Mytikas to najwyższy szczyt Grecji, chociaż z podręczników szkolnych bardzo często można się było dowiedzieć, że jest nim Olimp. W rzeczywistości Olimp to nazwa całego masywu górskiego, którego najwyższym wierzchołkiem jest właśnie wspomniany Mytikas mierzący 2918 m.
Poniedziałek, 9 października 2023
Nocujemy w Larissie (Λάρισα), a startować chcemy z Litochoro (Λιτόχωρο). Nie jest to dużym problemem, bo jeździ tam pociąg, chociaż w czasie naszego pobytu podróż częściowo odbywała się autobusem komunikacji zastępczej. No nic, w każdym razie wysiadamy jeszcze po ciemku na przystanku Litochoro.
Kot też czeka na poranny pociąg. Czyżby greckie koty musiały pracować na jedzenie? ;)
Zaczynamy praktycznie z poziomu morza, które jest chyba z 300m od stacji. Na początek mamy około 6 km do właściwej miejscowości Litochoro. Na tym etapie podejście jest niewielkie, bo czeka nas ok. 270 metrów górę. Wyznaczonych szlaków tutaj nie ma, ale z odnalezieniem drogi nie mieliśmy problemu. Po drodze spotkaliśmy parę bezpańskich psów, które mogą być trochę uciążliwe, aczkolwiek nie trafiliśmy podczas tego wyjazdu na żadnego agresywnego.
W Litochoro czas na przerwę i drugie śniadanie. Szukamy jakiegoś otwartego sklepu, co wcale takie łatwe nie jest o wczesnej porze, i robimy ostatnie zakupy przed wyjściem w góry.
Naszym celem na dzisiaj jest schronisko Refuge A "Spilios Agapitos". Za drogę obieramy szlak niebieski E4 przez wąwóz Enipeas. Ale już przy wejściu na teren Olympos National Park mamy chwilę zwątpienia. Wita nas wielka kartka z napisem: "Uwaga, mosty na szlaku E4 są zniszczone. Nie jest możliwe dojście do Prionia przez szlak E4". Ej, jak to? Taki piękny plan, a tu nie da się przejść wąwozem? Nie bardzo chcemy rezygnować, ale też z drugiej strony przez wąwóz nie przelecimy jeśli mosty są wysoko nad dnem wąwozu. Kawałek dalej trafiamy jednak na inną kartkę, która mówi, że przejście szlaku E4 jest możliwe jedynie na własną odpowiedzialność, bo mosty są zniszczone. Ta wersja lepiej do nas przemawia, więc stwierdzamy, że zobaczymy jak będzie i najwyżej w ostateczności zawrócimy.
Wejście do wąwozu Enipeas.
Tam daleko byliśmy kilka godzin temu. Teraz nabieramy wysokości idąc wąwozem. Jednak szlak nie prowadzi jego dnem, ale wspina się miejscami całkiem wysoko jego zboczami, by następnie ponownie zejść nad potok. Takie kręcenie się jest męczące, bo trochę tych metrów musimy dzisiaj zrobić.
Za to po wejściu wyżej, widoki stają się całkiem fajne. Najwyższa część Masywu Olimpu chowa się w chmurach.
Pierwszy mostek na szlaku. Widać jakieś uszkodzenia poręczy, parę desek jest przegniłych, ale żeby był zniszczony? Idziemy, może jednak te kartki były na wyrost?
Jednak kolejne mosty już w pełni wypełniają znaczenie słowa zniszczone. Na szczęście w ich okolicy szlak schodzi bardzo blisko strumienia, więc z jego przejściem nie ma większych problemów. Trzeba poszukać większych kamieni i da się przejść suchymi butami. Stan wody nie był zbyt wysoki, do czego zapewne przyczyniła się panująca w okolicy od paru tygodni susza.
Czasami są zrobione ułatwienia ;)
W górnej części wąwozu przechodzimy koło jaskini Agios Dionisios (Σπηλιά Αγίου Διονυσίου).
