Bula pod Bańdziochem - Żebro (3)


fot. Aro

Zapowiadała się ładna, marcowa sobota. Udało nam się zgadać z Aro, że czas coś podziałać w Tatrach. Zastanawiamy się nad jakimś łatwym, ale nadal wspinaczkowym celem. Tak też pada na jeden z najbardziej popularnych zimowych rejonów w polskich Tatrach Wysokich - Bulę pod Bańdziochem.

Sobota, 2 marca 2019

Parkujemy na Palenicy i ruszamy asfaltem. Idziemy powoli, rozmawiamy o różnych bzdetach i w pewnym momencie jedzie auto przewodnika z klientami. Szybka wymiana słów i machamy, bo co szkodzi spróbować ;) Kilka sekund później siedzimy już na pace z plecakami, zbliżając się w stronę schroniska. Tak szybko jeszcze nie pokonywałem drogi do Moka ;) Tym oto sposobem mamy zaoszczędzone trochę czasu i śniadanie możemy zjeść na spokojnie. Podczas gdy my jemy, toprowcy szykują się do akcji po taternika, który uległ wypadkowi na Direttisimie MSW.

Przed naszym wyjściem na lądowisku przy Morskim Oku pojawił się Sokół, który parę minut później ruszył na akcję.

Jeden z ładniejszych widoków po naszej stronie Tatr. Ściana Mięguszowieckich Szczytów latem robi wrażenie, a co dopiero zimą, gdy pokryje je śnieg. A po prawej całość dopełnia Mnich - szczyt ikona polskiego taternictwa.

Jeszcze słowo co to jest ta cała Bula pod Bańdziochem, bo wielu osobom ta nazwa może nic nie powiedzieć. Jest to formacja skalna u podnóży Mięguszowieckich Szczytów, na prawo od ściany Kazalnicy, a na lewo żlebu zwanego Maszynką do Mięsa.

Sokół leci pod MSW.

My tymczasem zbliżamy się pod nasze Żebro (3).

Szpejimy się i ruszamy.

fot. Aro

W dolnej części drogi asekurację ułatwiają drzewka, kosówka i wystające kamienie.

fot. Aro

fot. Aro

Wyżej wychodzimy na śnieżne pole, gdzie asekuracja jest bardziej problematyczna. Chociaż pewnie problematyczna jedynie dla nas, bo brakuje nam w zestawie igieł do traw. Byśmy sobie pewnie poradzili trochę inaczej, ale idący za nami przewodnik użyczył nam igłę do wspólnego stanu.

Kolejne stanowisko wypada przy skalnym załomie, poniżej kominka. Tu grupa przewodnicka idzie przodem, a my za nimi.

fot. Aro

Po przejściu ostatniego kominka, który kończy trudności, wychodzimy na śnieżne pole i nim idziemy w stronę szlaku prowadzącego na Przełęcz pod Chłopkiem. Szlakiem schodzimy nad Czarny Staw, a potem nad Morskie Oko.

Z widokiem na lodospady w Bańdziochu.

fot. Aro
Po porannej lampie już niewiele pozostało. Teraz otaczają nas chmury, a wiatr nie daje zapomnieć, że jednak mamy zimę.


Wracamy do schroniska. Zasiadamy na obiad, a przy sąsiednim stoliku dostrzegamy wspomnianego wcześniej przewodnika z Buli. Stawiamy mu piwo i przy krótkiej rozmowie dziękujemy za użyczenie igieł. Potem schodzimy do auta i kończymy tatrzański dzień.
Droga nie była długa, jednak mogliśmy poćwiczyć zimowe wspinanie i dowiedzieliśmy się, że warto uzupełnić swój zestaw sprzętu pod kątem zimy. Bo igły jednak są przydatne ;)

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/4pEqtuvhLa1FmoDGA

Komentarze

  1. Nigdy nie próbowałem takiej wspinaczki, więc te wszystkie terminy alpinistyczne są dla mnie wielką niewiadomą. Na pewno wrażenia z takiej wspinaczki są inne od normalnego wędrowania po górach. Jedno pozostaje niezmienne. Wspaniałe widoki towarzyszące takim eskapadom.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra robota, ja ostatnio zrobiłem tą drogę z jedną igłą bo resztę wzięli kumple na "W samo południe" , teraz odwaliło śniegu i było więcej trałowania niż wspinaczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc można powiedzieć, że miałeś i jedną igłę więcej niż my ;) Zimą ilość śniegu potrafi bardzo mocno zmienić odczuwanie tego samego miejsca.

      Usuń

Prześlij komentarz