W Szczawnicy ogólnie spędziliśmy tydzień. Z założenia nie miał to być wyjazd czysto górski, tylko raczej wypoczynkowy. Góry były jedną z atrakcji, oprócz basenu czy zwiedzania pijalni wód ;) Ale i tak trzy wycieczki udało się zrealizować, bo tylko siedzieć tak stacjonarnie, to nudno by było.
Piątek, 12 stycznia 2018
Szczawnica,
Na początek postanowiliśmy zapoznać się z najbliższa okolicą Szczawnicy. W tym celu wybraliśmy się na Szafranówkę i Palenicę, ale nie wyciągiem tylko pieszo.
Najpierw mostem przechodzimy nad potokiem Grajcarek i idąc wzdłuż niego dochodzimy do Dunajca, gdzie jest przystań flisacka, czynna w sezonie letnim.
Od poziomu rzeki czeka nas krótkie podejście do schroniska, przy którym szlak odbija do lasu i wiedzie grzbietem na Szafranówkę.
Na grzbiecie śniegu mało, wręcz są jedynie szczątkowe ilości starego lodu. Nie przeszkadza jednak w wędrówce, bo trasa jest łagodna niemal do samego szczytu Palenicy, który widzimy w oddali wraz z budynkiem kolejki.
By jednak dojść na Palenicę, do budynku kolejki, trzeba przejść przez zaśnieżone nartostrady, które tutaj na górze są białe - ubity sztuczny śnieg trzyma się dłużej niż zwykły. Jest trochę ślisko, a na górze mamy problem z odnalezieniem żółtego szlaku, który prowadzi na dół do Szczawnicy. Udaje nam się go ostatecznie odnaleźć - wiedzie tuż obok górnej stacji wyciągu.
W dół idziemy sprawnie, bez przygód i na obiedzie jesteśmy już na dole ;)
Sobota, 13 stycznia 2018
Krościenko nad Dunajcem, , Przełęcz Szopka,
Dzisiaj postanowiliśmy odwiedzić górę-symbol Pienin, a mianowicie Trzy Korony. Prognozy nie były zachwycające, ale następnego dnia miało być już lepiej. A plany na dzień z ładniejsza pogodą też mieliśmy.
Najpierw porannym autobusem jedziemy do Krościenka nad Dunajcem. Tam rozglądamy się po placu, gdzie zatrzymują się autobusy i łatwo odnajdujemy szlak, którym będziemy iść w stronę jednego z najbardziej znanych pienińskich szczytów.
Sceneria jest mocno zimowa. Przez dużą część czasu towarzyszy nam prószący śnieg, którego wcześniejsze opady obkleiły drzewa białą warstwą.
Szlak jest łatwy, w większości równy, bez dużych przewyższeń. Bardziej stromo robi się dopiero za Przełęczą Szopka.
W pewnym momencie dochodzimy do wiaty, więc zatrzymujemy się w niej na dłuższą chwilę. Jemy drugie śniadanie, trochę czekolady, popijamy gorącą herbatą, ale nie jesteśmy tutaj sami. Przygląda nam się ciekawski gość, który pewnie liczył na coś do jedzenia.
Cóż, od nas nic nie dostał i odszedł zawiedziony. Ale sądząc po jego zachowaniu, głód mu nie grozi ;)
Z wiaty do miejsca, gdzie zaczynają się metalowe schody na Trzy Korony nie jest daleko. Na szczycie biało i pada.
Zdjęcie szczytowe z pięknym widokiem na okoliczne góry ;)
Na szczycie długo nie siedzimy, bo zimno, pada i nic nie widać. Żeby nie wracać zupełnie tak samo jak przyszliśmy, idziemy w stronę Zamkowej Góry. Na same ruiny zamku wejść nie można, bo szlak jest zamknięty. Wg informacji umieszczonej na tabliczce, zapadł się jakiś strop. No cóż, nie tym razem.
Pierwotnie zastanawialiśmy się również by odwiedzić Sokolice, ale obecna widoczność nas trochę zniechęciła. Iść tylko po to, by wejść i wrócić tym samym szlakiem, to tak średnio nam się chce. Latem można uatrakcyjnić sobie trasę, przepłynąć przez Dunajec i znaleźć się niemal w Szczawnicy, ale zimą flisacy nie pływają i takiej możliwości nie ma.