Wodospad Enippea (Καταρράκτες Ενιππέα)
Dotarliśmy do parkingu Prionia. Teraz jesteśmy już na wysokości ok. 1100 m n.p.m. Tutaj można dojechać samochodem, więc stąd większość osób zaczyna podejście na Mytikas. Inną opcją jest też skorzystanie z noclegu w tutejszym schronisku, my jednak robimy jedynie dłuższą przerwę i będziemy iść dalej. Nabieramy także zapas wody do wszystkich posiadanych butelek - w wyższej części masywu źródeł brak, a z powodu suszy schronisko, do którego idziemy, także nie oferuje wody.
Podczas gdy my odpoczywamy, z góry schodzą muły, którymi dostarczane jest zaopatrzenie do wyżej położonych schronisk.
Niedługo po ruszeniu z Prioni mijamy wiatę. Fajna, ale sporo ludzi przy niej siedzi, a my dopiero co odpoczywaliśmy. Dlatego też mijamy ją bez postoju, odpoczniemy przy schronisku ;)
Las się trochę przerzedza, pojawiają się widoki na okoliczne grzbiety.
Morze Egejskie już daleko w dole.
Refuge A "Spilios Agapitos". Tu mamy zarezerwowany nocleg w sali wieloosobowej.
Zostawiamy rzeczy w pokoju, a będąc jednymi z pierwszych tego dnia, mamy możliwość wyboru najlepszych miejsc ;)
Obiad jemy na miejscu. Porcje są wielkie, choć posiłki przygotowywane z produktów słabej jakości. Czuć to zwłaszcza jedząc makaron. Ale przynajmniej po posiłku na pewno głodny nikt nie będzie.
Tutaj mała uwaga, bo wymagana jest rezerwacja miejsc. Na stronie schroniska jest dostępny adres mailowy do rezerwacji oraz informacja, że dostępnych jest 110 miejsc noclegowych. Wydaje się to dużą liczbą, ale w weekendy bywa w całości zajęte. Właśnie dlatego jesteśmy tu w poniedziałek, bo w sobotę był komplet i to zmusiło nas do zmiany kolejności planów wyjazdowych.
To był długi dzień, bo od poziomu morza przeszliśmy 23,5 km oraz 2450 m podejścia. Podczas przejścia wąwozu zebrało się także ponad 400 m zejść. Całość zajęła nam na spokojnie jakieś 10 godzin.
Wtorek, 10 października 2023
Ten dzień także zapowiada się na długi, dlatego ruszamy chwilę przed wschodem słońca.
Spojrzenie z rejonu schroniska. Bardzo dobrze widać ułożenie warstw skał.
Słońce wstaje nad morzem.
Oświetlone przez słońce skalne ściany.
Dalej widać łagodne szczyty.
Na początek czeka nas podejścia na szczyt Skala (Σκάλα) (2882 m). Szlak jest wyraźny i wygodny, ale mamy do podejścia 800 m na odcinku 3 km.
Idziemy skrajem dużego kotła lodowcowego. Generalnie w tym masywie widać duży wpływ lodowców na krajobraz. Aż trudno sobie wyobrazić, że tutaj kiedyś leżała gruba warstwa śniegu i lodu.
Spojrzenie za siebie z okolic Skali.
Skolio widziane ze Skali. Nieodległy szczyt, ładnie wyglądający, ale w drugą stronę grani niż Mytikas. Zastanawiamy się czy odbić na niego, ale rezygnujemy. Trasa na dzisiaj i tak jest długa, a na popołudnie straszą burzami. Szkoda, ale przynajmniej go zobaczyliśmy ;)
A oto i on, mityczny Mytikas. Wygląda groźnie, ale jednocześnie wydaje się, że podejście nie zajmie dużo czasu, bo jest dosyć strome i krótkie.
Najpierw czeka nas niedługie zejście na przełęcz, z której już rozpoczynamy podejście.
