Krótko o Wałbrzyskich



Z kronikarskiej chęci, by wyjazd nie zaginął w mrokach dyskowych katalogów ze zdjęciami, wrzucę kilka zdań na temat krótkiego wyjazdu (chociaż w założeniu miał być trochę dłuższy). Co by nie było, pojawiłem się w Górach Wałbrzyskich, a nawet przenocowałem w namiocie, więc element górskiego wyjazdu był ;)

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017

W poniedziałek po pracy wracam do domu, pakuję plecak, wrzucam kiełbasę i jakieś piwo, a następnie ruszam na pociąg do Wałbrzycha Głównego. W Wałbrzychu wysiadam wieczorową porą i idę na planowane miejsce mojego dzisiejszego noclegu, a mianowicie na Zamkową Górę (618 m n.p.m.). Końcowe podejście jest bardzo strome, ale niezbyt długie. Dzięki temu szybko zdobywa się wysokość. Na szczycie znajdują się ruiny kamiennego zamku Nowy Dwór z przełomu XIII-XIV wieku. Do dzisiejszych czasów zachowane pozostałości książęcego zamku składają się z charakterystycznego gotyckiego portalu bramy z dwoma bastejami, fundamentów budynków mieszkalnych, fragmentów murów obronnych otaczających dziedziniec i średniowieczny zamek górny, resztek pozostałości po wieży.

Przy panującym półmroku rozkładam namiot i idę szukać drewna na ognisko. Po ciemku nie jest to w tym miejscu zbyt łatwe, ale dużo drewna nie jest mi potrzebne. Niebawem siedzę przy płomieniach grzejąc swoją kolację.


Po kolacji i zgaśnięciu ognia chowam się do swojego namiociku i szybko zasypiam.

Wtorek, 22 sierpnia 2017

W tle widać gotycki portal.


A w tym ujęciu całe moje obozowisko.


Po śniadaniu pakuję swoje rzeczy i podążam żółtym szlakiem na Przełęcz Kozią. Tam odbijam w lewo za niebieskimi znakami na Wołowiec. Jest to typowo leśny szlak, a ze szczytu można spojrzeć na Masyw Chełmca.


I właśnie na Wołowcu kończę swoją zaplanowaną wcześniej trasę. Tutaj niebieski szlak idzie prosto/odbija w lewo (będę musiał to sprawdzić), a ja udaję się wyraźną ścieżką odbijającą w prawo. Początkowo wydaje mi się prawidłowym wyborem, jednak gdy zaczynam coraz bardziej schodzić, uświadamiam sobie, że to nie tak powinno wyglądać. Ale wracać mi się już nie chce i postanawiam zejść na dół i tam sprawdzić, gdzie wyjdę. Pojawiam się oczywiście w Jedlinie-Zdrój.


Jako nową opcję wędrówki obieram nieznakowaną drogę w okolicach dworca kolejowego w Jedlinie. Nią dochodzę do żółtego szlaku, a nim (z pominięciem Zamkowej Góry) powracam do Wałbrzycha, gdzie spotykam się z wujkiem i... jedziemy do kina na Dunkierkę, bo ponoć to nawet dobry film. Zły nie jest ;)


Jak widać, nie zawsze zamierzone plany udaje się zrealizować. Szlaki w Górach Wałbrzyskich nie wydają się jakieś trudne, ale zmysł orientacji w lesie czasem płata figle ;)




Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).

Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

  1. W Sudetach raz na jakiś czas jestem, ale w tych okolicach jeszcze nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem być i w Wałbrzyskich, ale moje plany też się trochę zmieniły :) Podtrzymuję swoje zdanie, że czasami i taki spacer to fajna rzecz. Trzeba być po prostu świadomym tego, gdzie się człowiek wybiera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To następnym razem, one są warte odwiedzenia, chociaż Kamienne wg mnie trochę ciekawsze (one płynnie przechodzą jedne w drugie, więc przy jednej wizycie da się odwiedzić). Bo góry myślę poczekają :)

      Usuń
  3. Taki mały wypadzik to też dobra rzecz. Na pocieszenie można powiedzieć, że prawdziwi odkrywcy też planowali inne trasy a odkryli obecne ;) Co prawda, nie wiem, czy potem szli do kina, ale i tak zapisali się w histroiii :) :) :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja na razie w historii się nie zapisałem, jedynie na blogu :P

      Usuń
  4. Wypad może i skromny, ale zawsze zazdroszczę wycieczek górskich.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki krótki wypad to i nawet w środku tygodnia może być fajnym patentem na odstresowanie. Sam w zeszłym tygodniu tak sobie wypadłem zaraz po robocie do pobliskiego lasu i miałem z tego dużo radochy. A co najważniejsze to było tam tak pusto jak nigdy. 5 h i człowiek od razu jak nowo narodzony. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tygodniu, poza sezonem. często można się zdziwić jak te popularne miejsca potrafią być puste :) Co jest tylko na plus.

      Usuń

Prześlij komentarz