Gdy latem wszedłem na Mnicha, powiedziałem, że szybko na niego nie wrócę, bo jakoś mnie tutaj nie ciągnie. Nie minęły jednak 4 miesiące, a ja znów próbowałem wejść na jego wierzchołek. Jak widać, rzeczywistość jest bardzo przewrotna ;)
Piątek, 2 stycznia 2015
Schronisko w Dolinie Roztoki, , Wodogrzmoty Mickiewicza, , Morskie Oko, , Wodogrzmoty Mickiewicza, , Schronisko w Dolinie Roztoki
Jak zapowiadałem w poprzednim, sylwestrowym wpisie o zdobyciu Łomnicy tatrzański ciąg dalszy nastąpił ;)
Ten dzień zapowiadał się kiepski pogodowo, więc nigdzie nam się nie śpieszyło. Planów żadnych nie było, bo i gdzie iść jak pada i wieje? Wtedy posiedzenie w ciepłym pokoju jest dobrym pomysłem i nie szkoda tak tego poranka.
Dopiero koło 10 pakujemy rzeczy i wychodzimy do Roztoki. Zakupujemy w pobliskim sklepie to, co prawdziwemu turyście schroniskowemu potrzebne. Mowa oczywiście o piwie, bo po co przepłacać w schronisku, skoro można przynieść ze sobą dobre, słowackie piwo?
Część dalsza to drałowanie asfaltem. Najpierw do kasy na Palenicy, gdzie spotykamy dłuuugą kolejkę do wejścia. Ehh, takie uroki późnego wychodzenia na szlak. Ale już 20 minut później przechodzimy na drugą stronę barierek i dalej idziemy asfaltem aż do Wodogrzmotów Mickiewicza .
Tam odbijamy w lewo i schodzimy w dół, do najlepszego tatrzańskiego schroniska ;)
W schronisku meldujemy się w pokoju zarezerwowanym przez znajomego i po pewnym czasie wychodzimy jednak na szlak, bo szkoda przesiedzieć tak cały dzień. A co do tego pokoju, to miejsca rezerwował znajomy, który wraz z ekipą miał zaplanowany wyjazd w Tatry już od dłuższego czasu. Pojawili się dopiero wieczorem.
Celem dzisiejszej krótkiej wycieczki stało się Morskie Oko, bo blisko, a ładnie. No i jeszcze nie widzieliśmy go zimową porą. Drogi nie ma co opisywać, bo nudna, znana i monotonna. Za to pokażę kilka widoków z Włosienicy i znad samego stawu.
Dość szybko ujrzeliśmy takie oto chmury soczewkowe, co znaczyło, że mocno wieje. W lesie jednak nie było tego czuć.
Dopiero w okolicach Włosienicy dało się odczuć mocne podmuchy wiatru. A dzięki temu, że to sporej wielkości polana, ujrzeliśmy też ośnieżone okoliczne szczyty:
Mięguszowiecki Szczyt Pośredni i Wielki, Cubryna, Mnich i Zadni Mnich.
Niżni Żabi Szczyt, Grań Apostołów, Marusarzowa Turnia.
Grań Mięguszy znad Moka.
Chwilę posiedzieliśmy nad wietrznym Morskim Okiem, pooglądaliśmy widoki i zaczęliśmy schodzić. Całkiem fajna wycieczka i jeżeli ktoś chce pooglądać prawdziwie wysokogórskie krajobrazy, a nie chce zbytnio się zmęczyć, to Morskie Oko jest dobrym wyborem. Zresztą jest to popularne miejsce, o czym wszyscy wiedzą :-)
Po powrocie do schroniska prysznic z zimną wodą (była jakaś awaria, akurat jak poszedłem się umyć). Potem pojawia się znajomy z Lublina wraz z ekipą i trochę schodzi na rozmowach i snuciu planów.
Dowiaduję się również, że trzy osoby z naszego pokoju są na indywidualnym kursie turystyki wysokogórskiej i jutro wybierają się na Mnicha. Podsuwają mi tym samym pomysł na kolejny dzień, bo specjalnie nie miałem pomysłu co by tu porobić – warunki śniegowe były kiepskie, a pogoda nie za fajna, więc nie chciałem ryzykować nic dłuższego następnego dnia.
Z perspektywy czasu wiem, że mogłem wybrać też inny cel, ale to okazało się później. Wcześniej nie wie się, czy dany żleb jest bezpieczny, więc lepiej nie ryzykować niepotrzebnie. Grunt to bezpieczny powrót.
Sobota, 3 stycznia 2015
Schronisko w Dolinie Roztoki, , Wodogrzmoty Mickiewicza, , Morskie Oko, , Dolina za Mnichem, Mnich, Dolina za Mnichem, , Morskie Oko, , Wodogrzmoty Mickiewicza, , Schronisko w Dolinie Roztoki
Wstajemy późno i nad Morskim Okiem pojawiamy się przed godziną 10. Wpis do książki wyjść i ruszamy w górę. Jak widać, pogoda dzisiejszego dnia diametralnie inna niż wczoraj.