Szlak jest dobrze widoczny w terenie, bo jest często chodzony. Dodatkowo w skale umieszczone są spity do asekuracji (wykorzystywane przez przewodników), które dla ułatwienia są zaznaczone żółto-czerwoną farbą na skale. Wg mnie takie rozwiązanie wygląda brzydko, ale na pewno ułatwia odnalezienie drogi.
Wygładzona przez lodowiec depresja wraz z wysokością robi się coraz bardziej stroma, ale stopnie są dobre.
Wejście na grań, a tam już czekają kozice.
Grań szczytowa, ale szlak wiedzie po jej prawej stronie.
Ostatnie podejście żlebem na szczyt.
Mytikas 2918 m n.p.m.
W Grecji wyżej się już nie da wejść, więc czas na dłuższą przerwę.
Widoki ze szczytu są ładne, ale osobiście bardziej podobała mi się panorama ze Skali, czy nawet wcześniejszej części podejścia.
Schodzimy innym szlakiem niż podchodziliśmy. Idziemy opadającym na wschód stromym żlebem Louka.
Jest stromy, kruchy i z dużą ilością leżących na nim luźnych kamieni. Przez ilość chodzących nim osób, niezbyt dobrą opcją jest schodzenie dnem żlebu (mimo, że to jest najłatwiejsze technicznie), bo wszystkie strącone kamienie lecą właśnie tam. Dlatego też schodzimy po skale z jego lewej strony.
Wyjście ze żlebu do szlaku.
Szlak trawersujący zbocze Mytikas i Skali, którym można wrócić w kierunku schroniska Refuge A "Spilios Agapitos".
My jednak nie wracamy po swoich śladach, ale udajemy się szlakiem w drugą stronę.
Widok na Płaskowyż Muz (Muses Pleteau).
Trawers zboczy Stefani i Touba.
Namioty rozbite obok schroniska Refuge C "Chrestos Kakalos". W górze widoczne schronisko Giosos Apostolides.
Refuge C "Chrestos Kakalos" i pionowa ściana Stefani.
Idziemy dalej przez płaskowyż w kierunku szczytu Skourta.
Widoki z płaskowyżu całkiem przyjemne.
Profitis Ilias (Προφήτης Ηλίας).
A tymczasem rodzaj szlaku nas zaskoczył, bo robi się stromo, skaliście, a szlak jest ubezpieczony nawet stalową liną. Jest to krótki odcinek, ale nie spodziewałem się już takich atrakcji na szlaku.
Otoczenie Mytikasu coraz bardziej za nami.
Skourta (Σκούρτα) (2476 m)
Ostatnie spojrzenie na płaskowyż Muz
Tą Doliną Enipeas wczoraj podchodziliśmy.
Morze Egejskie coraz bliżej ;)
Kozic trochę tutaj jest.
Schodzimy, wchodzimy w las, a dodatkowo pojawiają się fajne skałki.
Ten las jest ładny.
Po dłuższym czasie mamy i wygodną szutrową drogę, która doprowadzi nas do Dionu (Δίου).
Płasko, a jedynie koryto rzeki Xidias przykuwa wzrok.
Na zejściu trafiamy na kilka sporej wielkości psów. Te także nie są agresywne, ale bardziej upierdliwe niż wcześniej spotkane.
Niebo zaczyna się mocno chmurzyć, straszy zapowiadanym deszczem, ale udaje nam się dość przed nim na nocleg w Dionie.
Samo Dion to niewielkie miasteczko, znane jest z muzeum archeologicznego, które odwiedziliśmy kolejnego dnia - niezbyt duże oraz największego parku archeologicznego w Grecji. Jego już nie oglądaliśmy, bo lało. Dlatego też autobusem przez Katerini (Κατερίνη) pojechaliśmy do Salonik (Θεσσαλονίκη), w których spędziliśmy kolejne 3 dni na zwiedzaniu miasta i okolicznych szlaków.
