Gdy szukaliśmy celu na dłuższą jesienną wędrówkę, naszą uwagę przyciągnęło nieznane nam jeszcze beskidzkie pasmo. Beskid Śląsko-Morawski, który jest najbardziej na zachód wysuniętą częścią Beskidów Zachodnich, był dla nas dobrą opcją na taką dłuższą wędrówkę. Mimo że dojazd trochę zajmuje, to jest gdzie pochodzić i przy okazji poznać nowe rejony.
Środa, 20 października 2021
Hostašovice, , Velký Javorník, , Pramen Jičínky
Wycieczkę postanawiamy zacząć od Hostašovic, dzięki czemu możemy przejść całość pasma z zachodu na wschód. Jest to najbardziej na zachód wysunięta część Beskidu Śląsko-Morawskiego. Na południe od niego, oddzielone przez dolinę Rożnowskiej Beczwy, znajdują się już Góry Wsetyńskie, będące częścią Hostýnsko-vsetínské hornatiny.
Dojazd na punkt startu jest łatwy, ale zajmuje trochę czasu. Jedziemy pociągami na trasie Wrocław - Katowice - Ostrava - Hostašovice. Na części końcowego odcinka mamy przesiadkę do Autobusu Komunikacji Zastępczej z powodu remontu torów. Jest 12:45, gdy pojawiamy się pod dużym budynkiem stacji w Hostašovicach. Tu zaczynamy naszą wędrówkę szerokimi, wygodnymi drogami w stronę płaskiego grzbietu Trojačka (709 m n.p.m.).
Na grzbiecie mijamy pomnik upamiętniający "grupę wywiadowczą" działającą w końcówce II WŚ, której dowódcą był Karol Kopálen.
Słońce świeci, jest ciepło, jedynym minusem jest silny wiatr, którego trochę się obawialiśmy. W prognozach na najbliższe dni straszyli silnymi wiatrami, a w górach nawet halnym, więc nie było to bezpodstawne. My jednak liczymy, że nie będzie aż tak źle.
Duża część grzbietu jest wylesiona, dzięki czemu mamy widoki na okolicę, głównie na część południową.
Po drodze mijamy ładnie położona wiatę. Gdyby nie to, że do zachodu słońca zostało sporo czasu, byłoby to dla nas świetne miejsce noclegowe.
Idziemy dalej, wchodząc i schodząc z kolejnych szczytów, a przed nami ukazuje się Radhošť. Jeszcze w większości schowany, jednak jego charakterystyczne szczytowe zabudowania są już widoczne.
Na drzewach już charakterystyczne barwy jesieni. W tym roku mało miałem okazji oglądać żółte liście w pełnym słońcu. Jakoś dominowało zachmurzone niebo.
Przechodzimy przez szczyt Dlouhá (859 m n.p.m.) i ukazuje nam się Velký Javorník (918 m n.p.m.).
Zanim jednak zaczniemy wchodzić na szczyt z ostatniej przełęczy, postanawiam zerknąć, co znajduje się przy Pramen Jičínky, gdyż na mapie mam tam zaznaczoną wiatę, a woda też by się przydała. O ile źródło jest całkiem wydajne, do tego ładnie obudowane, to wiata okazuje się po prostu stołem z ławkami z małym daszkiem nad nimi.
Po nabraniu wody ruszamy dalej. W krajobrazie dominują pnie po wyciętych drzewach, więc ponad nimi możemy oglądać otaczające Frenštát pod Radhoštěm szczyty.
Docieramy na szczyt i od razu wchodzimy na znajdującą się tam 25 metrową wieżę widokową. Zbliża się zachód słońca, dzięki czemu słońce ładnie oświetla okolicę.
Na północy wzrok najbardziej przykuwa kamieniołom wapienia na górze Kotouč. Na prawo od niego jest Bílá hora i Červený kámen.
Niższe pagórki w okolicy.
