We wszystkich mediach straszyli ochłodzeniem, nadejściem zimy i opadami, generalnie warunkami nie zachęcającymi do wędrówek górskich. Jednak czwartkowy rzut oka na prognozę na ICM’ie daje pewne nadzieje, więc decyzja może być tylko jedna - jadę. Namawiam jeszcze Kasię i stwierdzam, że warto byłoby rozpocząć sezon zimowy godnie, czyli w opcji namiotowej. Więc jednocześnie będzie to nasz pierwszy biwak zimowy.
Piątek, 30 listopada 2012
Międzylesie, , Pisary, , Trójmorski Wierch
Ruszamy z Wrocławia o 14:49 pociągiem Regio i o 17:13 jesteśmy już gotowi do drogi. Nakładamy czołówki i ruszamy na czekający nas marsz asfaltem, potem utwardzoną drogą , która z czasem zmienia się w zwykłą polną, którą wychodzi się w Pisarach. Po dojściu do zielonego szlaku naszym głównym punktem orientacyjnym stają się słupki graniczne, ponieważ oznaczenie jest bardzo kiepsko widoczne. Kilka razy wchodzimy w chmury, co ogranicza widoczność do kilkunastu metrów, jednak większe trudności zaczynają się dopiero w okolicy przejścia Horní Morava, gdzie do chmur dochodzi padający śnieg. Na szczyt dochodzimy po 21, szybko rozbijamy namiot i chowamy się do środka przed wiejącym wiatrem i padającym śniegiem.
Podczas wkręcania gazówki do kartusza coś dziwnie gwint chodzi, jednak kuchenka działa, więc nie przejąłem się tym. Chociaż, jak się później okaże, będzie to miało pewne znaczenie.
Sobota, 1 grudnia 2012
Trójmorski Wierch, , Śnieżnik, , Słoń
Rano pobudka przed 7 i słyszę, że na dworze widać niebo, jest więc nadzieja na wschód słońca. Niestety chmury mają o tym inne zdanie i gdy planowo wychodzę na zewnątrz by wdrapać się na wieżę mogę jedynie obserwować chmury.
Postanawiam jednak zaufać prognozom i wracam do namiotu na śniadanie i dalszy sen, w końcu mam weekend :-D Czekanie się opłaciło i już o 9:45 mogę raczyć się pięknym, błękitnym niebem oraz rozległymi widokami ze szczytu.
Tym sposobem w dalszą drogę ruszamy o 11, więc dość późno, jednak nasz pierwotny plan dojścia w okolice Przełęczy Trzech Granic uległ zmianie pod wpływem prognoz i aktualnie kończy się na Śnieżniku. Więc na taką trasę czasu mamy aż nadto.
Idzie się bardzo przyjemnie, jest lekki mróz, leży trochę świeżego śniegu, ale nie utrudnia on poruszania. Widoki na odcinku do Małego Śnieżnika są dość ograniczone, widoki są tylko w miejscach, w których brakuje dużych drzew. Na Małym Śnieżniku znajduję jedną z takich dziur w drzewostanie i dostrzegam pod sobą jedynie biel. W tym momencie już wiem, że prognozy się sprawdzają i tylko mam nadzieję, że takie warunki utrzymają się do wieczora.
Dalej to przez spory odcinek marsz bez szlaku, wzdłuż granicy, a następnie dojście do właściwego szlaku przez las. W schronisku jesteśmy po godz. 13 i spędzamy tam jakieś 1,5h, bo i tak nigdzie nam się nie śpieszy. W schronisku udało mi się zdobyć oprócz standardowo dostępnych pieczątek, również te spod lady, które gospodarz przybija osobiście. Co prawda wysłuchałem jednocześnie trochę kpiących uwag kilku osób stojących w kolejce o takim „hurtowym” zbieractwie pieczątek, ale myślę, że głównie narzekali na dodatkowy czas czekania do bufetu ;-) W końcu jednak zbliżająca się pora zachodu słońca motywuje nas do opuszczenia tego lokalu i udania się na najwyższy szczyt masywu, wcześniej jednak możemy podziwiać Czerniec i Anenský vrch spod schroniska, a prezentują się naprawdę wybornie wśród chmur
Wraz z nabieraniem wysokości i przerzedzaniem się drzew, widać coraz więcej, a widoki robią się coraz ciekawsze. Jednak dopiero po wyjściu na kopułę szczytową mamy pełną paletę tego, co w takich warunkach oferuje nam przyroda. Aż nie wiedziałem co najpierw fotografować…
Czy Trójmorski Wierch ledwo wystający ponad chmury
Czy południowy grzbiet odchodzący od szczytu, o którego zbocza rozbijały się kolejne „morskie” fale chmur
Można również przejść na północną część szczytu, skąd pięknie prezentowały się wystające ponad chmury Karkonosze czy zdecydowanie bliższa Czarna Góra
Jednak jak na tą chwilę największe wrażenie zrobił na mnie widok w jeszcze inną stronę, a mianowicie południowy-wschód, gdzie ujrzałem Hrubý Jeseník oraz górującego nad nim Praděda.