Drugi dzień naszej trasy liczył ponad 25 km i 950 m podejścia. Ale najbardziej dawały w kość zejścia, których mieliśmy dzisiaj 3000 m.
Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Poniedziałek, 9 października 2023
Nocujemy w Larissie (Λάρισα), a startować chcemy z Litochoro (Λιτόχωρο). Nie jest to dużym problemem, bo jeździ tam pociąg, chociaż w czasie naszego pobytu podróż częściowo odbywała się autobusem komunikacji zastępczej. No nic, w każdym razie wysiadamy jeszcze po ciemku na przystanku Litochoro.
Kot też czeka na poranny pociąg. Czyżby greckie koty musiały pracować na jedzenie? ;)
Zaczynamy praktycznie z poziomu morza, które jest chyba z 300m od stacji. Na początek mamy około 6 km do właściwej miejscowości Litochoro. Na tym etapie podejście jest niewielkie, bo czeka nas ok. 270 metrów górę. Wyznaczonych szlaków tutaj nie ma, ale z odnalezieniem drogi nie mieliśmy problemu. Po drodze spotkaliśmy parę bezpańskich psów, które mogą być trochę uciążliwe, aczkolwiek nie trafiliśmy podczas tego wyjazdu na żadnego agresywnego.
W Litochoro czas na przerwę i drugie śniadanie. Szukamy jakiegoś otwartego sklepu, co wcale takie łatwe nie jest o wczesnej porze, i robimy ostatnie zakupy przed wyjściem w góry.
Naszym celem na dzisiaj jest schronisko Refuge A "Spilios Agapitos". Za drogę obieramy szlak niebieski E4 przez wąwóz Enipeas. Ale już przy wejściu na teren Olympos National Park mamy chwilę zwątpienia. Wita nas wielka kartka z napisem: "Uwaga, mosty na szlaku E4 są zniszczone. Nie jest możliwe dojście do Prionia przez szlak E4". Ej, jak to? Taki piękny plan, a tu nie da się przejść wąwozem? Nie bardzo chcemy rezygnować, ale też z drugiej strony przez wąwóz nie przelecimy jeśli mosty są wysoko nad dnem wąwozu. Kawałek dalej trafiamy jednak na inną kartkę, która mówi, że przejście szlaku E4 jest możliwe jedynie na własną odpowiedzialność, bo mosty są zniszczone. Ta wersja lepiej do nas przemawia, więc stwierdzamy, że zobaczymy jak będzie i najwyżej w ostateczności zawrócimy.
Wejście do wąwozu Enipeas.
Tam daleko byliśmy kilka godzin temu. Teraz nabieramy wysokości idąc wąwozem. Jednak szlak nie prowadzi jego dnem, ale wspina się miejscami całkiem wysoko jego zboczami, by następnie ponownie zejść nad potok. Takie kręcenie się jest męczące, bo trochę tych metrów musimy dzisiaj zrobić.
Za to po wejściu wyżej, widoki stają się całkiem fajne. Najwyższa część Masywu Olimpu chowa się w chmurach.
Pierwszy mostek na szlaku. Widać jakieś uszkodzenia poręczy, parę desek jest przegniłych, ale żeby był zniszczony? Idziemy, może jednak te kartki były na wyrost?
Jednak kolejne mosty już w pełni wypełniają znaczenie słowa zniszczone. Na szczęście w ich okolicy szlak schodzi bardzo blisko strumienia, więc z jego przejściem nie ma większych problemów. Trzeba poszukać większych kamieni i da się przejść suchymi butami. Stan wody nie był zbyt wysoki, do czego zapewne przyczyniła się panująca w okolicy od paru tygodni susza.
Czasami są zrobione ułatwienia ;)
W górnej części wąwozu przechodzimy koło jaskini Agios Dionisios (Σπηλιά Αγίου Διονυσίου).