Tuż pod szczytem znajduje się Chata Velký Javorník. Obecny budynek został wybudowany w roku 1935. Pełni jedynie rolę bufetu, nie ma możliwości noclegu. Do tego czynne jest w godz 9-17, przez co nie dane nam było zjeść tam obiadu.
Zachodzące za szczytem Dlouhá słońce.
Radhošť
Niestety ze względu na silny wiatr nie mamy szans na nocleg na wieży, więc schodzimy nad odwiedzone wcześniej źródło Jičínky. Jest ono położone w lesie, więc przynajmniej częściowo będzie osłonięte od wiatru.
Nie jest idealnie, bo nadal niektóre podmuchy wiatru są mocne, jednak jest dużo spokojniej niż na górze. Tarpa rozkładamy nisko, by zapewniał jak najwięcej osłony przed wiatrem i po kolacji idziemy spać.
Czwartek, 21 października 2021
Pramen Jičínky, , Malý Javorník - rozc., , Radhošť, , Pustevny, , Tanečnice, , Bařiny, , Mečová - rozc., , Polana, , Smrk, , Pod Malým Smrkem
Śniadanie możemy zjeść siedząc wygodnie przy stole. Pakujemy rzeczy i ruszamy.
Oddalamy się powoli od Wielkiego Jawornika, jednak dzięki wycince drzew cały czas możemy patrzeć na coraz bardziej odległą od nas wieżę.
Przed sobą widzimy za to grzbiet, którym dzisiaj będziemy wędrować. Patrząc po chmurach mamy dziwne wrażenie, że wiatr będzie się dzisiaj jeszcze wzmagał.
Jesień w jej najładniejszej odsłonie.
Schodzimy na Przełęcz Pindula (552 m n.p.m.). Stąd czeka nas spore podejście, bo mamy do pokonania 577 m przewyższenia. Miejscami jest dosyć stromo. Jednak po zdobyciu wysokości idzie się już wygodnie, bo grzbiet jest płaski, z wieloma polanami z kosodrzewiną.
Kaplica świętych Cyryla i Metodego na szczycie Radgoszczu (Radhošť 1129 m n.p.m.). Obok kaplicy znajduje się także, doskonale widoczny już z daleka, maszt nadajnika telewizyjnego.
Tu już wieje bardzo mocno. Na szczęście kaplica jest duża i udaje nam się odpocząć w ciszy od strony zawietrznej ;)
Przed dalszą drogą ubieramy polary, bo szlak wiedzie szeroką drogą na odsłoniętym grzbiecie. Początkowo długo i tak nie idziemy tym grzbietem, gdyż blisko szczytu jest Hotel & Restauracja Radegast, do którego zachodzimy na obiad. Zamawiam smażony ser i kofolę (był to najdroższy lokal, który odwiedziliśmy podczas tego wyjazdu). Gdy my tak siedzimy, na zewnątrz zaczęło lać. Na szczęście zanim wyszliśmy, już przestało i dalej towarzyszyła nam tylko unosząca się w powietrzu wilgoć.
Wchodzimy na Radegast (1106 m n.p.m.). Szczyt nie wyróżniałby się niczym szczególnym, gdyby nie znajdujący się na nim pomnik Radogosta, pogańskiego boga Słowian połabskich.
Schodzimy na Pustevny, gdzie ukazuje nam się wiele budynków, gdyż rejon jest bardzo popularny przez cały rok. Można tu się dostać zarówno kolejką linową, jak i autobusem miejskim. Teraz jednak chyba wszystkie lokale są już zamknięte, więc mało turystów się tu kręci. My też tylko przechodzimy dalej, idąc koło pobliskiej ścieżki w chmurach na szczyt Tanečnice (1084 m n.p.m.).
Widać, że miejsce jest bardzo popularne, bo na całym szczycie poukładane są kamienne stosiki.
