Świnica - Droga Stanisławskiego (2)


Pogoda jest dobra, a do tego w Tatrach zrobiły się dobre warunki śniegowe. Twardo, śnieg trzyma, trzeba to jakoś wykorzystać. Wraz z Aro umawiamy się na Drogę Stanisławskiego na Świnicy. Leży w bliskim sąsiedztwie najpopularniejszej świnickiej drogi, jaką jest Filar Świnicy. Dzięki temu jest rzadziej odwiedzana, co przekłada się na większy spokój na trasie.

Niedziela, 9 stycznia 2022

Po wczorajszej wspinaczce Załupa H na Zadnim Kościelcu nocuję w hostelu w Zakopanem. Trwa długi weekend, więc ludzi w Zakopanem tłum. Gdy zszedłem wieczorem do miasta i chciałem zjeść jakiś obiad, to wystarczyło mi zobaczyć kolejki do knajp (każdej!), by dojść do wniosku, że czekanie 1,5h na jakiekolwiek jedzenie to trochę za dużo jak dla mnie. Przecież muszę jeszcze zameldować się na nocleg (do 20) i odpocząć przed następnym dniem. Niby mogłem zostawić rzeczy w pokoju i wyjść na miasto po jedzenie, jednak wygrało lenistwo i zestaw Drwala w Macu ;) Ach te tradycyjne obiady:D
W niedzielę, z Aro i jego znajomym Darkiem spotykam się pod Krupówkami o 5:40. Jedziemy do Brzezin, skąd ruszamy na śniadanie do Murowańca. Później przez Zieloną Dolinę Gąsienicową idziemy pod Świnicką Przełęcz. W międzyczasie zza grani wyłaniają się chmury, gnane dosyć silnym wiatrem. Przez chwilę obawiamy się nawet, czy zaraz wszystko nie skryje się w chmurach, ale na szczęście to tylko taki straszak.

Z tej perspektywy północna ściana Świnicy wygląda groźnie i poważnie. Widać kawałek naszej drogi. Wiedzie z jej prawej strony, na lewo od skał ograniczających wyraźne, rozszerzające się wgłębienie do Świnickiej Ławki (wyraźny, łatwy teren przecinający całą ścianę Świnicy), a później trochę w lewo i do góry stromym żlebkiem, a następnie wybitną depresją (nieckowate, rozciągnięte w pionie zagłębienie w ścianie), biegnącą ku pn-zach. grani.

Spojrzenie na Kościelce. Wyraźnie widać Załupę H, którą wczoraj przeszedłem. To ta ukośna rynna w środku ściany Zadniego Kościelca.

Z prawej Świnicka Przełęcz i początek naszej drogi.

Pierwszy "wyciąg" przez łatwe, strome pola śnieżne idziemy bez asekuracji, do momentu gdy Darek zakłada stan na skałach ograniczających kolejny śnieżny fragment.

A z drugiej strony cały czas mocno wieje. My na szczęście od wiatru jesteśmy osłonięci, niestety jednocześnie słońce także do nas nie dochodzi. Takie uroki północnej ściany.

Zanim ruszymy wyżej, przechodzi obok nas przewodnik z klientami, którzy także będą dzisiaj iść Stanisławskim. Przynajmniej się nie zgubimy i nie pomylimy drogi :)
Kolejny stan wypadł jakoś w połowie żlebku.

W trakcie wspinaczki wyszła ciekawa kwestia dotycząca liny. Używaliśmy liny połówkowej, w dwóch kolorach. Jako że tu wspinało się trzech facetów, to i zdania co do kolorów były rozbieżne. Jedna żyła była żółta i to nie budziło wątpliwości. Natomiast druga, zależnie od okoliczności nosiła miano czerwonej, niebieskiej albo fioletowej. Ale mimo tych różnic nazewniczych, zawsze wiedzieliśmy o którą chodzi :D Zresztą kolor każdy może ocenić sam, bo powyższe zdjęcie wiernie oddaje kolory ;)

Z Darkiem na stanie.

fot. Aro

Wyjście na Świnicką Ławkę.

fot. Aro

To za nami, trudno nie jest, po prostu spacer po śniegu.

Ale zabawa dopiero się zaczyna. W górnej części ściany śnieg nadal jest bardzo dobry, jednak skały są całkowicie pokryte verglassem. Utrudnia wspinanie, bo nie zawsze raki się go trzymają, a miejscami asekuracja robi się bardzo wymagająca, gdyż wszystkie szczeliny są nim zalane.

Darek na polu śnieżnym.

Na stanie pod żlebem.

Z Aro, z przekrzywionymi Tatrami Zachodnimi w tle ;)

fot. Aro

Teraz kolejne dwa wyciągi przypadają mi do prowadzenia.

Pierwszy wyciąg, wymagający przez cienką warstwę lodu, drugi już łatwy, przez trawki (trzymają słabo) i teren śnieżny.

Tutaj koledzy ponoć dostrzegli ładne turystki w bikini opalające się na Świnickiej Przełęczy. Ja jednak mam podejrzenia, że to były halucynacje spowodowane brakiem słońca ;)

Gdy Aro dochodzi do stanowiska słyszę: "O, nawet haka znalazłeś". Tak ładnie wbiłem swojego, że wyglądał jak typowy stały ;)

Na kolejnym stanowisku na wielkim głazie, na wypłaszczeniu powyżej żlebu, którym szedłem. Z widokiem na skrywające się w chmurach Tatry Zachodnie.

