Łomnica, drugi - niegdyś uważany wręcz za najwyższy - pod względem wysokości szczyt tatrzański. Każdy kto jechał w słowackie Tatry Wysokie ją widział i na pewno przykuła jego wzrok, bo z perspektywy drogi prezentuje się bardzo majestatycznie i niedostępnie . Nadeszła zima, idealny czas, by sprawdzić jak to jest w rzeczywistości.
Poniedziałek, 29 grudnia 2014
Zbliża się okres sylwestrowo-noworoczny, więc postanawiamy z Kasią spędzić go gdzieś w górach. Gdzie? Od dłuższego czasu optuję za Tatrami, najlepiej Wysokimi i słowackimi, bo tam, jak wiadomo, mniej ludzi niż po polskiej stronie. Kasia pomysł akceptuje i pozostaje już tylko wybór celów. Kilka planów kołacze się po głowie, lecz konkrety pozostawiamy na później, zależnie od aktualnych warunków, tego, na co pozwoli pogoda i kondycja.
Dojazd w Tatry to tradycyjnie autobus do Krakowa, tam oczekiwanie i pociąg do Zakopanego. W Zakopcu jesteśmy po 7:30, stąd jedziemy busem do Łysej Polany. Nie śpieszymy się, bo wiemy, że i tak musimy czekać 1,5h na słowacki autobus do Starego Smokowca. Najpierw zachodzimy pod zadaszoną część budynku i gotujemy śniadanie - płatki z ciepłym mlekiem z kartonu – smakuje lepiej niż w domu :-D Gdyby tylko nie ten padający śnieg… Początkowo mieliśmy w planie spróbować złapać stopa w oczekiwaniu na autobus, jednak opad zagonił nas do miejscowej knajpki, gdzie przesiedzieliśmy czas do SADu (Slovenská autobusová doprava). W Starym Smokowcu wysiadamy o 11:30 i znanym szlakiem ruszamy na Hrebienok. Śniegu mało, idzie się bardzo sprawnie, tylko widoków brak, bo dookoła wisi sporo niskich chmur. Co pewien czas prószy też śnieg, ale nie jest źle, jutro ma być lepiej. Przy Hrebienoku był otwarty lodowy kościół, czytałem o nim kilka dni wcześniej, więc z ciekawości podeszliśmy zobaczyć jak to wygląda. Okazało się, że to taki namiot, z dłuuuugą kolejką do wejścia, niczym do kolejki na Kasprowy. Rezygnujemy, szkoda czasu.
Łyk herbaty i ruszamy przed siebie. Teraz cel to Chata Zamkowskiego, ale wcześniej w okolicach wodospadu spotykamy 3 lisy. Generalnie czekają na jedzenie od turystów, a gdy tylko się przystanie i ściągnie plecak tak ładnie pozują do zdjęć:
Tak oto wyglądają dzikie zwierzęta w Tatrach. W każdym razie kanapki ode mnie nie dostały, bo nie należy karmić „dzikich” zwierząt, by się nie przyzwyczajały. U Zamkowskiego tłoczno, zamawiany po zupie czosnkowej, jemy i wychodzimy na Lomnicką Vyhliadke. Jest to punkt widokowy z wiatą. Patrząc po zdjęciach w necie sądziłem, że będzie to ciekawe miejsce, jednak „szału nie robi”. Ale jak już tu jesteśmy, to korzystamy i rozkładamy się do snu. Śnieg przestał już prószyć, jednak chmury nadal są w okolicy. No nic, jutro ma być lepiej, a w nocy zimno. Zobaczymy :-)
Wtorek, 30 grudnia 2014
Rano wczesna pobudka, śniadanie i wychodzimy w stronę Łomnicy. Prognozy się sprawdziły, chmury są, ale nisko i mało, a nocą temperatura spadła dokładnie do -20st C. W namiocie było -17st C. No, takie warunki to mi odpowiadają, aż chce się być w górach :-) Teraz czekam na jakiś porządny wyż i -25st, może w przyszłym roku? :-P
A wędrówka przy takiej temperaturze ma tez swoje uroki – jednym z nich jest szybkie zamarzanie wydychanej pary wodnej. Szczególnie widoczne jest to na włosach ;-)
Wschodzące słońce widzimy w okolicach Łomnickiego Stawu, niestety wschód jest słaby.
