Pełcznica


Nadeszła ładna niedziela, a nowe ekspresy nie mogły doczekać się kiedy zostaną wypróbowane. A ponieważ wyjazd miał być jednodniowy, jako cel obraliśmy Pełcznicę w Dolinie Szczawnika w okolicach Świebodzic.

Niedziela, 27 kwietnia 2014

Dojazd z Wrocławia do Świebodzic zajmuje obecnie godzinę. Ledwo się wsiądzie do pociągu, a już trzeba wysiadać. :P Ogólnie mogę powiedzieć, że po remoncie linia z Wrocławia do Szklarskiej jest całkiem przyjemna w jeździe jeśli chodzi o czas podróży.
Ze stacji w Świebodzicach ruszamy szlakiem w stronę rynku. Z niego udajemy się, początkowo szlakiem czerwonym, potem ścieżką dydaktyczną(?) w stronę Książańskiego Parku Krajobrazowego. Dojście do skał z asfaltu trwa dosłownie 3 minuty, a na całą drogę z dworca PKP trzeba liczyć około godziny.

Pełcznica jest skałą zbudowaną ze zlepieńców. Jej wysokość oceniam na jakieś 20 metrów, ale nie znalazłem oficjalnych pomiarów.

W momencie gdy z Kasią doszliśmy pod skałę, właśnie rozkładała się grupa z kursu jaskiniowego. Mówiąc dokładniej, mieli właśnie egzamin końcowy, czego dowiedziałem się później rozmawiając chyba z jednym z instruktorów.

No, ale nie przyszliśmy tu oglądać szkolenia, tylko wypróbować ekspresy :P Więc na początek wybieram się na Zuzię III (3R+RZ). Nie jest to trudna droga, ale jako pierwsza z dołem w skałach może być.

Droga biegnie na lewo od tego dużego przewieszenia. Jest przyjemna, chociaż początek był problematyczny. Głównym powodem takiego stanu rzeczy była cieknąca po skale woda. Sądząc po stanie kamieni, nie jest to sytuacja rzadka, bo skała pod przewieszeniem jest cała pokryta mchem/glonami.
Na górze zakładam wędkę i po mnie idzie Kasia. W sumie tą drogą szedłem trzy razy, z tego dwa na wędkę.

Następnie przechodzimy na Schody IV (7R+RZ). Jest to droga o nierównomiernie rozłożonych trudnościach, z wieloma miejscami odpoczynkowymi, na dużych półkach. Wg mnie, najtrudniejszy na całej drodze jest start. potem już jakoś idzie ;-)

Jednak, by nie było, że później nie ma co robić, to dłuższy odcinek z trudnościami zaczyna się od zacięcia w górnej części drogi i trwa do końca.

Tu, tak jak poprzednio, zakładam wędkę i Kasia opuszcza mnie na dół.

Następnie wchodzę w Siedemnaście Województw V (7R+RZ). Była to droga, którą chciałem dzisiaj zrobić, a dodatkowo polecał mi ją instruktor(?) z kursu speleo. Jest to kawał ładnego wspinania, po dużych i wygodnych chwytach. Dłuższy problem miałem przy przewieszeniu, ale ostatecznie udaje mi się to przejść z dołem.

Na górze zakładam wędkę i swoich sił z tą drogą próbuje Kasia. Niestety, po dojściu pod przewieszkę, długo walczy i ostatecznie musi zjechać. Przy powtórce drogi na wędkę już nie idzie mi tak dobrze. Chyba brakuje mi motywacji i raz nawet spadam, co Kasia oczywiście wyłapuje :P

Po zjeździe, w celu odzyskania motywacji, wybieram się na Kursancką V+ (2R+6S+RZ). Połowa drogi jest łatwa, potem robi się trudniej. Pojawia się przewieszenie, z którego trzeba wejść w taką większą rysę. W tym miejscu długo walczę, szukam sposobu by wejść wyżej. Ostatecznie chyba znajduję sposób jak to zrobić, wpinam ekspres w spita nad przewieszką, wybieram linę do wpinki i w tym momencie dostrzegam, że wypiąłem jednocześnie linę z niższego. ekspresa. Końcowo wpiąłem się do tego wyżej, biorę blok i stwierdzam, że to chyba droga na następny raz. Postanawiam więc przetrawersować do końcówki znanych mi już Schodów i przy opuszczaniu ściągnąć ekspresy.

Po tym męczącym epizodzie nastał czas na obiad, podczas którego mamy okazje oglądać końcówkę egzaminu oraz pakowanie sprzętu przez kursantów speleo.

A po nim ponownie wracamy pod znane nam już Schody, gdzie tym razem Kasia idzie z dołem.

Idzie jej to sprawnie i dość szybko jest na górze.

Opuszczam ją na dół i przenosimy się tym razem w drugi koniec skał, na linię o nazwie Szusza IV+ (8R+ST). Jest to długa linia (30 m liny to za mało by wejść i zjechać!), przechodząca na lewo w środku. Jednak pomimo zmiany jej przebiegu jest bardzo logiczna, bo wiedzie zacięciem, omijając wszystkie trudności okolicznych przewieszeń. Droga bardzo mi się spodobała, jest przyjemna w przejściu. Niestety rysa w zacięciu była mokra, co utrudniało pewne chwyty.

