Jesienne chatkowanie na wschodzie


Trzy dni wolnego, a tu pogoda mocno średnia się zapowiada. Co prawda bez opadów, ale cały czas mają mi towarzyszyć chmury, mgły i wilgoć. Do tego temperatura ciut powyżej zera stopni, więc jedna z gorszych kombinacji jaką można spotkać na szlaku. Dlatego też od razu rezygnuję z zabierania ze sobą namiotu i szukam trasy, gdzie noclegi oprę o wiaty lub chatki. Tym oto sposobem ląduję w pociągu jadącym do Międzylesia.

Wtorek, 17 listopada 2020

Międzylesie, , Mały Śnieżnik, Śnieżnik, Chatka pod Śnieżnikiem

Kończę pracę po 9, przebieram się, biorę plecak i po chwili już siedzę w pociągu do Międzylesia. W ostatniej chwili wrzucam do plecaka jeszcze parasolkę, bo prognozy na czwartek przewidują mocny deszcz, a do domu wolę wracać suchy. Większą część trasy przespałem, co mi się przydało przed wędrówką. Wysiadam na stacji i po kilku metrach wyciągam parasolkę, bo zaczęło padać... Nie to było w prognozach. Na szczęście pogoda chyba sobie to uświadomiła, bo dosyć szybko padać przestało i ten stan utrzymał się już do końca mojej wędrówki.

W Międzylesiu zachodzę jeszcze do sklepu po drugie śniadanie i ruszam przed siebie. Niebieski szlak w nieoczywisty sposób obchodzi Biedronkę, po czym już nie sprawia większych problemów nawigacyjnych. Przede mną charakterystyczne zbocze Urwistej (795 m), która mijam z lewej strony.

Kościół św. Floriana w Szklarni z drugiej połowy XVIII w.
Powyżej tego kościoła zostałem napadnięty przez grupę lokalnych zwierząt. Dwa dorosłe i pięcioro małych. Początkowo tylko mnie obserwowały, ale po chwili zostałem przez nie zaatakowany.

Z trudem obroniłem aparat przed spotkaniem z ostrymi kłami tego drapieżnika.

Ten niby tylko siedzi, ale w rzeczywistości czekał na dogodny moment by zaatakować...

Chciał mnie zjeść!

I ukraść plecak!

Z trudem, ale udało mi się wyswobodzić od ich grupy i ruszyć dalej. Obyło się bez strat, jedynie poświęciłem kilkanaście minut na to spotkanie. 

Po przejściu między Spaloną a Urwistą wychodzę na przyjemne wzgórza powyżej Jodłowa.

Gdzieś tam Śnieżnik chowa się w chmurach.

Z parkingu powyżej Jodłowa wchodzę w las, którym będę dzisiaj wędrować. Klimatyczny strumień.

Po zdobyciu wysokości pojawiają się chmury, które tworzą typowy jesienny klimat. Wilgotny, zamglony las najbardziej mi się kojarzy z jesienią.

Tak sobie wędruję spokojnym, jednostajnie nabierającym wysokości szlakiem, aż w rejon Małego Śnieżnika. Tu postanawiam zboczyć z niebieskiego szlaku i odwiedzić ten wierzchołek. Trochę metrów do zdobycia i po chwili mogę wracać na swój dotychczasowy szlak.

Na Śnieżnik wchodzę już po zachodzie słońca. Na szczycie ciemno i mocno wieje. Zakładam kurtkę i czołówkę, chociaż ona nie do końca jest dobrym rozwiązaniem. Bo z jednej strony trochę oświetla drogę, z drugiej zaś światło rozprasza się na mgle utrudniając wędrówkę.
Przyglądam się pracom przygotowawczym do postawienia wieży. Niestety, pomysł na konstrukcję nie do końca mi się podoba, ale poczekam i zobaczę, co z tego wyjdzie. Może efekt mnie pozytywnie zaskoczy? Obecnie teren jest ogrodzony, wykopany dół pod fundamenty i zgromadzono jakąś część materiałów budowlanych.

Spędzam tu dosłownie chwilę i schodzę do chatki. Jeszcze zanim się przy niej zjawiam, już wiem, że nie będę sam, bo przed nią płonie ognisko. W chatce spotykam dwójkę turytów z Łodzi oraz idącego GSSem gościa, który trafił tu przez przypadek, bo dowiedział się o tym miejscu od spotkanych wcześniej turystów. Dla mnie lepiej by było, gdyby się jednak nie dowiedział, gdyż prowadził nierówną walkę z grawitacją i alkoholem, w wyniku której połamał mi pokrywkę od menażki oraz przewrócił statyw z aparatem... Początkowo myślałem, że z aparatem wszystko dobrze, prócz kilku rys, jednak na drugi dzień wyszło, że nie mam możliwości używania żadnych przycisków, więc i zmiany ustawień. Na szczęście po wizycie w serwisie, aparat jest w pełni sprawny.