Widać stąd też nasz cel, spory i nadal wygląda konkretnie. Tu też, mniej więcej w okolicach stacji kolejki schodzimy ze szlaku by podejść na Łomnicką Przełęcz. I tu popełniamy główny błąd tego dnia, który będzie miał poważne konsekwencje w późniejszym czasie. Idę za jakimiś starymi śladami piechura oraz nowszymi rakiet. Ktoś powie, że skoro były ślady, to było łatwo. Nic z tych rzeczy. Ślady butów były zasypane, więc i tak trzeba było przetorować w śniegu. A idąc za rakietami zapadałem się tak samo, jak po śladach piechura. Dodając do tego brnięcie między kamieniami i kosówką, spowodowało, że po trzech kwadransach nie przesunęliśmy się zbytnio w górę, jedynie strasznie się zmęczyliśmy. Decyzja może być tylko jedna: wracamy!
Pod stacją kolejki czas na przerwę i obmyślenie nowego planu. Okazało się, że za wcześnie odbiliśmy do góry, a powinniśmy pójść jeszcze kawałek po płaskim za stacją i dopiero wbić się w górę. Teraz jest to oczywiste, ale rano o tym nie wiedziałem ;-) Idzie się łatwiej, lecz dość szybko ponownie robi się problematycznie. Nie ma co prawda kosówki, lecz trzeba przetorować podejście na przełęcz w świeżym śniegu. Idę wolno, często po kolana w śniegu, z ciężkim plecakiem. Powoli, acz systematycznie. Na wysokości trzeciego od góry przęsła kolejki, dogania mnie przewodnik z małym plecakiem i przejmuje torowanie. W tym momencie przekonuję się, że z moją kondycją nie jest tak źle, bo idąc za nim po przetorowanym utrzymuję jego tempo.
Po dojściu do górnej stacji kolejki robimy przerwę, łyk herbaty, kanapka na przekąskę i ruszamy na Łomnicką Przełęcz, a dokładniej na grań powyżej niej.
Stąd Łomnica nie wygląda już tak poważnie, a i droga na nią jest już trochę przedeptana.
Dochodzimy na grań, wchodzimy na Łomnicką Kopę i uwzględniając godzinę, panujące warunki (niska temperatura oraz silny wiatr, który mocno obniżał temp. odczuwalną) postanawiamy schodzić. Nie mamy jakoś ochoty złazić tędy po ciemku, a zimno jest już teraz.
Przy górnej stacji trochę siedzimy schowani przed wiatrem, a trochę rozglądam się po najbliższej okolicy. Szkoda tak szybko schodzić, bo trochę czasu jednak jeszcze mamy. Jednak w końcu zbieramy się i schodzimy na dół.
Dzisiejsza noc jest już cieplejsza, ale nadal w okolicach -15.
Jak widać wejście na Łomnicę nie powiodło się. Było to spowodowane kilkoma czynnikami: najpierw obranie przeze mnie złej drogi i utknięcie w kosówce, co kosztowało nas ponad godzinę czasu i stratę sporej ilości sił przeznaczonych na torowanie i wygrzebywanie się z gałęzi kosówki. Później konieczność przetorowania podejścia na Łomnicką Przełęcz, co również pochłonęło czas i trochę sił. Aż na końcu silny wiatr, który mocno wychładzał, szczególnie na grani. Dodając do tego tempo Kasi, oznaczałoby to konieczność schodzenia po ciemku, co nie do końca nam się podobało.
Tym razem się nie udało, ale jak to mówią, jutro też jest dzień, a góra nie ucieknie :-)
Środa, 31 grudnia 2014
Wstajemy wcześniej niż wczoraj i o wschodzie słońca jesteśmy wyżej niż dnia poprzedniego. A widoki lepsze niż wczoraj.
Łomnica, Grań Wideł, Kieżmarski Szczyt, Huncowski Szczyt
Obserwatorium nad Łomnickim Stawem.
Wschodzące słońce gdzieś nad Słowacją.
Podejście mija sprawnie. Znamy już drogę, a szlak jest przedeptany. Dość szybko wychodzimy na grań powyżej Łomnickiej Przełęczy, ubieramy sprzęt i zostawiamy plecaki.
Naszym oczom ukazuje się potężny masyw Sławkowskiego Szczytu. Robi wrażenie od tej strony.
Za to Łomnica przestaje być już taka groźna, czym wyżej się podchodzi, tym przystępniej wygląda dalsza droga na nią. Nie robi już na mnie takiego wrażenia jak z dołu, choć Kasia uważa inaczej.