Prowadzenie przejmuje Aro i ruszamy na lotnej przez żleb, przechodzący w kominek, wyprowadzający na łatwy teren przy grani.
Na tym odcinku jeden z klientów przewodnika idącego przed nami zostawia Totem Cama. Zabieramy go ze sobą i wieczorem wraca do właściciela w Zakopanem.


Na stanowisku przed ostatnim wyciągiem.
Od dołu nie wyglądał aż tak łatwo jak z góry ;)
Ostatnie wspinaczkowe metry i dalej już łatwo.
Droga skończona :)

Z Darkiem zaczynamy ogarniać sprzęt, a w tym czasie Aro podchodzi na nieodległy już tzw. wierzchołek taternicki Świnicy, czyli wierzchołek północno-zachodni.

fot. Aro

Mur Hrubego i Krywań.

fot. Aro

Światła pogrążonego w mroku Zakopanego.

fot. Aro

Gdy Aro zszedł, my kończymy klarować linę i pakować sprzęt do plecaków. Rozdzielimy go na dole, a teraz czas schodzić. Na Świnickiej Przełęczy odpalam czołówkę, bo w żlebie jest już dosyć ciemno. Po zmrożonym śniegu idzie się sprawnie. Później spacer przez pojezierze i zupa w Murowańcu. Piękne zakończenie niedzieli :)

Jednak to nie koniec, bo przecież trzeba jeszcze zejść do Brzezin i wrócić do Zakopca. Idzie to dosyć sprawnie, aczkolwiek trochę się dłuży, jak chyba przy każdym powrocie. W Zakopanem mam czas zjeść porządny obiad i na prawie godzinę znajduję sobie miejsce w dworcowej poczekalni. Gdy autobusem zajeżdżam do Wrocławia, mam jeszcze całe 2.5h do rozpoczęcia pracy ;)

Dzień bardzo przyjemnie spędzony, ładna droga pokonana. Przez większość jest bardzo łatwa, jednak w górnej części skalne fragmenty mogą być wymagające i to pomimo niewysokiej wyceny. W zastanych warunkach mogliśmy poćwiczyć używanie haków. Były bardzo przydatne, zwłaszcza przy budowie stanowisk. Bez nich byłoby to bardzo trudne, albo wręcz niewykonalne w zalodzonych szczelinach. Kolejne doświadczenie zdobyte :)

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/wqvNUc5NonL5rHTd6




Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).

Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

  1. Podziwiam, ale głównie za te 2,5h do pracy ;) chyba nigdy zdrowia nie miałem do takich wyryp, bo dla mnie praca po zarwanej nocce, to zawsze udręka.
    Widoków, wieczornonocnych też zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie duża część wyjazdów wiąże się z tego typu atrakcjami. Cieszę się, gdy w trakcie dojazdu uda mi się złapać kilka godzin snu, to zawsze pomaga. Inna sprawa, że czasami praca, jak i wędrówka po np. nocce w pracy, bywa męcząca. Ale warto się przemęczyć dla widoków czy przeżyć na szlaku :)

      Usuń
  2. Fajnie, tylko czego po ciemaku łazicie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie wyprawy to dla mnie prawdziwy hardcore, ale lubię pooglądać fotki i poczytać relacje - taka wirtualna podróż, niezwykle ciekawa i wciągająca.
    A lina jest różowo-fioletowa , chociaż na jednym zdjęciu wygląda na typowo fioletową ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. super przygoda i relacja. pozdrawiam Darek

    OdpowiedzUsuń
  5. Po co tyle lin? Żółta, czerwona, fioletowa, niebieska ;D
    Powroty zawsze są najgorsze, miałem kilka swoich wypadów zaliczonych albo bezpośrednio po pracy, albo powrót na prysznic i symboliczne 20 minut drzemki przed pracą, ale dałem sobie spokój z takimi akcjami. To nie na moje siły.
    Jak jechałem po pracy to czasami byłem w takim stanie, że w samochodzie na parkingu próbowałem się jeszcze drzemnąć, albo co gorsza walczyłem żeby nie uciąć sobie drzemki przy podejściu na jakąś przełęcz. W drugą stronę, jak miałem zaraz po powrocie jechać do pracy to pierwsza przerwa kawowa wypadała zawsze bardzo szybko, a dzień się dłużył i po pracy nie miałem nawet ochoty oglądać zdjęć które robiłem.
    Szacun za robienie tylu kilometrów i godzenie pracy, życia i gór:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią niektórzy, lepiej nosić, niż się prosić :D Aczkolwiek, jak się nosi, to jest ciężko ;)

      Hehe, moje ostatnie dwa zimowe wypady to było 1,5h po nocce w pracy wyjazd pociągiem w góry. Musze jakoś gospodarować czasem ;) Ale bywa tak jak mówisz, dniówka w pracy po intensywnym wypadzie, to "dlaczego te godziny lecą tak wolno". A w domu później to od razu spać :)

      Usuń

Prześlij komentarz