Ogólnie wieczór minął pozytywnie przy ognisku i rozmowach. Lekki wiatr nie uprzykrzał nazbyt siedzenia przed chatą długo w noc.

Środa, 18 listopada 2020

Chatka pod Śnieżnikiem, , Pod Czernicą, , Chatka pod Czernicą

Rano chmury pojawiły się poniżej chatki, ukazując nawet fragmenty Wysokiego Jesionika. 





Wracam do środka na śniadanie i spakowanie dobytku, bo czas zmienić miejsce pobytu. Trasa na dziś nie jest długa, do tego już mi znana, ale liczę, że pogoda nie będzie tak zła jak w prognozach.

Gdy ruszam przed siebie, wszystko schowane jest już w chmurach.

Wilgotny, jesienny las.

Na chwilę ukazuje mi się błękitne niebo, jednak nie trwa to długo i po chwili już ponownie wędruję we mgle, która będzie mi towarzyszyć cały dzień.



Przechodzę przez Dolinę Kamienicy, potem Morawki i zaczynam podejście Drogą Marianny na Suchą Przełęcz. Po drodze mijam progi zwalniające potok.

Na Suchej Przełęczy zaglądam na chwilę do wiaty, po czym kontynuuję wędrówkę w chmurze. Nie pada, jedynie typowo jesienna chmura trzyma cały czas. Nie ma nawet nadziei na przejaśnienia.

Zachodzę na Czernicę. Wieje, chmury przewalają się przez szczyt. Warunki mocno średnie, a potrafi tu być ładnie w listopadzie. Jeżeli ktoś chce zobaczyć, jak Czernica umie oczarować, to zapraszam do relacji sprzed dwóch lat: www.goryponadchmurami.pl/2018/11/czernica-w-gorach-bialskich.html
Długo na górze nie siedzę i zaczynam zejście na nocleg. Dzisiaj wypadło na Chatę pod Czernicą, o której do tej pory tylko słyszałem, ale jeszcze nie miałem okazji odwiedzić. Jest ładnie, tyle powiem ;)

Rozpalam ognisko, piekę dwie kiełbaski i chowam się do środka posiedzieć przy świeczkach. Dzisiaj nie jest już tak przyjemnie jak wczoraj pod Śnieżnikiem. Temperatura pewnie podobna do wczorajszej, ale silny wiatr robi swoje.


Czwartek, 19 listopada 2020

Chatka pod Czernicą, , Przełęcz Dział, , Stronie Śląskie

Rano wszystko jest mokre. Chyba w nocy padało, a teraz tylko wilgoć wisi w powietrzu.

Na szczyt Czernicy nie zachodzę, bo nie ma sensu. Będzie tylko gorzej niż wczoraj. Na dzisiaj pozostaje mi jedynie zejście do Stronia Śląskiego, skąd przez Kłodzko, wracam do Wrocławia.
Wiata na Przełęczy Dział.

Chwilowy przebłysk nieba. Niestety chmury zniknęły dopiero, gdy zszedłem do Stronia. A nad okolicznymi górami chmury kotłowały się do końca dnia.


Pozostałości dawnych domów powyżej wsi Goszów.

W Stroniu Śląskim kończę wycieczkę. Mam pecha, na jeden autobus trochę się spóźniam, a do kolejnego mam prawie 2 godziny. Co zrobić, siadam na ławce i czekam, bo przecież nawet knajpy obecnie zamknięte i nie ma się gdzie ogrzać.

Tak oto minęły mi 3 dni w Masywie Śnieżnika i Górach Bialskich. Spokojne, jesienne wędrowanie, z noclegami w bardzo przyjemnych miejscówkach. Pogoda nie zaskoczyła, bo w prognozach było pochmurnie i bez szans na widoki, więc nie nastawiałem się na piękne spektakle o zachodzie słońca. Dzięki temu mogłem się nie śpieszyć, a i rano nie musiałem wcześnie wychodzić, by dojść na szczyt ;)

Więcej zdjęć: https://photos.app.goo.gl/QSGnJAEtQQgaFtW39

Komentarze

  1. Heh, też ostatnio trafiłem do chatki pod Śnieżnicą, ale już w warunkach śniegowych. Nie wynudziłeś się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że połączenie dwóch chatek Ci wyszło ;)

      Czemu miałem się nudzić?

      Usuń
    2. Taa, pod Czernicą miało być a wyszło zabawnie :-) No takie długie kiblowanie od zmroku do świtu mnie przeważnie dołuje.