Wiatr nadal wieje, ale już nie tak mocno jak wczoraj. A i temperatura jest wyższa, więc idzie się łatwiej.
Kilka słów o naszej trasie (schemat naszej drogi). Szliśmy mniej więcej tak jak wiedzie letnia droga. Początkowo weszliśmy na Łomnicką Kopę i przeszliśmy kawałek granią, by nie musieć pokonywać stromych śnieżnych pól, opadających na prawo od grani. A gdy przechodziliśmy śnieżne odcinki, bez łańcuchów, robiliśmy to z asekuracją, gdyż śnieg nie był na tyle stabilny by móc mu zawierzyć: była lawinowa dwójka, z niestabilną górną warstwą, która łatwo pękała i wyjeżdżała pod naciskiem przy próbie obciążenia na dole.
W pewnym momencie schodzimy z grani i poniżej skał trawersujemy w stronę letniego przebiegu drogi. Tam też spotykamy łańcuchy, za którymi wchodzimy już na szczyt. W sporej części były ponad śniegiem, jednak było kilka odcinków, gdzie były zasypane i trzeba było iść po śniegu.
Na szczycie sporo ludzi, pogoda ładna, to i dużo osób wyjechało kolejką. Nie zabrakło oklasków za wejście i pytań jak tam droga. Nie ważne, że droga jest łatwa, dla przeciętnego turysty i tak jest uznawana za wyczyn ;-)
A teraz czas na foty i podziwianie rozległej panoramy ze szczytu:
Lodowa Kopa i Lodowy Szczyt.
Gerlach.
Wysoka, Krywań, Rysy.
Lodowa Kopa, Lodowy Szczyt i Durny Szczyt.
Kołowy Szczyt i Tatry Bielskie.
Lomnický štít 2634 m n.p.m.
Trochę czasu spędzamy na górze, jednak robi się późno, więc trzeba schodzić. Za nami, to samo robią dwie inne grupy, które tego dnia weszły na szczyt tą drogą. Jak widać na niebie pojawiło się już trochę chmur prognozujących zmianę pogody.
Tatry Wysokie o zachodzie słońca..
Gdzieś na południowej grani Łomnicy.
Reszta drogi od Łomnickiej Przełęczy mija spokojnie i szybko. Schodzimy i rozkładamy się na nocleg. Wieczorem, po zachodzie słońca znów robi się bardzo zimno, ale później w nocy jest cieplej, mam wrażenie, że nawet ciut za ciepło, bo nie muszę nawet zapinać do końca śpiwora.
Budzimy się przed północą, wyglądamy z namiotu, bo okazja jest szczególna. Po pierwsze jest Sylwester, więc o północy nad każdą widoczną miejscowością rozbłyskają fajerwerki. Właściwie to w wielu miejscach sztuczne ognie widać jeszcze przed północą. A po drugie zaczyna się Nowy Rok, więc składam Kasi życzenia urodzinowe. Jednym słowem impreza na wysokim poziomie (nad morzem) :-D
Czwartek, 1 stycznia 2015
Rano wczesna pobudka, niebo zachmurzone, szczyty schowane w chmurach. Po dobrej pogodzie pozostały tylko wspomnienia. Dzisiejszy wschód wygląda tak:
Idziemy nad Łomnicki Staw. Nowy Rok, dokoła pusto, widzieliśmy tylko pojedyncze osoby, prawdopodobnie z obsługi wyciągów i ratraków. Ostatnie spojrzenie w stronę Łomnicy. Gdyby nie te linie kolejki, trudno byłoby stwierdzić gdzie jest ten szczyt.
Znając dzisiejsze prognozy pogody wracamy na dół. Jest ciepło, termometr przy Skalnatej chacie wskazuje w cieniu +1st! Ależ różnica między -20st jakie mieliśmy 2 dni wcześniej.
Trasa zejścia w dół do Tatrzańskiej Łomnicy w większości wiedzie wzdłuż nartostrady, w sporej części idzie się jej krawędzią. Ale dzięki temu schodzi się szybko, czasem wręcz za szybko, bo robię efektowny fikołek i wykrzywiam kijka od HiMountaina. Na nartostradzie tłumów nie ma, ale i tak jest zdecydowanie więcej ludzi niż na szlaku. Później zaczyna padać deszcz, na szczęście nie jest intensywny, ani długi, więc całkowicie nie przemakamy. Z nartostrady widać również Niżnie Tatry wyłaniające się z morza chmur:
Na dole, po przebrnięciu przez gąszcz pensjonatów i hoteli, dochodzimy na dworzec autobusowy. Okazuje się, że do autobusu na Łysą Polanę mamy dużo czasu, więc lądujemy w pobliskiej restauracji na obiedzie.