Jednak prawdziwy spektakl miał dopiero nadejść, wraz z zachodzącym słońcem. Tego pokazu czerwieni, żółci i pomarańczy na wcześniej białych chmurach nie można opisać słowami, to trzeba po prostu zobaczyć :-)
Udało mi się również ponownie odnaleźć pamiątkowy krzyż ku pamięci Petra Sedláka
W promieniach zachodzącego słońca pięknie prezentował się również masyw Keprníka
Gdy już słońce zaszło, zaczęliśmy iść w stronę słonia przy ruinach schroniska księcia Liechtensteina, mijając po drodze źródło Morawy. Na miejscu rozbiliśmy namiot z widokiem na Hrubý Jeseník. Pogoda dalej była wręcz idealna, zero chmur, minimalny wiatr. Nocą wystarczyło otworzyć namiot by cieszyć się takim widokiem
Jednak nie był to koniec przygód jak na ten dzień. W momencie gdy wkręciłem kuchenkę w kartusz i odpaliłem zobaczyłem dziwną niestabilność płomienia. Zakręciłem kurek, jednak nie było żadnej reakcji, gaz dalej leciał i się palił, jedynie płomień zaczął dziwnie „skakać”, aż pojawił się płomień tak wysoki, że lizał tropik przedsionka. Na szczęście między dołem tropiku a śniegiem było na tyle dużo miejsca, że udało mi się wyrzucić ten kartusz tą drogą, który po chwili zgasł. Inaczej mogłoby nie być za ciekawie... Po późniejszych oględzinach wiem, że poszedł gwint kuchenki, aktualnie nie można już jej nawet wkręcić w kartusz. Cóż, efektem tego zdarzenia był brak gorącej wody, a co za tym idzie również ciepłego posiłku na koniec dnia. Z tego powodu musieliśmy zadowolić się połową tabliczki czekolady, dwoma mini Lionami oraz na pół zamarzniętym chlebem, z taką samą konserwą.
Niedziela, 2 grudnia 2012
Słoń, , Śnieżnik, , Hala pod Śnieżnikiem, , Przełęcz pod Chłopkiem, , Stronie Śląskie
Rano wstaję przed 7, wyglądam z namiotu i widzę pojedyncze chmurki dające szansę na ładny początek dnia. Niestety, wschodu słońca nie widzimy, bo kilkanaście minut wcześniej przychodzą gęste chmury zasłaniające całkowicie otoczenia. Pozostaje więc poranne ogarnięcie przy temp. -7 st. w namiocie i ruszenie do schroniska „Na Śnieżniku” w celu zdobycia wrzątku na śniadanie, bo niestety kuchenka dalej nie działa.
Tego dnia większość trasy idziemy w chmurach, częściowo towarzyszy nam padający śnieg.
Tym sposobem dość szybko pokonujemy dzielącą nas odległość od Stronia Śląskiego, w którym jemy pizzę w pizzerii o nazwie Car Pizza mieszczącej się w samochodzie. Prawdę mówiąc „lokal” nie wygląda zachęcająco, jednak pizza jest bardzo dobra, naprawdę polecam :-) Pozostało już tylko poczekać na autobus do Wrocławia o 16 i tym samym zakończyć wycieczkę.
Podsumowując była to dla mnie bardzo udana wycieczka, po raz kolejny Śnieżnik ugościł mnie rewelacyjnymi widokami na całą okolicę. Jako dodatkowy plus mogę dodać pierwsze zimowe biwaki, przeżyłem, spodobały mi się i na pewno jeszcze kiedyś spędzę tak kilka nocy ;-)
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Komentarze
Prześlij komentarz