Karkonosze - Zimowa Biba Górski Świat 2016



Zima w Karkonoszach to coś, co każdy powinien zobaczyć i poznać. Mowa oczywiście o takiej prawdziwej zimie, z mrozem, śniegiem, ale słońcem na niebie. Spacer w takiej scenerii, najlepiej na rakietach lub nartach, jak wolą niektórzy, to pełnia zimowego szczęścia. Gdy do tego śniegu doda się jeszcze huraganowy wiatr, taki częsty w Karkonoszach, to można rzec, że powstaje nam prawdziwa wyrypa. Tym razem tak nie było, bo zabrakło śniegu, mrozu i słońca :P, ale i tak było super, za sprawą forumowego towarzystwa z forum gorskiswiat.pl.

Piątek, 12 lutego 2016

Kowary, , Budniki

Po 16 wyjeżdżamy BlaBlaCarem z Wro do Kowar. Podróż mija sprawnie i koło 18:30 wysiadamy przy ratuszu. Chwila na ogarnięcie plecaków, wyciągnięcie kijów i mapy, i ruszamy zdobyć nasz pierwszy cel tego dnia, czyli… sklep! Niby wszystko mamy, ale brakuje nam podstawowego wyposażenia turysty/zlotowicza, czyli piwa. W pierwszym sklepie, jakimś typowo piwnym, zaskoczenie – półki prawie puste, a piwo występuje jedynie w wersji butelkowanej. Chwila rozmowy z ekspedientką i zdobywamy informację gdzie można znaleźć ten napój zapuszkowany – przecież nie będę targał szkła ze sobą. Takim oto sposobem odwiedzamy ABC i po chwili udajemy się w kierunku krańca miasteczka.

Ale zanim znikniemy w ciemnym lesie, trzeba jeszcze ogarnąć plecaki, w celu znalezienia czołówki i mapy. I w tym właśnie momencie mijają nas dwie, wracające ze szlaku, miejscowe miłośniczki nordic walking. Pytają gdzie idziemy i ostrzegają o niebezpiecznym szlaku, a mówią to w taki sposób, że aż zaczynam się zastanawiać czy po tych lasach biegają jakieś krwiożercze wiewiórki. Ostatecznie okazało się, że chodziło tylko o to, że w lesie są fundamenty starych domów i trzeba uważać ;)

Spora część szlaku wiedzie asfaltową drogą, a później szeroką leśną drogą jezdną. Dopiero pod koniec robi się węziej, stromiej i poruszanie się wymaga więcej skupienia.

Po pewnym czasie dochodzimy do wiaty w Budnikach – Budniki Centrum, jak dumnie głosi tablica ;) – która jest naszym dzisiejszym celem. Wiata jest ładna, szczelna. Do dyspozycji są ławy i stoły, obok płynie woda, można znaleźć dużo drewna na opał.

A same Budniki to dawna osada górska, po której obecnie pozostały jedynie fundamenty starych domów. Miejscowość jak miejscowość, kilka domów, las, strumień i źródło zapewniające dostęp do wody – w sumie nic szczególnego. Ale jest jedna rzecz, która wyróżniała tę osadę od innych górskich osiedli – słońce nie docierało tutaj przez 113 dni w roku. Dokładnie od 26 listopada do 19 marca wszystkie budynki w Budnikach pogrążone były w cieniu spowodowanym schowaniem się słońca za stromymi zboczami, od wschodu i południa miejscowości.

Teraz i tak jest noc, na niebie widać gwiazdy i coraz częściej przelatujące chmury. Trochę wieje, ale słabo. Po kolacji zajmujemy ławy i zasypiamy.

Sobota, 13 lutego 2016

Budniki, , Skalny Stół, , Sowia Przełęcz, , Dom Śląski

Rano nieśpieszna pobudka, bo wschodu i tak nie będzie ;) Ale teraz nie ma nawet błękitnego nieba. W nocy przyszły chmury, które szczelnie zakryły wszystko. Gotujemy śniadanie, pijemy herbatę i powoli zwijamy się na szlak.