Czeka nas jeszcze sporo wędrówki przez rezerwat "Kněhyně - Čertův mlýn", który jest największym rezerwatem przyrody w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Chroni naturalny las bukowo-jodłowy regla dolnego oraz górnoreglowy bór świerkowy. Na Przełęczy Bařiny siadamy w wiacie, by coś zjeść. Po przerwie idziemy dalej, bo jeszcze mamy przed sobą trochę podejścia dzisiaj. Jeśli dobrze pamiętam, to przed nami widać Smrk, na który będziemy zaraz wchodzić.
Najpierw jednak musimy zejść do doliny na parking Kociánka (ok. 615 m n.p.m.). Stąd czeka nas duże podejście na Smrk (1276 m n.p.m.). Podejście się dłuży, a w międzyczasie robi się ciemno i odpalamy czołówki. Nie mamy jednak możliwości rozbicia się na nocleg, bo jest za stromo, a do tego cały czas mocno wieje. Po drodze natrafiamy na chatkę myśliwską z płaskim terenem tuż obok niej, jednak w obecnych warunkach nie udaje nam się rozłożyć tarpa, gdyż nie ma do czego przywiązać odciągów, a szpilki nie trzymają się w ziemi. Po próbach założenia obozu, rezygnujemy i idziemy przez Smrk dalej. W okolicach szczytu robi się płasko, jednak wiatr jeszcze przybiera na sile, więc nie ma sensu tutaj spędzać nocy. Schodzimy w stronę rozdroża Pod Malým Smrkem, w rejonie którego natrafiamy na kolejną małą chatkę. Tym razem już jesteśmy lepiej osłonięci przed wiatrem i nie ma problemu z zamocowaniem tarpa. Tak więc tu prześpimy się do rana.
Piątek, 22 października 2021
Pod Malým Smrkem, , Šance, , Lysá hora, , Ježánky, , Bílý Kříž, Malý Polom
Śniadanie jemy na ławce pod domkiem i schodzimy dalej w stronę zbiornika zaporowego Šance.
Już z góry, z małej przecinki, jezioro prezentuje się ciekawie.
Niżej też jest całkiem ładne. Pewnie zdania co do niego są mocno podzielone, jednak mi się podoba. Zwłaszcza teraz, gdy otaczające go drzewa przybrały kolorowe barwy.
Sam zbiornik, utworzony na rzece Ostravica w latach 1964 - 1971, stanowi nie tylko ochronę przeciwpowodziową, ale także źródło wody pitnej.
Przechodzimy przez koronę zapory i zaczynamy podejście na najwyższy szczyt Beskidu Śląsko-Morawskiego, czyli Łysą Górę. Mamy do zdobycie 830 metrów wysokości na dystansie 7 km. Przynajmniej nie musimy po drodze schodzić na żadne obniżenia ;)
Bliżej szczytu możemy zobaczyć odwiedzone wcześniej szczyty.
Lysá hora (1323 m n.p.m.). Szczyt jest mocno zagospodarowany turystycznie i mocno popularny wśród Czechów. Do dyspozycji mamy dwa schroniska. My na obiad idziemy do tego mniejszego, bo w większym nie mają kofoli ;) Wybór był oczywisty. Prócz schronisk, na wierzchołku znajduje się przekaźnik telewizyjny oraz stacja meteorologiczna.
W okolicach szczytu spotkać można kosodrzewinę, która została tutaj posadzona w 2. poł. XIX w.
Szczyt zapewnia rozległe widoki na okoliczne karpackie pasma.
Reszta dzisiejszej wędrówki mija nam w lesie, jedynie mijamy parę polanek, ale widoki z nich są mocno ograniczone.
Decydujemy się na nocleg przy źródle pod Malým Polomem. Miejsca nie ma tam za dużo, jednak mamy dostęp do wody i stół, przy którym możemy wygodnie zjeść. Jesteśmy też bardzo dobrze osłonięci od wiatru, który zupełnie nam nie przeszkadza.