Podejście do rozwidlenia szlaków w Dolinie za Mnichem jest generalnie przetarte. Chociaż zdarzały się fragmenty totalnie zawiane, mimo iż w zasięgu wzroku przed nami szła inna ekipa. Wiatr jednak robił swoje. Na szczęście wraz z nabieraniem przez nas wysokości, poprawiała się również pogoda. Wiało cały czas, jednak przynajmniej chmury znikły.
Żabi Szczyt Wyżni, Niżne Rysy, Rysy.
Chwilę postoju robimy w miejscu odbicia ze znakowanego szlaku w stronę Mnicha. Tu też zakładamy raki, bo chociaż dalsza droga jest nieprzetarta, to jednak zdarzają się miejsca z oblodzeniem. Dopiero powyżej Mnichowych Stawków spotykamy schodzącą z Mnicha dwójkę, przez co dalsza droga robi się trochę lepsza – przynajmniej jest przetarte :)
Sam Mnich prezentuje się godnie przyprószony warstwą śniegu.
Dochodzimy do miejsca, gdzie kończy się pierwszy wyciąg Zacięcia Robakiewicza i zostawiamy tam zbędne rzeczy, w tym plecaki. Jak się później okaże, zostało tam również coś więcej, niż tylko zbędne wyposażenie, ale o tym jeszcze nie pomyśleliśmy ;)
Bierzemy sprzęt i ruszamy. Mija nas tu również przewodnik z chłopakiem, z indywidualnego kursu. Idziemy więc za nimi, a za nami jeszcze jedna para. Tak więc są tu trzy zespoły, jednak atmosfera jest dużo lepsza niż latem.
Stanowisko zakładam na platformie pod słynną „płytą” i po chwili dochodzi do mnie Kasia.
W tym momencie uświadamiam sobie, że nie wziąłem aparatu, więc pstrykam jakąś fotkę telefonem. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, bo jednak jest on mało poręczny i trzeba uważać, by go nie zgubić ;)
Samo stanowisko jest pewne, bo to taśma dookoła dużego głazu, ale z braku lepszych fot, niech będzie :P
By wejść na płytę, pokonuję lekko przewieszony prożek. Nie było to tak łatwe jak latem i zajęło mi chwilę czasu, ale się udało. Samą płytę pokonałem bardzo sprawnie, problemy zaczęły się powyżej niej. Jak widać dolna część płyty była pokryta śniegiem, co ułatwiało sprawę.
Dopiero ponad nią jest trudniej. Trzeba obejść blok szczytowy i wejść na niego od lewej strony. Najlepiej zrobić to trochę niżej niż pod samym blokiem, bo tamten trawers jest wypychający. Mnie wręcz wypchał, przez co zaliczyłem ok. 6 metrowy lot. Ale niebieska kość CT (nr 9) dzielnie spełniła swoją funkcję i utrzymała lot.
Przy kolejnej próbie poszedłem niżej i udało mi się pokonać to problematyczne miejsce. Stan zakładam poniżej bloku szczytowego, w miejscu gdzie są dwa ringi. Tu też stoi chłopak od przewodnika, bo czeka na dwie dziewczyny, po które poszedł przewodnik.
Ściągam tu też Kasię, w międzyczasie doszedł przewodnik i zrobiło się tłoczno, bo było już 6 osób, a za chwilę przyszła i siódma.
Do wierzchołka nie jest już daleko (chyba 4-5m w pionie), ale trudno. Skała jest kompletnie zalodzona, a lód jest bardzo cienki, co utrudnia wejście. Dodatkowo zaczyna coraz mocniej wiać i słońce już zaszło, więc robi się ciemno. A w plecakach na dole zostały czołówki ;) Swoją drogą tu ciekawostka, to samo spotkało inne zespoły, w tym nawet przewodnika, który jest TOPRowcem! Chwila rozmowy, czy ktoś podejmuje się wejścia na szczyt i gdy nikt nie wyraża takiej chęci, stwierdzamy, że zjeżdżamy. Dla ułatwienia operacji, zostawiam na stanie swoją taśmę oraz karabinek i umawiam się ze współlokatorami ze schroniska na przekazanie sprzętu później. Po dwóch zjazdach meldujemy się przy plecakach i zaczynamy zejście na dół.
Do Morskiego Oka dochodzimy tuż przed 18, przy silnym wietrze i zaczynającym prószyć śniegu. Gdy wypisuję się z książki wyjść, mijam ratowników szykujących sprzęt na nocną akcję. Później dowiadujemy się, że była to akcja po taternika, któremu w ścianie, w rejonie Bandziocha, spadła czołówka i nie mógł się ruszyć. Sama akcja sprowadzenia do schroniska trwała do godz. 5.34, a sprzątanie sprzętu ratowniczego do 8:30.