A wiata, w pełnej okazałości prezentuje się tak. Jak widać jest to porządna konstrukcja. Warto tutaj się kiedyś pojawić przy jakiejś okazji letnią porą.


Ruszając na szlak mijamy jeszcze kilka tabliczek informacyjnych, postawionych koło ruin dawnych budnickich budynków. Miłośnicy Budnik dbają, by historia osady nie została zapomniana.

Żeby nie było niedomówień, śniegu na tej wysokości (około 900 m n.p.m.) praktycznie nie było. Wczoraj były same kamienie, dzisiaj trochę przyprószyło, ale minimalnie. Bardziej biało zrobiło się dopiero wyżej, ale szału i tak nie było.


Widać to bardzo dobrze na Skalnym Stole, czyli szczycie o wysokości 1285 m n.p.m. Widać nawet kamienie, które przecież nie są jakieś wysokie. Za to widoków na Śnieżkę i resztę głównego grzbietu brak – wszędzie chmury.


Kawałek dalej otworzyły nam się widoki w stronę Jelenki, czeskiego schroniska. Ciągle widać jak mało śniegu leży na szlaku. Z tego też powodu nawet nie rozważałem brania ze sobą rakiet – szkoda było je tylko nosić.


Pod Jelenką krótka przerwa na herbatę i ruszamy zdobywać kolejny szczyt – Czarną Kopę. Widoki na szczycie nie zmieniły się, tzn. najciekawszym obiektem była kosówka.


Stąd to już tylko przejście Czarnego Grzbietu i wejście na Śnieżkę, która od tej strony nie jest wyślizgana i idzie się przyjemnie. Na szczycie, tradycyjnie już dzisiaj, chmura. Ale co mnie zaskakuje, wiatru praktycznie nie ma. Wkładam puchówkę i oczekując na Kasię jem batona i cukierki. W międzyczasie rozwiewa na chwilę chmury, dzięki czemu pojawiają się jakieś widoki.


Dostrzegam nawet budynek obserwatorium


Oraz kaplicy św. Wawrzyńca


Niestety równie szybko jak wcześniej się rozwiało, tak teraz zawiało się ponownie. No nic, podczas zejścia zakładamy raki, bo tutaj często jest ślisko. Tym razem tragedii nie było, ale raki bardzo ułatwiły zadanie.
W Domu Śląskim meldujemy się w pokoju, zapoznajemy z będącą już w środku ekipą i czekamy na resztę grupy. W pierwotnych planach było jeszcze przejście się po okolicy do Luční Boudy, ale warunki z zerową widocznością nas skutecznie zniechęciły. Więc pozostało już tylko czekanie na główną ekipę, która pojawiła się nie wiadomo kiedy.

Wieczór mija w klimatach wiadomych, jak to przy większej grupie. Rozmowy na tematy wszelakie trwają długo i czasem są dość burzliwe, ale owocne i interesujące ;)

A to zdjęcie grupowe naszej ekipy, chociaż chyba nie kompletnej. Bo na liście obecności zameldowali się: Fazik, Hemli, Pedro, Red-Angel, Seba_, Snieshka, Stasiu, Szewczyczek, Tratina, Watażka oraz towarzysko Dawid, Kasia, Wojtek, Wojtek.

fot. Stasiu

Niedziela, 14 lutego 2016

Dom Śląski, , , Strzecha Akademicka, , Karpacz Biały Jar

Rano nieśpieszna pobudka. Ktoś tam nawet budzi się bladym świtem, bo wierzy we wschód słońca, którego oczywiście nie ma :D Ja grzecznie śpię i koło 8 schodzę na śniadanie. Później powolne pakowanie, zwijanie się i wymarsz na zewnątrz. A tam wieje. Bardzo wieje. Naprawdę potężnie wieje ;P Widać to po kijku, który jest trzymany luźno w ręce ;)


