Tydzień wcześniej Ronc mówił, że jego sezon zimowy już jest zakończony, bo nie da rady jechać w góry tej zimy. A tu dowiaduję się o pomyśle Marco i Ronca na Tatry Niżne. Pogoda zapowiada się rewelacyjna, towarzystwo również ciekawe, więc czemu nie skorzystać? To dla mnie ostatni wyjazd tej zimy i bardzo dobre zakończenie tegorocznego sezonu zimowego. W końcu nie często ma się okazję porakietować powyżej granicy lasu z ładnymi widokami na Tatry. A to się zapowiada na naszej trasie.
Sobota, 7 marca 2015
Demänovská jaskyňa Slobody, , Kosienky, , Prašivá
Na start naszej trasy jedziemy autem w środku nocy. Tradycyjnie, jak w takich sytuacjach bywa, snu za wiele nie było. Po drodze zgarniamy jeszcze Aro, którego w ten sposób mam okazję poznać osobiście.
Auto zostawiamy na parkingu naprzeciwko Demianowskiej Jaskini Wolności i po godzinie 5. ruszamy na szlak. Na razie śniegu niemal brak. Ścieżka prowadzi stromo zakosami, więc bardzo szybko zdobywamy wysokość. Biorąc pod uwagę ilość śniegu, zgarniam sporą dozę drwin i żartów, że tą łopatą, którą tak dzielnie niosę, to będę sobie chyba norę w ziemi kopał, a nie jamę w śniegu ;) (Kasia nie chciała pożyczyć mi swojego namiotu, więc postawiłem na nocleg w jamie. Przecież taka drobnostka jak brak namiotu nie może być przecież przeszkodą w wyjeździe w góry :P. Ostatecznie spałem z Aro w jego namiocie, chociaż o jego udziale w wycieczce dowiedzieliśmy się dopiero w aucie, jadąc w stronę gór ;) )
Ale wracając do wędrówki po zakosach.
Wraz z nabieraniem wysokości, ilość śniegu się zwiększa. Nie są to jeszcze ilości bardzo przeszkadzające, ale już zauważalne. W rejonie szczytu Pusté (1501 m) się już rozjaśniło i pojawiły widoki na Chopok z dobrze widocznymi trasami narciarskimi.
Po minięciu wcześniej wspomnianego szczytu, śniegu robi się naprawdę dużo. Do tego jest on bardzo kopny, jak to w lesie, więc idzie się wolno, często brnąc w śniegu po pas. Ja nakładam rakiety, które wziąłem jako jedyny, chociaż zarówno Ronc jak i Marco takowe posiadają. Po prostu Roncowi nie chciało się ich nosić, a Marco mu uwierzył, że śniegu nie będzie dużo. Ja nie wierzyłem, wolałem zaufać stronie HZSu ;)
Czym byliśmy wyżej, tym częściej pojawiały nam się widoki na Tatry. Początkowo tylko incydentalnie, ale później towarzyszyły nam już do końca naszej wędrówki.
Za to śnieg w dalszym ciągu nie pozwala zbytnio reszcie na komfortową wędrówkę. Prócz przepadającego śniegu, doszły jeszcze ukryte pod nim, powalone drzewa, które jeszcze bardziej utrudniają chodzenie. Później do tego napatoczyła się jeszcze kosówka, więc mieli do swojej dyspozycji komplet atrakcji ;)
W lesie mamy jeszcze jedną trudność, a mianowicie oznaczenie szlaku. A dokładniej rzecz biorąc jego brak, bo gdzieś zgubiliśmy znaki. Na szczęście Marco ma GPS'a z wgraną mapą, więc nie mam obaw o zgubienie się. Zawsze przecież możemy sprawdzić gdzie jesteśmy ;)
Jak już wspominałem, widoki na Tatry z każdą chwilą są coraz lepsze. Powyżej sedla Machnatô, widzimy je już niemal całe.
Widok na Veľký Choč również jest rewelacyjny
Na podejściu pod Krakovou hole, las się kończy, zaczyna się za to grzbiet z zasypaną kosówką.
Widoki są, ale kosówka powoduje zapadanie się po pas w śniegu. Bardzo to utrudnia wędrówkę Roncowi, Aro i Marco, bo ja najczęściej spokojnie przechodzę ponad nią.
Podczas marszu z jednej strony widzimy boczny grzbiet Poľany i Bôr.
Obok Chopok, ale najpiękniejsze widoki pojawiają się dopiero po dojściu do miejsca, gdzie szlak skręca w stronę sedla Javorie. Pierwsze, co rzuca mi się w oczy to oczywiście Tatry.
A następnie Kráľovohoľské Tatry, czyli wschodnia część Niżnych Tatr.
Na samą Krakovou hole nikt nie ma nawet ochoty wchodzić. Wg mapy jest to niby tylko 10 minut i 20 metrów podejścia, ale dodatkowa odległość i zabawa ze śniegiem nas zniechęca. Poza tym, gdy tylko patrzymy na naszą dalszą trasę i to wielkie zejście na sedlo Javorie, to nikomu nic się już nie chce. Nawet nie chodzi o to, że trzeba iść w dół, ale potem tą wysokość trzeba będzie ponownie odzyskać. A kolejne podejście również wygląda bardzo konkretnie.
