W ostatnim czasie w mediach słychać ciągle, czy to o "Złotym Pociągu" koło Wałbrzycha, czy też o jakichś tunelach w okolicy. Fakt, temat bardzo medialny, więc jest o nim głośno. Ale ja chciałbym wspomnieć trochę o historii poniekąd związanej z tymi odkryciami. A mianowicie odwiedzimy miejsca w Górach Sowich, w których w czasie II Wojny Światowe, więźniowie mieszkali i pracowali, a nierzadko również umierali. Następnie pokonamy trasę Marszu Śmierci z lutego 1945 na trasie Włodarz - Trutnov.
Opisana wycieczka, odbyła się w sierpniu, ale część zdjęć z Sobonia pochodzi z wcześniejszej wycieczki w to samo miejsce z czerwca.
Sobota, 20 sierpnie 2011
Dojazd do Głuszycy z Wrocławia tradycyjnie, najpierw pociągiem REGIO do Wałbrzycha Głównego, a następnie KD do Głuszycy, skąd idę w stronę stawów, gdzie czekam na resztę ekipy, która jedzie z Wrocławia busem.
Najpierw idziemy drogą, którą kiedyś wiodły tory kolejki wąskotorowej, zatrzymując się na chwilę przy pozostałościach podobozu Märzbachtal. Stąd idąc dalej śladem kolejki/leśną drogą/na przełaj doszliśmy do wejścia nr 1 sztolni kompleksu Soboń, które wewnątrz jest zalane wodą i wygląda tak
Sztolnia jest na tyle duża, że spokojnie można w niej chodzić wyprostowanym, miejscami jest zalana wodą, widać również podkłady kolejowy czy belki podtrzymujące strop. Wg mnie jest to bardzo ciekawe miejsce.
Wewnątrz znajduje się też jedno ceglane pomieszczenie, najpewniej było miejscem przechowywania materiałów wybuchowych używanych podczas prac w tym obiekcie.
W jednym z korytarzy bocznych zatrzymaliśmy się na chwilę, zapaliliśmy znicz na upamiętnienie więźniów, którzy zginęli w trakcie prac w tym obiekcie i zostawiliśmy zeszyt, jako kronikę tego miejsca (z tego co wiem, półtora miesiąca później zeszytu już tam nie było).
Po opuszczeniu sztolni podeszliśmy w stronę szczytu Sobonia, gdzie oglądaliśmy zbiorniki wody.
Dalej szliśmy lasem do podobozu Lärche, gdzie widać fundamenty i pozostałości po obozowych budynkach. Przy jednym z fundamentów zapaliliśmy znicz.
Dalej szliśmy m.in. po trasie kolejki wąskotorowej i innych drogach leśnych w stronę stacji PKP w Głuszycy Górnej
Stąd poszliśmy czarnym Szlakiem Martyrologii na cmentarz ofiar faszyzmu w Kolcach. Są tam pochowani więźniowie z obozów w tym rejonie. Również tutaj zapaliliśmy znicz i pomodliliśmy się za nich.
Następnie poszliśmy do kompleksu Osówka, po drodze oglądając budynek podobozu w Kolcach. Sztolnie tego kompleksu są dużo większe niż w Soboniu i są udostępnione do zwiedzania.
Po zwiedzaniu oraz zjedzeniu kolacji poszliśmy w stronę kompleksu Włodarz. Po drodze zobaczyliśmy obiekty naziemne w okolicach Osówki oraz pionowy szyb do sztolni. Dodatkowo obiekty Kasyno i Siłownię.
Po drodze mija się też skamieniałe worki cementu, które w niektórych miejscach wyglądają niczym betonowy mur (długi na wiele metrów).
Ponieważ było już późno, nie zwiedzaliśmy sztolni Włodarza, tylko udaliśmy się do pomnika upamiętniającego ofiary kompleksu Riese, gdzie zakończyliśmy pierwszą część naszej wędrówki.
Druga część trasy, to przejście trasy Włodarz - Trutnov, jaką więźniowie AL „Riese” przechodzili podczas ewakuacji obozu w roku 1945. Im ta trasa, około 60km, zajęła 3 dni. Trzeba jednak pamiętać, że byli to ludzie wykończeni ciężką pracą w obozach, chorobami i głodem.