Sobota, 23 października 2021
Malý Polom, , Čerchlaný Beskyd, , Mosty u Jablunkova, , Komorovský grúň, , Trójstyk granic, , Jaworzynka
Od rana jest mocno pochmurnie i wilgotno. Prognozy przewidują popołudniowe opady, więc dzisiejsze plany musimy dostosować do sytuacji, którą zastaniemy na trasie.
Plan na dziś przewiduje głównie wędrówkę w lesie, jednak początkowo to taki ładniejszy las ;)
Na chwilę siadamy przy kaplicy pod szczytem Muřinkový vrch. Jest to chyba popularne miejsce, zwłaszcza wśród Słowaków, bo sporo turystów tutaj odpoczywa.
W dalszym ciągu trochę wieje, jednak już słabiej niż wczoraj. Zachodzimy na Čerchlaný Beskyd (945 m n.p.m.), gdzie jest wieża widokowa. Na nią nie zachodzimy, a jedynie odwiedzamy pobliski bufet w Kamiennej Chacie i kupujemy zupę. Coś na ciepło się przyda.
Generalnie zejście do Mostów u Jablunkova jest dosyć łagodne, nie ma ostrych podejść. Dzięki wycince drzew ukazały się widoki na okolicę z grzbietu, którym wiedzie czerwony szlak.
Zabudowania Jablunkova w dole.
Zaczynamy podejście na Girovą. Obecnie szczyt znany jest z wielkiego osuwiska, które zostało spowodowane przez ulewne deszcze w maju 2010 roku.
Zanim jednak pójdziemy dalej, zachodzimy do chaty Gírová na kolejną porcję smażonego sera. Ten wyjazd jest mocno monotonny pod względem kulinarnym ;)
Powoli kończymy dzisiejszy etap wędrówki. Pogoda jednak stwierdza, że nie może być nam za dobrze i zaczyna padać. Momentami leje dosyć intensywnie, jednak mamy jeszcze jedną atrakcję przewidzianą na dziś, więc musimy jakoś się przemęczyć w deszczu. Jest to Trójstyk granic Polski, Czech i Słowacji. Powstał w 1993 roku po podziale Czechosłowacji.
Rejon robi na mnie dziwne wrażenie. Po stronie czeskiej jest typowa wioska ze zwierzętami hodowlanymi, po polskiej za to świeżo budowany wielki gmach. Generalnie okolica wygląda jak plac budowy, takiej odłożonej na czas nieokreślony. Dookoła trójstyku znajdują się trzy duże obeliski oraz kilka tablic informacyjnych.
Sam punkt graniczny zlokalizowany jest w głębokim jarze, nad którym był kiedyś most.
Obecnie (wg tablic, od kilku lat) jest on odbudowywany, albo budowany od nowa.
Warunki cały czas są kiepskie, więc jako miejsce noclegowe wybieramy hotel Jaworzynka Sport. Mamy do niego jeszcze kilometr, więc dosyć szybko się tam pojawiamy. Niestety pobliski sklep jest już zamknięty, także nie uzupełnimy zapasów.
Niedziela, 24 października 2021
Jaworzynka, , Nejvýchodnější bod České republiky, , Dupny, , Kiczory, , Stożek Wielki, , Czantoria Wielka, , Czantoria Mała
Dzień zaczynam od podziwiania wschodu słońca z balkonu. W powietrzu jest dużo wilgoci, a w dole snują się mgły, dzięki czemu widok jest ładny.
Pierwszym punktem do odwiedzenia na dziś jest dla nas najdalej na wschód wysunięty punkt Republiki Czeskiej. Ścieżka jest co prawda poprowadzona od strony czeskiej, jednak nie jest to daleko od naszego szlaku, więc postanawiamy dojść tam idąc od szlaku wzdłuż potoku Oleśka.
Strumień też jest ciekawy, bo płynie po skale, po wypłukaniu luźnego materiału.
Barwy jesieni w pełnym słońcu.
Wchodzimy na Kiczory (989 m n.p.m.).