Wodospad Enippea (Καταρράκτες Ενιππέα)
Dotarliśmy do parkingu Prionia. Teraz jesteśmy już na wysokości ok. 1100 m n.p.m. Tutaj można dojechać samochodem, więc stąd większość osób zaczyna podejście na Mytikas. Inną opcją jest też skorzystanie z noclegu w tutejszym schronisku, my jednak robimy jedynie dłuższą przerwę i będziemy iść dalej. Nabieramy także zapas wody do wszystkich posiadanych butelek - w wyższej części masywu źródeł brak, a z powodu suszy schronisko, do którego idziemy, także nie oferuje wody.
Podczas gdy my odpoczywamy, z góry schodzą muły, którymi dostarczane jest zaopatrzenie do wyżej położonych schronisk.
Niedługo po ruszeniu z Prioni mijamy wiatę. Fajna, ale sporo ludzi przy niej siedzi, a my dopiero co odpoczywaliśmy. Dlatego też mijamy ją bez postoju, odpoczniemy przy schronisku ;)
Las się trochę przerzedza, pojawiają się widoki na okoliczne grzbiety.
Morze Egejskie już daleko w dole.
Refuge A "Spilios Agapitos". Tu mamy zarezerwowany nocleg w sali wieloosobowej.
Zostawiamy rzeczy w pokoju, a będąc jednymi z pierwszych tego dnia, mamy możliwość wyboru najlepszych miejsc ;)
Obiad jemy na miejscu. Porcje są wielkie, choć posiłki przygotowywane z produktów słabej jakości. Czuć to zwłaszcza jedząc makaron. Ale przynajmniej po posiłku na pewno głodny nikt nie będzie.
Tutaj mała uwaga, bo wymagana jest rezerwacja miejsc. Na stronie schroniska jest dostępny adres mailowy do rezerwacji oraz informacja, że dostępnych jest 110 miejsc noclegowych. Wydaje się to dużą liczbą, ale w weekendy bywa w całości zajęte. Właśnie dlatego jesteśmy tu w poniedziałek, bo w sobotę był komplet i to zmusiło nas do zmiany kolejności planów wyjazdowych.
To był długi dzień, bo od poziomu morza przeszliśmy 23,5 km oraz 2450 m podejścia. Podczas przejścia wąwozu zebrało się także ponad 400 m zejść. Całość zajęła nam na spokojnie jakieś 10 godzin.
Wtorek, 10 października 2023
Ten dzień także zapowiada się na długi, dlatego ruszamy chwilę przed wschodem słońca.
Spojrzenie z rejonu schroniska. Bardzo dobrze widać ułożenie warstw skał.
Słońce wstaje nad morzem.
Oświetlone przez słońce skalne ściany.
Dalej widać łagodne szczyty.
Na początek czeka nas podejścia na szczyt Skala (Σκάλα) (2882 m). Szlak jest wyraźny i wygodny, ale mamy do podejścia 800 m na odcinku 3 km.
Idziemy skrajem dużego kotła lodowcowego. Generalnie w tym masywie widać duży wpływ lodowców na krajobraz. Aż trudno sobie wyobrazić, że tutaj kiedyś leżała gruba warstwa śniegu i lodu.
Spojrzenie za siebie z okolic Skali.
Skolio widziane ze Skali. Nieodległy szczyt, ładnie wyglądający, ale w drugą stronę grani niż Mytikas. Zastanawiamy się czy odbić na niego, ale rezygnujemy. Trasa na dzisiaj i tak jest długa, a na popołudnie straszą burzami. Szkoda, ale przynajmniej go zobaczyliśmy ;)
A oto i on, mityczny Mytikas. Wygląda groźnie, ale jednocześnie wydaje się, że podejście nie zajmie dużo czasu, bo jest dosyć strome i krótkie.
Najpierw czeka nas niedługie zejście na przełęcz, z której już rozpoczynamy podejście.
Szlak jest dobrze widoczny w terenie, bo jest często chodzony. Dodatkowo w skale umieszczone są spity do asekuracji (wykorzystywane przez przewodników), które dla ułatwienia są zaznaczone żółto-czerwoną farbą na skale. Wg mnie takie rozwiązanie wygląda brzydko, ale na pewno ułatwia odnalezienie drogi.