My ruszyliśmy równo o godzinie 21. Po drodze zapaliliśmy znicz przy pomniku ofiar faszyzmu w Mieroszowie.
Po drodze spaliśmy godzinę w wiacie koło Czartowskich Skał, a idąc drogą, w okolicach Przełęczy Strażnicze Naroże, zastał nas piękny wschód słońca.
Podeszliśmy również na cmentarz więźniów w Chełmsku Śląskim.
Ostatni etap wędrówki, to dłużący się marsz asfaltem do punktu kończącego Marsz Śmierci, czyli dworca kolejowego w Trutnovie doszliśmy o godz. 14 w niedzielę, czyli 17h od wyruszenia na trasę. Tutaj też zapaliliśmy znicz, pomodliliśmy się za ofiary Marszów Śmierci. Po czym szynobusem pojechaliśmy do Jeleniej Góry, gdzie przesiedliśmy się do pociągu do Wrocławia.
W tym miejscu chciałbym jeszcze zacytować wspomnienia więźniów związane z Marszami Śmierci. Wszystkie poniżej zamieszczone cytaty pochodzą z pliku "Obóz pracy w Mieroszowie.pdf" ze strony www.mieroszow.cba.pl
Samuel Goetz więzień obozu Gross Rosen tak wspomina ten czas:
„ ……2 stycznia 1945 r. staliśmy na apelu. Było jeszcze ciemno. Panował przerażający chłód. Po przeliczeniu wymaszerowaliśmy w kolumnie piątkowej. Ziemia pokryta była śniegiem, a my musieliśmy maszerować bez ciepłych ubrań, mając jedynie pasiaste uniformy otrzymane w obozie Gross Rosen. Maszerowałem żwawo, a straże SS szły obok kolumny dbając by nikt z więźniów nie uciekł. Po całym dniu marsza grupa doszła do kolejnego obozu KZ Friedland, następnej filii obozu Gross Rosen. Dostałem trochę zupy i zasnąłem na drewnianej podłodze baraku. Wczesnym rankiem 3 stycznia wyszliśmy z Friedlandu. Podczas marszu przelotnie widziałem niewielkie miasta i wsie, które mijaliśmy. Starałem się dowiedzieć, gdzie jesteśmy, czytając tablice informacyjne. Domyśliłem się, że nasza kolumna przemieszcza się na południe. Noc spędziliśmy w drewnianych szopach używanych do przechowywania sprzętu rolniczego. Można było tam jedynie stać, więc zasnąłem opierając się o zimną stal jakiejś maszyny …… (źródło internet: "wspomnienia ocalonego z ognia”
Mieszkaniec friedlandu Giinter Boehm w rodzinnej kronice pisze, że był naocznym świadkiem przemarszu przez Mieroszów więźniów z obozów koncentracyjnych:
„W marcu 1945 r. na ulicach nie było śniegu, co w górach wałbrzyskich było niezwykłe o tej porze roku….Byłem praktykantem w Volksbank we Friedlandzie. Pewnego dnia usłyszałem na ulicy Schweidnitzer (Dąbrowszczaków) maszerującą dużą kolumnę więźniów, których klekot drewnianych butów na kostce brukowej słyszę do dziś. Pan Oskar Breuer z banku również usłyszał ten klekot i wezwał mnie na mały balkon (prawdopodobnie był to balkon przy ul. Dąbrowszczaków 8). Widzieliśmy dużą liczbę więźniów ubranych w niebiesko-szare pasiaki. Pierwsza grupa liczyła po 8 do 10 więźniów w rzędzie, którzy szli z wysoko podniesionymi głowami, ale już w dalszej części kolumny widok był przerażający. Niektórzy więźniowie słaniali się na nogach, inni wspierali się na ramionach kolegów. To był widok godny pożałowania. Pan Breuer nie powiedział ani słowa, tylko potrząsł głową i poszedł do swojego biura. Byłem w szoku i lęku. Mój przyjaciel Hans później powiedział mi, że w Rosenau (Różana) musiał iść z zaprzęgiem konnym za kolumną maszerujących. Więźniów, którzy po drodze umarli albo ich zastrzelono musiał zbierać z przydrożnych rowów. Chowani byli w dołach przesypywanych wapnem.