Jesteśmy już na grzbiecie, więc wędrówka robi się przyjemniejsza, bo nie musimy już zdobywać dużej wysokości. Zachodzimy do schroniska na Stożku Wielkim. Tu jest dużo turystów, ale mamy weekend i pogoda zachęca do wędrówki. Jedynie trochę wiatr przeszkadza, ale nie jest aż tak silny jak we wcześniejszych dniach. Tu zatrzymujemy się na obiad, bo brak możliwości uzupełnienia zaopatrzenia w Jaworzynce sprawił, że nasze możliwości jedzeniowe są ograniczone.
Po obiedzie idzie się oczywiście mocno niechętnie, ale jednak trzeba iść, bo trasa sama się nie zrobi ;) Wędrówkę uprzyjemniają widoki. Dostrzec możemy nawet Tatry, chociaż trochę przymglone.
Naszym ostatnim celem na dzisiaj jest Czantoria Wielka (995 m n.p.m.) z wieżą widokową na szczycie. Na wieżę co prawda nie wejdziemy, bo jest ona otwarta tylko do godziny 17, a wejście jest płatne.
My na wierzchołek Czantorii trafiamy tuż przed zachodem słońca. Dużo czasu tam nie spędzamy, bo widoki są zasłonięte, ale wystarczy przejść kawałek dalej, by móc cieszyć się panoramą na zachód.
Słońce chowa się za szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego.
Na nocleg idziemy na Małą Czantorię (866 m n.p.m.). Po drodze mijamy górną stację wyciągu Poniwiec Mała Czantoria, koło której trwa jakaś głośna impreza chyba lokalnej ekipy.
Lokujemy się na szczycie Małej Czantorii. Gdy się rozkładamy, już wieje dosyć mocno, a w nocy siła wiatru tylko wzrasta, wręcz do takiego poziomu, że trudno jest nam spać, bo wiatr utrudnia komfortowy sen.
Poniedziałek, 25 października 2021
Czantoria Mała, , Ustroń
W końcu, w środku nocy stwierdzamy, że nie ma sensu dalej walczyć z wiatrem o utrzymanie tarpa, więc postanawiamy się zwijać. Nie było to łatwe, ale pakujemy wszystkie rzeczy do plecaków i zaczynamy schodzić do Ustronia. Nie mamy daleko, bez podejść i wygodnym szlakiem. Wędrówka z czołówką nie nastręcza problemów.
Do autobusu za pociąg mamy jeszcze sporo czasu, więc idziemy na dosyć odległy od stacji kolejowej Orlen, bo to jedynie miejsce, gdzie w nocy możemy znaleźć coś do jedzenia. Później idziemy na dworzec, by poczekać na nasz transport, którym wracamy do domu.
W taki oto sposób poznałem kolejne beskidzkie pasmo. Udało nam się przejść całą długość pasma i poznać chyba wszystkie główne szczyty. Zaskoczył mnie poziom zagospodarowania tego terenu, bo wiedziałem, że tamtejsze szczyty są mocno zagospodarowane turystycznie, jednak nie spodziewałem się, że aż w takim stopniu. Dzięki wycince drzew w górnych częściach grzbietu, miałem dużo okazji na oglądanie widoków, bo gdyby nie to, to wędrówka przez las stanowiłaby zdecydowanie większą część trasy. Na pewno warto odwiedzić to pasmo, nawet mimo dużej popularności turystycznej.
Za to trójstyk granic mocno mnie rozczarował. Wygląda na brzydki, rozgrzebany od lat teren budowy i nie przedstawia sobą niczego ciekawego. Jedynie można to miejsce rozpatrywać w formie ciekawostki geograficznej.
Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/n95RZynjp2Zbk4De8
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Fajna impreza. Ostatnia foteczka bardzo "romantyczna". Tarp na razie jest poza zasięgiem mojego zainteresowania, ale kto wie, co czas pokaże :))
OdpowiedzUsuńU mnie też długo był poza zainteresowaniem, ale obecnie widzę sporo plusów z jego użytkowania. Wydaje mi się, że częściej obecnie zabieram tarp, niż namiot.