Gdy docieramy do Łysej Polany pogoda w dalszym ciągu jest kiepska, więc rezygnujemy z podejścia do Roztoki i rozgaszczamy się w słowackim schronisku/pensjonacie. Nie wiem, co to formalnie jest, ale za 7€ mamy do dyspozycji łóżko w pokoju 6 osobowym (ostatecznie spały w nim tylko cztery osoby). Do tego w pokoju jest woda, lodówka i kuchenka, na której można gotować jedzenie, a na dole wspólna łazienka. A minutę od naszej noclegowni stoi sklep ze słowackim piwem. Miejsce fajne, polecam.
Jak widać z naszych pierwotnych planów wyszła tylko Łomnica i to zdobywana dwa razy. Początkowo drugiego dnia chcieliśmy wchodzić na inny szczyt, ale ostatecznie skupiliśmy się na Łomnicy – Kasi wymarzonym szczycie, na który weszła prawie że urodzinowo ;-)
Ciąg dalszy, tatrzański, nastąpi...
Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/100322683368167953190/VysokeTatryLomnickyStit2634M2931122014?noredirect=1
Zawsze możesz też postawic kawkę :)
Prawie dokładnie w tym samym czasie męczyłem się z ekipą w Wielkiej Fatrze :D Średnia pogoda była w tym okresie, w Tatrach jak widzę niewiele lepsza.. Chociaż ten dzionek coście zdobywali Łomnicę, to pogoda Wam się udała :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie to był ostatni dzień takiej ładnej pogody, a w sumie drugi w tym okresie chyba :-P Bo później to już tylko wiatry, chmury i jakieś opady. Chociaż ogólnie nie było źle. Zawsze mogło ciągle sypać i wiać. A tak dało się podziałać :-)
UsuńA ja w tym czasie walczyłam z kosówką w Hlińskiej :D
OdpowiedzUsuńCudny lisek :).
Ja na szczęście w dzień Sylwestra nie musiałem walczyć z kosówką. Wystarczyło mi godzinnej walki z dnia poprzedniego ;-)
UsuńA lisek rzeczywiście piękny :-)
Niezły mrozik na noclegu. :) Szacun.
OdpowiedzUsuńNom, mrozik niezły był pierwszej nocy. Niestety później zaczęło maleć, tzn temp. rosnąć.
UsuńTo teraz czekam na prognozowane -25st, a na pewno wtedy wybędę w góry :-D
Łomnica jest niesamowita... I z dołu i z wyższych poziomów ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję wejścia i fajnie spędzonego Sylwestra!
I tak najładniej wygląda z dołu :-)
UsuńŚwietne zdjęcie tego cwanego liska! Widać, że pozy ma wyrobione! :D No i co tu dużo pisać, genialne zakończenie i rozpoczęcie nowego roku. Gratulacje dla Was! :)
OdpowiedzUsuńten lis to taki profesjonalista :-P Pewnie ma już kilka sezonów doświadczenia w zdobywaniu jedzenia na tekst: "O, patrz! Jaki ładny lisek, dam mu kawałek kanapki :-)"
UsuńZakończenie roku rzeczywiście genialne. Za to rozpoczęcie tego roku, już takie ładne nie było, ale o tym napiszę za pewien czas...
Lisek :-) A poza tym dużo śniegu i lanserskie fotki w pełnym rynsztunku na Łomnickim :-) Już wiadomo po co go tyle tam targałeś ;-)
OdpowiedzUsuńTyle tego "rynsztunku" nabrał, że później pół nocy marudził, jak to go plecy od noszenia bolą :-p
Usuńizerka: A po co się chodzi po górach? Nie dla lansu? :-D
UsuńKasia H.: Co za nieprawdziwe insynuacje :-P To na pewno było od namiotu, dlatego następnym, razem go nie bierzemy :-P
Kasia H: ale wiesz, lans musi być... Czym by się później na blogu chwalił? Że niby taki profesjonalista :-D
UsuńRedziu: Dla lansu się chodzi, dla sławy pisze bloga ;-)
Mówisz?