Zejście do Roztoki to monotonny spacer śliskim i zaśnieżonym asfaltem. Ale, że trasa znana, to i mija sprawnie.
Niedziela, 4 stycznia 2015
Schronisko w Dolinie Roztoki, , Wodogrzmoty Mickiewicza, , Palenica Białczańska
Tego dnia nad Tatry przyszło już totalne załamanie pogody. Wszystko skryte w chmurach, do tego sypie śnieg, więc bez żalu ograniczamy naszą aktywność jedynie do zejścia na Palenicę i zwiedzania knajp na Krupówkach ;) A potem powrót autobusami do Wrocławia.
Podsumowując naszą drugą część wyjazdu tatrzańskiego, również nasze plany nie wyszły w całości. Można wręcz powiedzieć, że nigdzie nie weszliśmy, bo przecież Mnich nie został zdobyty. Ale zdobyte doświadczenie na pewno zaowocuje w przyszłości i następnym razem będzie lepiej. W końcu, była to nasza pierwsza, poważna styczność z zimowymi operacjami linowymi. Niby robi się to samo co latem, ale jednak zima jest trochę inna, więc i wspinanie wygląda inaczej ;)
Lecz mimo tego, że szczyt nie został zdobyty, uważam nasze wyjście za bardzo udane. Chyba pierwszy raz cieszę się z wycieczki, na której nie udało się zdobyć zakładanego celu ;)
Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/100322683368167953190/TatryWysokieMnich2068M0203012015?noredirect=1
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Fajne soczewki chmurkowe.
OdpowiedzUsuńCiekawe ile jeszcze razy nieprędko nie wrócisz na Mnicha ;-)
Te chmury fajnie wyglądają, szkoda tylko, że są jednoznaczne z silnym wiatrem, który przeszkadza w wędrówkach.
UsuńA kiedy wróce na Mnicha, to na razie nie chcę mówić, pewnie wyjdzie kiedyś "przypadkiem" ;-)
Szczytu może i się nie udało zdobyć, ale tak jak napisałeś - zdobywanie doświadczenia też jest przecież bardzo cenne ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNowe doświadczenie na pewno się przydadzą :-)
UsuńKażdy wycof czegoś uczy.Szybko się rozwijacie. Super ;)
OdpowiedzUsuńJak widać nie tylko Wy mieliście wycof na swojej pierwszej zimowej drodze wspinaczkowe w Tatrach ;) Wcześniejszych lodospadów Wam nie liczę :P
UsuńCzasem sama droga może być celem. :)
OdpowiedzUsuńJak mam obrzydzenie do drogi do moka, to w wersji zimowej jest dla mnie bardziej znośna. Wystarczy asfalt przykryć śniegiem i jest o wiele lepiej.
Również nie lubię tego asfaltu do MOKa, ale już nauczyłem się traktować ten odcinek, jako konieczną drogę w góry. Zresztą podobną funkcję dla mnie pełnią również inne doliny, bo nie należę do osób, które lubią chodzić tylko dolinami dla widoków na okolicę.
UsuńAle fajnie, ciekawe jakbym się sprawiła na takiej wycieczce.. :) Artur, Twój blog mnie torturuje, że w tylu fajnych miejscach jeszcze nie byłam ;-)
OdpowiedzUsuńTrzeba sprawdzić, inaczej się nie dowiesz ;-)
UsuńWidzisz ile masz propozycji na wyjazdy? :P
Nie no w przyszłym sezonie zimowym, muszę coś podziałać bo zdziadzieję do reszty! Może nawet w okolicy chociaż - zimowy Mnich... nieeee, chyba bym się nie dał namówić ;)
OdpowiedzUsuńW sezonie letnim, w pogodny, spokojny, dzień powszedni inny temat. Mam tam do rozwiązania tematów parę. Kto wie może uda się wrócić do systemu: "raz do roku na Mnichu" ;)
Ciekawy system ;) Tylko nie jedź na niego w długi weekend jak kiedyś, bo spokojnie na pewno nie będzie :P
UsuńJa w okolicach MOKa też mam kilka celów na ten rok, ale to latem (chociaż zimą też chcę się tam kiedyś pojawić). Zobaczymy co z tego wyjdzie...
No przecież napisałem: "w pogodny, spokojny, dzień powszedni" ;)
UsuńŁadne zdjęcia otoczenia Morskiego Oka. Nigdy nie byłem tam zimą. Spacer po zamarzniętej tafli jeziora musi być też ciekawym doświadczeniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Spacer po zamarzniętych jeziorach daje możliwość spojrzenia na okolicę z zupełnie innej, nieznanej z lata perspektywy. Dzięki temu jest inaczej, może też trochę ciekawiej - właśnie przez to, że rzadziej oglądane.
UsuńPięknie!
OdpowiedzUsuńCiekawe doświadczenie :)
OdpowiedzUsuńA najważniejszym jest to, żeby nie zostawiać czołówki w plecaku :P
Usuń