Wygładzona przez lodowiec depresja wraz z wysokością robi się coraz bardziej stroma, ale stopnie są dobre.
Wejście na grań, a tam już czekają kozice.
Grań szczytowa, ale szlak wiedzie po jej prawej stronie.
Ostatnie podejście żlebem na szczyt.
Mytikas 2918 m n.p.m.
W Grecji wyżej się już nie da wejść, więc czas na dłuższą przerwę.
Widoki ze szczytu są ładne, ale osobiście bardziej podobała mi się panorama ze Skali, czy nawet wcześniejszej części podejścia.
Schodzimy innym szlakiem niż podchodziliśmy. Idziemy opadającym na wschód stromym żlebem Louka.
Jest stromy, kruchy i z dużą ilością leżących na nim luźnych kamieni. Przez ilość chodzących nim osób, niezbyt dobrą opcją jest schodzenie dnem żlebu (mimo, że to jest najłatwiejsze technicznie), bo wszystkie strącone kamienie lecą właśnie tam. Dlatego też schodzimy po skale z jego lewej strony.
Wyjście ze żlebu do szlaku.
Szlak trawersujący zbocze Mytikas i Skali, którym można wrócić w kierunku schroniska Refuge A "Spilios Agapitos".
My jednak nie wracamy po swoich śladach, ale udajemy się szlakiem w drugą stronę.
Widok na Płaskowyż Muz (Muses Pleteau).
Trawers zboczy Stefani i Touba.
Namioty rozbite obok schroniska Refuge C "Chrestos Kakalos". W górze widoczne schronisko Giosos Apostolides.
Refuge C "Chrestos Kakalos" i pionowa ściana Stefani.
Idziemy dalej przez płaskowyż w kierunku szczytu Skourta.
Widoki z płaskowyżu całkiem przyjemne.
Profitis Ilias (Προφήτης Ηλίας).
A tymczasem rodzaj szlaku nas zaskoczył, bo robi się stromo, skaliście, a szlak jest ubezpieczony nawet stalową liną. Jest to krótki odcinek, ale nie spodziewałem się już takich atrakcji na szlaku.
Otoczenie Mytikasu coraz bardziej za nami.
Skourta (Σκούρτα) (2476 m)
Ostatnie spojrzenie na płaskowyż Muz
Tą Doliną Enipeas wczoraj podchodziliśmy.
Morze Egejskie coraz bliżej ;)
Kozic trochę tutaj jest.
Schodzimy, wchodzimy w las, a dodatkowo pojawiają się fajne skałki.
Ten las jest ładny.
Po dłuższym czasie mamy i wygodną szutrową drogę, która doprowadzi nas do Dionu (Δίου).
Płasko, a jedynie koryto rzeki Xidias przykuwa wzrok.
Na zejściu trafiamy na kilka sporej wielkości psów. Te także nie są agresywne, ale bardziej upierdliwe niż wcześniej spotkane.
Niebo zaczyna się mocno chmurzyć, straszy zapowiadanym deszczem, ale udaje nam się dość przed nim na nocleg w Dionie.
Samo Dion to niewielkie miasteczko, znane jest z muzeum archeologicznego, które odwiedziliśmy kolejnego dnia - niezbyt duże oraz największego parku archeologicznego w Grecji. Jego już nie oglądaliśmy, bo lało. Dlatego też autobusem przez Katerini (Κατερίνη) pojechaliśmy do Salonik (Θεσσαλονίκη), w których spędziliśmy kolejne 3 dni na zwiedzaniu miasta i okolicznych szlaków.
Drugi dzień naszej trasy liczył ponad 25 km i 950 m podejścia. Ale najbardziej dawały w kość zejścia, których mieliśmy dzisiaj 3000 m.
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Ja piernicze, czad!! Z warunkiem trafiliście w dyszkie. Tak, to jest to :))
OdpowiedzUsuń