UsuńTrzecie i czwarte zdjęcie extra. Ale im więcej czytam o tym paśmie, tym mniejszą mam ochotę na powrót tam (byłem na Łysej Górze)...impreza niemniej fajna.
OdpowiedzUsuńWędrówka przez te falujące trawy była bardzo fajna. Tylko wiatr, jednak trochę przeszkadzał.
UsuńMoje wrażenia z tego pasma także są mieszane. Dużo widokowych grzbietów zachęca do wędrówki, ale ta mocno zagospodarowana przestrzeń na najwyższych szczytach i w ich okolicach zniechęca. Oceniam tę wycieczkę mocno pozytywnie, więc w ogólnym rozrachunku nie jest tak źle.
Rejon zachodniej części Beskidu Śląsko-Morawskiego od dawna mi chodzi po głowie, ale jakoś dotąd nie udało mi się tego zrealizować. Mimo całego tego zagospodarowania, mam nadzieję jednak tam się przejść, może właśnie w takich pięknych jesiennych klimatach. Część wschodnia Waszej trasy jest mi znana od źródła pod Małym Połomem, też tam zupę pichciłem ;-)
OdpowiedzUsuńPiłeś z tego samego źródła ;)
UsuńMyślę, że warto wpisać to pasmo na liste do odwiedzenia :)
No, przejść całe pasmo na raz i w debiucie, to faktycznie! Już nie musicie tam wracać :P Trójstyk z roku na rok wygląda coraz gorzej, o tym polskim budynku nawet nie wiedziałem, a most na jarem został rozebrany bodajże w 2015 i ciągle nie postawili nowego... masakra!
OdpowiedzUsuńMa to swoje plusy, bo jest tyle ciekawych rejonów do odwiedzenia, że po prostu brakuje czasu na kilkukrotne wizyty w nich, nawet jak były fajne. Nasze polskie pasma łatwiej odwiedzić, bo dojazd krótszy. Ale zagraniczne, to już trzeba iść na kompromisy ;)
UsuńZ tym dojazdem krótszym to już zależy, gdzie się mieszka ;)
UsuńMoże mieć to jakieś znaczenie ;)
UsuńSuper wycieczka w czasie, który w górach jest najpiękniejszy. W kilku przedstawionych miejscach byliśmy, ale zawsze lubię spojrzeć na to oczyma innych. Prócz tego wiążą się z tym miłe wspomnienia. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Jesień jest bardzo dobrym czasem na takie wędrówki przez las.
UsuńKawał porządnej wycieczki! :) Nie lubię Beskidu Morawsko-Śląskiego właśnie za tłumy i duże zagospodarowanie, w moim rankingu Beskidów jest na ostatnim miejscu. Jednak Ty pokazałeś go jakby z lepszej strony no i zobaczyć pusty Radhost, Radegast Pustevny to jest coś. Na trójstyk planowałem zajrzeć, ale po Twojej opini o tym miejscu się zastanawiam czy warto tam uderzyć.
OdpowiedzUsuńTaka wędrówka poza sezonem, z własnym noclegiem ma ten plus, że często da się ominąć największe tłumy.
UsuńTrójstyk przy okazji można odwiedzić, ale na pewno nie brałbym go jako główny punkt programu. U mnie też był przy okazji, jako coś w okolicy. Fakt, planowałem trasę tego dnia pod niego, ale nie był głównym punktem wyjazdu.
O wow! Świetny wypad! Będę musiała się przyjrzeć temu Beskidowi Śląsko-Morawskiemu. Jeszcze tam nie zawitałam.
OdpowiedzUsuńTylko proponuję poza sezonem wakacyjnym, bo zgubisz się w tłumie ;)
Usuń:)
OdpowiedzUsuń