do asfaltowej drogi, którą bez problemów dochodzę do miasta. Tym oto sposobem po ok. 4,5h wróciłem na plażę, na której upał jest bardziej nieznośny niż te 300m wyżej. Tam chociaż wieje lekki wiatr…

Komentarze

Prześlij komentarz