Moją ostatnią drogą na tej skale było Bez Kantów V+ (5R+RZ). Początek to pochyła płyta z małymi stopniami i kilkoma chwytami oraz kantem po lewej (myślę, że można go używać wbrew nazwie) wyprowadzająca na wygodną półkę pod sporym przewieszeniem. Na tej też półce utykam na dłuższy czas, bo nie mogę znaleźć miejsca z następnym ringiem. Nie mam jakoś ochoty próbować przewinięcia nad okapem bez wpinki powyżej, mając w perspektywie ewentualne wylądowanie plecami na półce w przypadku odpadnięcia. No, ale udaje mi się ostatecznie wpiąć ekspres i wejść wyżej, skąd do ringu zjazdowego jest już blisko.

Teraz czas na przewiązanie do zjazdu i Kasia opuszcza mnie na dół.

Po drodze montuję jeszcze punkt, na którym mamy okazję poćwiczyć operacje linowe.

Po tym pakujemy rzeczy i udajemy się na pociąg do Wrocławia. Na stację wchodzimy dosłownie 2 minuty przed przyjazdem pociągu, więc nie mamy czasu się nudzić na dworcu :-P

I to by było na tyle z pierwszego, prawdziwie wspinaczkowego (bo już nie tylko wędka) wyjazdu w skały. Już nie mogę się doczekać kolejnych okazji. Ciekawe czy będzie to ponownie Pełczyca, czy może już inny rejon? Bo ta skałą bardzo mi się spodobała.




Lubię wiedzieć, że moje wpisy są przydatne, albo chociaż miło się je czytało ;) Dlatego każdy komentarz cieszy (nawet krótki).

Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Komentarze

  1. Ech... moje rejony! Chodziło się z chłopakami "wspinać" - gdzieś na boku wiązaliśmy do drzew ukradzioną z budowy linę i wio. Że się nikomu nic nie stało to cud :) Na samej górze jest sympatyczny punkt widokowy na Swiebodzice i Wąwóz Szczawnika. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to następnym razem będę musiał wdrapać się na górę by zobaczyć co stamtąd widać.
      A pewnie wtedy nawet nie byliście świadomi, że coś się może stać ;-)

      Usuń
  2. No, to pierwsze koty za płoty - myślę, że warto się od razu przyzwyczajać do wspinania na prowadzeniu, żeby potem nie mieć oporów (niestety coś o tym wiem:P).
    Widzę poza tym, że wspinaczka Cię wciąga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że warto chodzić z dołem, by nie bać się później wychodzić ponad przelot. Chociaż wiadomo, że trzeba bardziej uważać niż z wędką, bo lot będzie dłuższy i trudniejszy do wyłapania przez asekuranta niż przy górnej asekuracji.
      Ano, wciąga, ale skałki to tylko przygotowanie do gór :-) W końcu góry są ciekawsze niż skałki. Już nie mogę się doczekać, kiedy będę miał okazję użyć liny trochę wyżej.

      Usuń
  3. Widzę, że przerzuciłeś się z trybu wędrownego na osiadły :-p Następnym razem jednak liczę na relacje krajoznawczą z okolic Doliny Szczawnika ;-)
    Acz nieźle rozkręcasz się wspinaczkowo, ciekawe co będzie dalej. W każdym razie trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać cywilizuję się powoli :-P
      Może jakaś relacja się pojawi i z tego, bo już tym razem miałem w planach pozwiedzać okolicę i zajść m.in. do Starego Książa, ale skały za bardzo wciągnęły ;-)

      Usuń
    2. Jednak myślę, że z tym cywilizowaniem to tylko taka podpucha :p
      A na skałki trza uważać, muszą znać swoje miejsce w szeregu - wszak są tylko dodatkiem do gór ;)

      Usuń
  4. Nie dla mnie takie wdrapywanie się na skały, ale podziwiam tych, którzy uprawiają ten sport.
    Za to zdjęcia super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że nie wszyscy muszą się wspinać ;-)

      Dzięki, a część zdjęć jest autorstwa Kasi.

      Usuń
  5. Góry Wałbrzyskie znam lakonicznie. Minęło już kilkanaście lat kiedy byłem tam ostatnio. Robiłem wtedy punkty na dużą GOT :) ale kiedy to było? Sudety trochę daleko i trudno się żebrać na jeden dzień. Natomiast Twoja relacja jest zachwycająca i zachęcająca. Po za tym bardzo przyjemne ujęcia. Ach... te góry :))))
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie zbierałem takich punktów. Ale za to poznaję nowe pasma kierując się różnymi koronami jak Korona Sudetów, Korona Gór Polski itp. Zawsze to jakaś dodatkowa motywacja, żeby gdzies pojechać :-)
      Ja mam podobnie z Beskidami, bo twierdzę, że za daleko na jeden dzień. Ale z Tatrami to potrafię nawet na pół dnia pojechać i mi czasu nie szkoda :P

      Usuń
  6. Ładnie podziałaliście i rejon widzę też bardzo klimatyczny. Skąd miałeś topo jeżeli można wiedzieć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Topo znalazłem tutaj: http://www.climb.pl/wp-content/uploads/2010/01/topo_pelcznicy.pdf

      Usuń
  7. No ładnie, widzę że się rozkręcasz! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Powoli a do przodu.
    Masz w swojej okolicy mnóstwo fantastycznych rejonów, nic tylko eksplorować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, rejonów mam dużo i co najważniejsze są one bardzo zróżnicowane. Teraz tylko pogody i czasu potrzeba, a się z nimi zapoznam :)

      Usuń
  9. Super wpis, ładne zdjęcia, trochę przydatnych informacji.Jutro jadę samemu zmierzyć się z Pełczą ;) Dzięki za wpis i powodzenia w dalszym łojeniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i mam nadzieję, że wspin się udał, a miejscówka spodobała :)

      Usuń

Prześlij komentarz