W Krościenku wracamy na ten sam przystanek, na którym wysiadaliśmy i po kilkudziesięciu minutach jedziemy autobusem do Szczawnicy.
Na Trzech Koronach już kiedyś byłem, było to ponad 15 lat temu, więc za wiele nie pamiętam, prócz tego, że było wtedy lato, a wycieczka była dla mnie długa i męcząca… Teraz powiedziałbym raczej, że jest to przyjemna propozycja na krótką wycieczkę podczas urlopu.
Niedziela, 14 stycznia 2018
Szczawnica, , Palenica, Szafranówka , , Wysoka, , , Wąwóz Homole, Jaworki
Wstajemy wcześnie, w sumie to można nawet powiedzieć, że w środku nocy, bo już o 3.30 idziemy przez mroźne ulice Szczawnicy by wejść na Palenicę tym samym szlakiem, którym ostatnio z niej schodziliśmy. Gdy tak idziemy cieszę się, że już znam przebieg szlaku w rejonie szczytu, bo po ciemku nie byłby tak oczywisty w swoim przebiegu.
Gdy idziemy nartostradą, towarzyszy nam opadający śnieg z armatek śnieżnych. Widać, właściciel wyciągu pracuje nad naśnieżaniem stoku już od pierwszych chwil, gdy tylko pojawił się mróz.
Teraz przed nami kawałek szlaku przez las, a potem wychodzimy na odsłonięty grzbiet Małych Pienin. Idziemy przy świetle czołówek, towarzyszy nam jasno świecący księżyc i czyste niebo. Od czasu do czasu dostrzegamy odległe pasma górskie. Bardzo klimatyczna wycieczka w blasku księżyca. Musi być tutaj bardzo fajnie również w dzień, gdy byłoby wyraźnie widać całą okolicę.
My jednak na dzień dzisiejszy mamy trochę inne plany, a nocny spacer to tylko taka dodatkowa atrakcja ;)
Głównym punktem dzisiejszego dnia jest wejście na Wysoką, najwyższy szczyt Pienin. Mierzy 1050 m n.p.m. A, żeby nie było nudno, to postanowiliśmy się tam pojawić o wschodzie słońca.
Gdy wchodzimy na platformę szczytową otoczoną metalowymi barierkami, dwie osoby już tam są. Jedna z nich już fotografuje okolicę. Ja zanim do niej dołączę, ubieram puchówkę, kurtkę, grubsze rękawiczki i także zaczynam oglądać świat przez obiektyw aparatu.
Początkowo jest to tylko czerwieniejące niebo na wschodzie horyzontu, jednak stopniowo robi się coraz jaśniej.
Pamiątkowa fotka szczytowa z Tatrami w tle jeszcze bez słońca.
Po chwili pojawia się słońce.
Początkowo nieśmiało, jednak szybko rozjaśnia okolicę.
Po przeciwnej stronie było widać również Tatry. Łomnica chowa się w lekkiej chmurce, po prawej Durny, Baranie Rogi i Lodowy.
Radziejowa, najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego - długi grzbiet po prawej stronie zdjęcie.
Gra świateł na drzewach.
Trzy Korony.
Od stania w miejscu, na wietrze, robi nam się zimno. Słońce jest już coraz wyżej, więc postanawiamy zacząć schodzić. Początkowo jeszcze lasem, jednak dosyć szybko wychodzimy na polanę, gdzie można oglądać widoki na okolicę.
W schodzeniu bardzo przydają nam się raczki, które teraz mamy pierwszy sezon na nogach. Nawet lód na zejściu nam nie straszny i idzie się pewnie.
Stamtąd właśnie zeszliśmy.
Zejść do Jaworek możemy na dwa sposoby, a jako iż czasu jest jeszcze dużo, w końcu nie ma jeszcze nawet 9tej, idziemy drogą przez Wąwóz Homole, którego dnem płynie potok Kamionka.
Jeden z kilku mostów na potoku.
Wąwóz jest ładny, mimo że duża jego część tonęła jeszcze w cieniu, to i tak było co oglądać.