Tutaj ciekawostka z naszych rozmów. W pewnym momencie Marco podaje, że wg GPS’a przeszliśmy 7km. W czasie prawie 6h. Czyli jak łatwo wyliczyć, mieliśmy zawrotną średnią 1,2km/h. Dla zobrazowania sytuacji, uświadamiam Ronca, że gdybyśmy szli do Moka asfaltem, to jeszcze nie bylibyśmy w schronisku. Nie ma to jak podbudowanie morale przed dalszą trasą :D
Kolejne podejścia na Tanečnice, zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami jest konkretne. Jest tak strome, że moje rakiety już nie dają rady i muszę przytroczyć je do plecaka. Dołączam tym samym do grupy brodzącej w śniegu. A jak widać, łatwo nie było.
Na szczycie czas na przerwę, bo podejście mocno nas zmęczyło. Na szczęście na grzbiecie śnieg już jest lepszy do chodzenia, więc ekipa już tak często się nie zapada, natomiast ja ponownie wskakuję w rakiety. Za plecami ciągle mamy ładne górki, tym razem najlepiej prezentuje się Malá Fatra, Veľký Choč i Siná:
Krakova hoľa z Tatrami Zachodnimi w tle.
Kolejnym wzniesieniem na naszej drodze jest Prašivá, w rejonie której postanawiamy rozbić namioty. Widać stąd dalszą część grani prowadzącą aż na Ďumbier.
Zresztą same namioty również stoją w pięknym miejscu. Widok na Tatry pierwsza klasa. Ustawiamy je tak, żeby móc widzieć nasze najwyższe góry bez wychodzenia ze śpiworów ;)
Przed snem topimy śnieg, gotujemy obiad i oglądamy Tatry w promieniach zachodzącego słońca. Na tym kończymy ten męczący dzień.
Jako uzupełnienie wcześniejszych statystyk, powiem, że ostatecznie w 9,5h przeszliśmy 11,5km.
Niedziela, 8 marca 2015
Prašivá, , Krúpovo sedlo, , Ďumbier, , Chopok, , Luková, Zahrádky
Budzę się koło 5:40, bo trzeba wyjrzeć na wschód. Prócz mnie wstaje jeszcze tylko Marco, a reszta smacznie śpi ;) Tatry wyglądają pięknie.
Po śniadaniu i ogarnięciu obozowiska ruszamy dalej. Nie jest daleko, ale podejście mi się dłuży. Za to okolica piękna.
fot. Marco
Sama grań szeroka i łagodna.
Ronc i Aro, a za nimi Taterki. Ehh, jest tak ładnie, że robimy w tym miejscu postój ;) Co z tego, że ze szczytu będzie widać to samo, ale tu też ładnie :P
Stąd już bez dłuższych postojów wchodzimy na Ďumbier (2043 m n.p.m.), nasz główny cel wyjazdu. Po drodze rzut oka na grań w stronę Chopoka.
Na szczycie dłuższy postój i dużo zdjęć. Widoki powalają:
Malá Fatra, Veľký Choč, Siná
Na szczycie z Tatrami w tle.
fot. Marco
Zbliżenie na Tatry z Ďumbiera
Po dłuższym czasie ruszamy dalej. Najpierw schodzimy na Krúpove sedlo, z którego wcześniej przyszliśmy, po czym idziemy na Chopoka, drugi szczyt Niżnych Tatr.
Z Chopoka widoki równie piękne, jak z Ďumbiera.
Na szczycie spędzamy już mniej czasu, bo schronisko przyciąga do swojego wnętrza. Tam kupuję kofolę i zupę.
Po obiedzie ruszamy w dół. Jeszcze w okolicach schroniska rzut oka na przebytą przez nas grań:
Pamiątkowa fota i na sam dół schodzimy nartostradą. W ciągu godziny tracimy 1000 m wysokości, co latem jest wartością raczej bardzo ciężko osiągalną. My korzystamy z wyratrakowanej trasy, więc o potknięcia na nierównościach nie musimy się obawiać. Jedyną trudnością są fragmenty zalodzonego stoku, po których pięknie się ślizgamy ;)
fot. Aro
Na parkingu Ronc zagaduje Wegrów, którzy podwożą go do niżej zaparkowanego auta. Dzięki temu nie musimy iść asfaltem i zaoszczędzamy czas.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze pod supermarketem, gdzie zakupujemy kilka obowiązkowych słowackich pamiątek – swoją drogą, nie wiedzieliśmy, iż z Roncem wyglądamy tak młodo, że będą chcieli od nas dowód :P – i wracamy do Polski.