Droga marszu prowadziła przez Rosenau (Różana),Raspenau (Łączna),Schomberg (Chełmsko
Śląskie)do Trutnov w Czechach."
Edmund Szenkowski opisuje swój marsz śmierci:
„Pognano nas w kierunku Walimia. Konkretnie w kierunku Rzeczki i tam była zbiórka. Z wszystkich stron widać było dochodzące kolumny więźniów. Niemcy strzelali nie do ludzi tylko do góry Schneller, Schneller. Ustawiono nas w jedną kolumnę. Niemcy chodzili, przeliczali z jednej, z drugiej strony, i „Odmaszerować”. Z przodu Niemcy z tyłu Niemcy z psami. No i pomaszerowaliśmy. Pamiętam marszrutę. Szliśmy przez Mieroszów. Z tym, że po drodze padali ludzie, którzy nie wytrzymywali trudów. Tych dobijano strzałem z pistoletu i do rowu zrzucano, jak był rów, jak nie, to gdzieś na pobocze. Dalej nas pognano do Kamiennej Góry”.
Podczas tej wyprawy, swoją wiedzą na tematy związane z historią dzielił się z nami znany z komentarzy pod wpisami Paweł Kukurowski, dzięki któremu, mogliśmy dużo dowiedzieć się o miejscach, które odwiedzaliśmy.
Więcej zdjęć:
Z Marszu Śmierci - https://picasaweb.google.com/100322683368167953190/MarszSmierci2021082011
Ze sztolni Sobonia - https://picasaweb.google.com/100322683368167953190/GorySowieSztolniaSobonNr12KopalniaSilberloch23062013
Relacja z późniejszych odwiedzin w Soboniu - http://www.goryponadchmurami.pl/2013/06/gory-sowie-sztolnia-sobon-nr-1-2_2740.html
Relacja Pawła Kukurowskiego z większą liczbą faktów historycznych. Polecam w celu lepszego zorientowania się z naszą trasą i jej historią - http://forum.sudety.it/viewtopic.php?p=33444&sid=5b8bd3e9bed8ee6595e1f422869533d2
Honorowy patronat:
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
U nas też szła nitka Marszu Śmierci z Oświęcimia i co roku w styczniu odbywają się pamiątkowe marsze. Są osoby, które wędrują w styczniu ok 70 km z Oświęcimia tak jak szli więźniowie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Fajnie,że są osoby, które pamiętają i chcą jakoś uczcić pamięć tamtych ludzi. A taki styczniowy marsz może być bardzo wyczerpujący i męczący - wszystko zależy od pogody.
UsuńDuży szacunek dla Was, że wybraliście się w taką wędrówkę, by upamiętnić ludzi, którzy już więcej nie mogli spojrzeć na świat... Choć dla wielu śmierć była wybawieniem, to jednak zawsze myślę, że przecież modląc się o śmierć, musieli mieć jeszcze trochę nadziei, bo przecież ta umiera ostatnia... Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWarto pamiętać o tych ludziach, szczególnie gdy przyjeżdża się pozwiedzać sztolnie w Górach Sowich. Bo sporo ludzi widzi w nich tylko ciekawy obiekt związany z II WŚ, ale większość nie ma pojęcia o tym jak wyglądała praca i życie w takich obozach.
UsuńOczywiście powyższe nie dotyczy jedynie tego rejonu, ale również innych, w których działały tego typu obozy.
Oby ta historia już nigdy się nie powtórzyła...
Kiedy odwiedziłam sztolnię w Walimiu, wchodzącą w skład kompleksu Riese, ciągle myślałam o tych ludziach, którzy przypłacili życie, pracą tam. I masz rację, oby to się nigdy nie powtórzyło, nigdzie na świecie...
UsuńWspaniały pomysł uczczenia pamięci poległych więźniów. Wstrząsające są te opisy świadków, jeszcze bardziej makabryczny musiał być widok maszerującej kolumny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.