W Jaworkach odnajdujemy przystanek busów i po około 15 minutach jedziemy do Szczawnicy, gdzie jesteśmy dużo przez południem. Tym sposobem, mimo, że wycieczka zajęła nam jakieś 6-7 godzin, to cały dzień mamy jeszcze dla siebie ;) Tak to można odpoczywać :P
Jak już wspominałem na początku wpisu, ten wyjazd miał służyć odpoczynkowi, ale po czym chcieliśmy odpoczywać? Generalnie, po przygotowaniach związanych z imprezą, które pochłonęły sporo czasu i nie chcieliśmy dorzucać sobie dodatkowego zajęcia związanego z planowaniem jakiegoś dalszego wyjazdu. Dodatkowo remont mieszkania również trochę czasu zajął - był to intensywny okres. Ale zabawa 6 stycznia, czyli w popularnych Trzech Króli, udała się całkiem dobrze, więc chyba przygotowania poszły pomyślnie :)
Więcej zdjęć z wycieczek: https://photos.app.goo.gl/KxofkVhRbsW7CmyJ3
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
A więc to taki odpoczynek! :D Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa też dołączam się do życzeń ;)
OdpowiedzUsuńŚmieszny ten lisek, dobrze mu z oczu patrzy. Ja niedawno też miałem okazję zobaczyć jakiegoś jego pobratymca na żywo, ale to było bardziej straszne niż zabawne :D
Dziękuję :)
UsuńCzyżby jakiś mały lisek Cię przestraszył ciemna nocą? :P
No z Sokolicy można wrócić inną drogą do Krościenka. Właściwie to są ich dwie. Jedna to szlak, nie pamiętam obecnie jakiego koloru, który sprowadza nad Dunajec tuż przed Sokolicą. Prowadzi on między domami położonymi na zboczach góry i dalej brzegiem rzeki niemal do samego rynku w Krościenku. Piękna droga, na której znajduje się kilka wychodni skalnych. Można też jak prawdziwy traper za Sokolicą ruszyć od przeprawy flisackiej w lewo i walcząc z chaszczami dojść do wspomnianego szlaku idąc cały czas brzegiem Dunajca. Ta druga opcja tylko dla twardzieli. :D Ale oferuje piękny widok na rzekę i możliwość niespodziewanego wpadnięcia do flisackiej łodzi niepozornie skrytej pod zielskiem pokrywającym urwiste brzegi. Opisuję kierunki z perspektywy wędrowca maszerującego od Trzech Koron na Sokolicę.
OdpowiedzUsuńZejście z Wysokiej szczególnie sprzyja użyciu raczków zimą. Jedno z bardziej stromych miejsc, które odwiedziłem.
Ja tam jestem zwykły turysta, pchanie się przez krzak ii lasy to nie dla mnie :P
UsuńA raczki bardzo się przydały tutaj.
Gratulacje na nowej drodze życia.
OdpowiedzUsuńPieniny, jak na swoja wielkość oferują niesamowita ilość atrakcji, tak na szczytach, jak i w dolinach. Piękne latem i zimą. Bardzo fajne kadry.
Pozdrawiam.
Dzięki :)
UsuńWidoki na Tatry są super, pewnie kiedyś jeszcze wrócę na Sokolicę i Trzy Korony przy lepszej pogodzie.
Noooo! Gratulacje i więcej wspólnych szczytowań:)
OdpowiedzUsuńHehe, dzięki ;)
UsuńTy tu pitu, pitu o odpoczynku i zimowej jeszcze wędrówce, a na koniec taka bomba! :) :) Kochani, gratuluję! I życzę Wam, by nigdy nie zabrakło Wam szalonych pomysłów na wspólne wycieczki i chęci do ich realizowania. Wszystkiego dobrego! A jak przystało na Was to i impreza odbyła się zimą ;) Buziaki posyłam :)
OdpowiedzUsuńTo na końcu, by tylko wytrwali czytelnicy dotarli do informacji :P
UsuńA zimą, ale taka ciepła była, bo na garnitur nic zakładać nie musiałem, bo było tak ciepło.
Czytam sobie opis wycieczki... A tu proszę :) Gratulacje! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;) Wycieczka ważniejsza niż ta mała wzmianka na końcu ;)
UsuńWszystkiego najlepszego dla Was! Dużo czasu i środków na realizację planów:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, oby był czas na górskie wycieczki, bo to najważniejsze przy planowaniu. No, na drugim miejscu pogoda jest :)
Usuń