Tak oto zakończył się mój ostatni wyjazd w sezonie zimowym. Pogoda dopisała, warun na trasie dał w kość, ale towarzystwo było rewelacyjne. Mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane kiedyś ruszyć na szlak wraz z Aro, Marco i Roncem, bo z nimi nudzić się nie można :P
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Pierwszy :-)
OdpowiedzUsuń"Kasia nie chciała pożyczyć mi swojego namiotu"
Czyżby iskrzyło w związku? :P :D Liczę na jakieś pikantne szczegóły i kulisy (przesłanki) niepożyczenia :-)))
"swoją drogą, nie wiedzieliśmy, iż z Roncem wyglądamy tak młodo, że będą chcieli od nas dowód"
Mnie o dowód pytali w sklepie jeszcze 7 lat po mojej "osiemnastce". Ciesz się - wielu pragnie wyglądać młodziej, niż wskazuje metryka, a nie jest im to dane :D
Po prostu czysta złośliwość :P
UsuńTak to już jest, jak się jest młodym i pięknym ;)
Ale pogoda trafiła się jak zwykle wyborna :P Jak się ma takie waruny to nawet można zdzierżyć przedzieranie się przez metrowe zaspy, zresztą w tym roku kilka razy się o tym przekonałem :D
OdpowiedzUsuńNiżne mi krążą po głowie, ale dobrze wiem że muszą poczekać, bo lipiec i sierpień odpadają, a na wrzesień mam inne plany :3
Widoki wszystko wynagradzają :)
UsuńPlany na Niżne obejmują przejście główną granią?
Taki mieliśmy zamiar żeby je przejść od razu z Telgartu do Donował. Po prostu jakbym miał jeździć tam na jednodniowe, góra dwudniowe wypady, to nie wiedziałbym za co się zabrać, poza pierwszą wizytą, bo wiadomo że na pierwszy raz wybrałbym Chopok z Dziumbirem :P
UsuńGłówna grań to bardzo dobry plan na wyjazd. Szedłem nią właśnie tak jak Ty i bardzo mi się podobała wycieczka. I masz rację, że najlepiej smakuje zrobiona po całości za jednym razem.
UsuńŚwietny wypad i nie zaprzeczę - bardzo żałowałem, że byłem zmuszony zrezygnować :/
OdpowiedzUsuńNa szczęście znalazł się czwarty do kompletu ;)
Szkoda, że nie dałeś rady pojechać z nami. Oby następnym razem już nic nie stało na przeszkodzie ;) Chociaż dwa tygodnie później już się widzieliśmy w Karkach, ale to się nie liczy :P
UsuńDla tak pięknych widoków warto się trochę pomęczyć. Zdjęcia rewelacyjne. :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńTatry Wysokie i Zachodnie wyglądają rewelacyjnie z Niżnych. Zwłaszcza przy takiej przejrzystości powietrza.
Cóż, można rzec, że zimą przezorny zawsze w rakiety ubezpieczony :P Pięknie wyglądają zimowe Niżne, świetne zdjęcia. A to to już ogólnie przefantastyczne: https://lh3.googleusercontent.com/-GN9TOYQZbKY/VSB_-6xilXI/AAAAAAABGlc/8oOCIzG4ihk/s1000/P1310806.JPG Pozdro :)
OdpowiedzUsuńRakiety zimą to podstawa! Dzięki temu, szło mi się dużo lepiej niż reszcie, ale wiadomo, tempo grupy jest determinowane przez najwolniejszego - w tym przypadku, przez najbardziej zapadającego się w śniegu ;)
UsuńWschód był świetny i bardzo zaskakujący dla nas. Chodzi oczywiście o chmury, któe pojawiły się tylko o wschodzie. Wcześniej nie było ich, później również znikły. Widać chciały tylko poprawić widowisko o wschodzie :P I dzięki nim wyszło super.
Podziwiam, że w tak trudnych warunkach nie zniechęciliście się do dalszej wspinaczki. Ale warto było. widoki rewelacyjne a wschód i zachód słońca zapiera dech. Fantastyczne zdjęcia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPierwotne plany uległy skróceniu, bo w tym śniegu, nie bylibyśmy w stanie przejść tyle, ile planowaliśmy. Ale o rezygnacji nie było mowy - Ďumbier przyzywał, a pogoda była dobra :)
UsuńBeautiful! :)
OdpowiedzUsuńThanks :)
UsuńZdjęcia zapierają dech w piersiach a taki wypad to duże wyzwanie. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńW zimie to jednak jest klimat:) Na razie takie wycieczki są poza moim zasięgiem ale czytając relację aż chciałoby się brnąć w tym śniegu:)
OdpowiedzUsuńJest, jest. Dlatego też, to najlepsza pora roku ;)
UsuńWszystko w swoim czasie, nie ma się jednak co bać zimy i biwaków w tych warunkach. Oczywiście będąc odpowiednio przygotowanym. Ale to oczywiste.
Ja też już tęsknię za zimą i tymi białymi widokami w około. Chciałoby się pochodzić w rakietach...
Ale wyzwanie!!! Szacun.
OdpowiedzUsuń