Stwierdzamy, że marsz grzbietem nie ma sensu (większość ma następny nocleg w Odrodzeniu), więc nasze kroki kierujemy ku Samotni, przez Strzechę Akademicką. I tu nastaje mały problem, bo zapominam o tym, że ten szlak jest oficjalnie zamknięty zimą. Przypomnienie nastaje szybko, przy tabliczce informującej o tym fakcie ;) Gdyby było więcej śniegu byśmy się wrócili, ale teraz, gdy widać nawet trawę na szlaku pokonującym żleb i przy ogłoszonej jedynce lawinowej? Bez sensu. Tak więc ruszamy i po krótkiej chwili jesteśmy znów na legalnym odcinku szlaku ;) Żeby nie było, nikogo nie zachęcam do chodzenia tędy zimą, bo warunki mogą być różne, a nawet przy jedynce czasem nie jest całkiem bezpiecznie.


Kilka chwil później mijamy Strzechę i schodzimy do Kotła Małego Stawu. Niestety, osoby będące pierwszy raz w Karkonoszach nie mają przyjemności zobaczenia kotła w pełnej krasie. Chmury, wiatr i prószący śnieg nie sprzyjają podziwianiu krajobrazu, więc zachodzimy do Samotni, gdzie zasiadamy na dłuższa chwilę. A na termometrze widnieje całe 6 stopni, oczywiście na plusie. Nie ma to jak zima.


Stąd w komplecie schodzimy jeszcze na Polanę, gdzie się rozdzielamy. Ja wraz z Kasią i tratiną udajemy się do Karpacza, a reszta przez Pielgrzymy idzie do Odrodzenia. A im niżej jesteśmy, tym mniej pokrywy śnieżnej, a śnieg z deszczem zamienia się w deszcz ze śniegiem, a ostatecznie w zwykłą mżawkę. Jadąc busem do Jeleniej oglądamy kłębiące się chmury nad Karkonoszami i błękitne niebo z obłoczkami nad Kotliną Jeleniogórską. Jednak zimowa Karkonoska pogoda lepsza jest od ciepłej i słonecznej na nizinach ;)

Dziękuję wszystkim za towarzystwo. Zarówno tym, których znałem już wcześniej, jak i tym, których dopiero poznałem. Mam nadzieję, że jeszcze niejeden raz dane nam będzie wspólnie spotkać się gdzieś na szlaku, czy też schronisku. Czy to przy następnym zlocie, czy też jakoś przy innej okazji :)

Komentarze

  1. "Dokładnie od 26 listopada do 19 marca wszystkie budynki w Budnikach pogrążone były w cieniu spowodowanym schowaniem się słońca za stromymi zboczami, od wschodu i południa miejscowości." - w depresję można popaść :P

    Pogoda Wam się trafiła taka w sam raz na zlot i integrację. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, pewnie dlatego po wojnie nie ciągnęło ludzi by tam mieszkać na dłuższą metę. Nie dość, że w środku lasu, ciemno przez prawie 1/3 roku, to jeszcze jak nawaliło śniegu, to z domu nie było po co wychodzić.

      Pogoda do tego była idealna, bo nawet wychodzić się nie chciało :P Chociaż dla osób, które przyjechały tutaj z Bieszczad, czy bliższych okolic Krakowa, to pewnie nie było najlepiej, że nic nie widać. Mi tam pal licho, Karki znam, widziałem przy rewelacyjnej pogodzie, więc nic nie straciłem, ale oni mogą mieć niedosyt.

      Usuń
  2. Pogoda wyraźnie nie dopisała, dobrze, że towarzystwo było OK.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ale widoków mi nie żal, bo to bliskie mi pasmo, któe doskonale znam. Szkoda tylko, że osoby z daleka nie mogły cieszyć się rozległymi panoramami.

      Usuń
    2. Najbardziej szkoda to właśnie tych osób które przyjechały z daleka. Wiele straciły... No ale cóż, jest dobry powód by powróciły ponownie :)

      Usuń

Prześlij komentarz