      Usuń
    3. Ja nie mam problemów nastrojem podczas samotnego spędzania czasu ;)

      Usuń
  2. Fajna wycieczka, klimatyczna, taka mroczna :) Noclegi też w ciekawych miejscach, które już odwiedziłem, ale jeszcze w nich nie spałem. Widzę, że Chata pod Czarnicą rzeczywiście jest otwarta już cały rok, bo wcześniej zamykano ją od października do kwietnia. Szkoda, tylko, że był nie miły akcent w Chacie pod Śnieżnikiem .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg oficjalnego regulaminu otwarta jest od kwietnia do października, w okresie zimowym może być zamknięta. Patrząc po stanie chatki widać, że ma opiekuna, więc trzeba się liczyć z tym, że w pewnym okresie będzie zamknięta i z noclegu nic nie wyjdzie. Warto więc mieć jakieś plany alternatywne na w razie czego ;)

      Usuń
  3. Pierwszy raz do chatki pod Czernicą zawitałem w 2012 roku podczas jesiennego melanżu z Gryfem, który znał już wcześniej ten lokal. Nie wiem jak jest teraz, ale wówczas rzeczoną chatką opiekował się pan Władysław Bury. Chatka jak i jej opiekun zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, dodatkowego smaczku dodawał fakt, że pan Władysław pokazał nam plany budowy wieży na Czernicy, której wtedy jeszcze nie było, a pojawiały się głosy o jej budowie. Masyw Śnieżnika to bardzo godne pasmo, niby trasa znana , a jednak cały czas wzbudza pozytywne emocje. Nie nauczyłeś latać szkodnika, który popsuł Ci sprzęt :)) ? Świetna impreza, jesienny las dodatkowo pobudza wyobraźnię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po wpisach w książce pamiątkowej chatką nadal opiekuje się ta sama osoba, ale nie dane mi było go spotkać podczas mojego pobytu.

      Co do aparatu, to początkowo myślałem, że wszystko z nim ok, bo zdjęcie zrobił, chyba nawet menu zadziałało jeszcze. Więc powiedzmy, że olałem trochę. Dopiero następnego dnia pod Czernicą zobaczyłem, że jednak przyciski się zablokowały.

      Usuń
  4. To są świetne tereny bez względu na pogodę. Jak tylko będę mógł wreszcie pojechać, to okolice Czernicy, Worka Bialskiego są mocnym typem. Za koteły w relacji zawsze plus. ;)

    Na wiatingu ciągle ktoś lamentuje, że poszedł spać do którejś z chatek, a nachlane przygłupy zrobiły chlew. Ja bym chyba skorzystał z tej parasolki i otworzył ją owemu delikwentowi w wiadomej części ciała. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dave, staropolskie przysłowie mówi, że jednej z rzeczy której podobno się nie da, to otworzyć w dupie parasola, ale to ponoć zabobony :))

      Usuń
    2. Myślę, że w tych historiach może być sporo prawdy, patrząc jak popularne się stały wszelkie chaty, zwłaszcza w weekendy, to jakoś mnie to nie dziwi.

      Ja mam obecnie jeszcze dwa pomysły na rejon Gór Bialskich, teraz tylko muszę czekać na odpowiedni czas ;)

      Usuń
  5. Pomijając mgłę to pogoda była cudna chociaż ta mgła też nie do końca była zła bo może i wiele zasłania ale również wiele wydobywa, np. fajny klimat i tajemniczość. O tej porze roku nie można mieć co do aury zbyt wygórowanych wymagań, dla mnie jako zapalonej rowerzystki jest cudnie już przez sam fakt, że nie pada. Fajnie, że jesteś takim wędrówkowym zapaleńcem ale jako zmarźluch no muszę zapytać, no: nie było zimno w nocy? Bo ja to bym chyba umarła :).
    Cieszę się, że aparat przetrwał upadek. Mój przeżył mój spektakularny upadek na mokrej po deszczu ulicy w Lizbonie, co bardzo mnie zdumiało bo już szykowałam się na szukanie sklepu z aparatami :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, często jesienne wędrówki mają w sobie ten specyficzny klimat właśnie dzięki mgle.

      Ja jakoś rower obecnie odłożyłem, jakoś nie mogę się do niego przekonać w te jesienne, chłodne dni. Ale może stopniowo i tu jakoś się przekonam, że się da.

      Było zdecydowanie na plusie w nocy. W dobrym śpiworze jest ciepło, nawet przy dużym minusie. Gorzej się robi dopiero, gdy trzeba z niego wyjść ;)

      Też się cieszę, że aparat przeżył, bo lepiej kupić np. kolejny obiektyw, niż te pieniądze musieć przeznaczyć na nowe body, gdy to jest całkiem dobre :) Mam nadzieję, że jeszcze kilka lat mi posłuży.

      Usuń
  6. Portrety kociaków! <3
    A co do aury. To jest tak: jak widzisz tego rodzaju prognozy pogody na piktogramach, to nie chce ci się jechać, jak już jesteś na miejscu, to przestajesz żałować, bo zaczynasz dostrzegać ciekawy warun nawet panujący w lesie. Przynajmniej JA tak mam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie :) Po prostu z domu, jak patrzę na te prognozy to nie chce mi się moknąć. Taka domowa wygodna. Ale w rzeczywistości okazuje się, że wcale tak mocno nie pada, a chmury nawet ładnie wyglądają w lesie.

      Usuń

Prześlij komentarz