UsuńZacytuję Artura Hajzera: "w góry chodzę dla powodzenia u kobiet, sławy i pieniędzy." :-D Czyli jeszcze tylko te pieniądze znaleźć w górach, hahaha :-D
Zacytuję Artura Hajzera "Dla mnie góry nie są jakąś formą mistyczną. To jest kupa kamieni, na którą trzeba wejść i zejść…"
UsuńA co do pieniędzy... Jak nic widzę tu tylko opcję założenia firmy outdoorowej :D Ewentualnie, możesz wydać album foto ;-)
I miał rację, że góry to przede wszystkim kupka kamieni, czasem ładna i ciekawa, ale również nie doszukuję się w nich "głębszego dna".
UsuńFirm jest wystarczająco, a albumy foto to ludzie tylko w Empiku oglądają :-D Więc pozostanę przy obecnej motywacji ;-)
Mrozu to "zazdraszczam" jak nic. W mijającym sezonie zaliczyłem rzutem na taśmę upokarzające -2 st. C. Może coś jeszcze zawalczę w weekend, bo zapowiada się górą ładne jak na tą porę roku kilka stopni mrozu ;-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń-2st C czasem można jesienią spotkać ;-) Ale fakt, nie było jakiś długich okresów z mocnym mrozem w tym roku. Ale zima, wg mnie, była udana.
UsuńPowodzenia w weekend w szukaniu mrozu ;) Ja tym razem minusa nie złapię, bo jadę na wyjazd "stacjonarny", z noclegiem w pensjonacie i "długie nocne, Polaków rozmowy" :-P Ale takie wyjazdy też są potrzebne ;)
Gratuluję wejścia :) Świetna relacja, a Łomnica robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Łomnica zawsze piękna :-)
UsuńGratulacje :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńMomentami mnie zmroziło :)
OdpowiedzUsuńGratulacje za wejście na szczyt !
Dobrze, że nie zamroziło :-P
UsuńDziękuję oczywiście :-)
Gratuluję udanej wyprawy w bardzo trudnych warunkach. Trafiłeś w najzimniejszy moment zimy 2014/2015 w Tatrach. Gdybyś w nocy 29/30 grudnia nocował gdzieś na wyższej wysokości n.p.m., to miałbyś szansę doświadczyć tego "-25°C". ;) W nocy 29/30 grudnia i wcześnie rano 30 grudnia 2014 na Łomnicy temperatura powietrza (na 2 m nad gruntem) utrzymywała się poniżej poziomu -25°C, a T min wyniosła nawet -26,7°C. Była to najzimniejsza końcówka grudnia na Łomnicy w ostatnich kilkudziesięciu latach (w okresie 1951 - 2013 akurat na dni 29, 30 i 31 grudnia nie trafiały tak hardcorowe mrozy jak w przypadku 2014 roku). Takie ostre mrozy to dość rzadkie zjawisko na tatrzańskich szczytach (zwłaszcza w ostatnich kilku latach brakowało bardzo mocnych mrozów - nie licząc zagłębień terenu). Zima 2014/2015 okazała się w miarę łagodna pod względem średniej temperatury, ale za to T min na Łomnicy można uznać za przyzwoite. Ostatni raz jeszcze niższa T min na Łomnicy była w sumie dawno, bo w lutym 2008 (-27°C). Ostre mrozy łatwiej trafić w zagłębieniach terenu - w lutym 2012 roku była okazja doświadczyć ponad 30-stopniowe mrozy (a w najzimniejszych zakamarkach Tatr prawdopodobnie poniżej -40°C lub nawet -50°C). :) Tatry mają taki jeden fajny kocioł, który chyba jest hardcorowym mrozowiskiem podczas inwersji (póki co to tylko przypuszczenia, bo brakuje pomiarów).
OdpowiedzUsuńDzięki a te dane i informacje :-)
UsuńTak właśnie sądziłem ,ze to był najzimniejszy moment zimy. To teraz będę polował na -25°C, ale to raczej w Izerach, czy Karkonoszach, a nie Tatrach. Swoją drogą, Izery nazywane są "polskim biegunem zimna", więc coś w tym musi być :-)
Jaki kocioł masz na myśli?
Proszę bardzo. W praktyce Góry Izerskie są znacznie cieplejsze od Tatr. Jednak posiadają swoje zagłębienia terenu, które można uznać za "mrozowiska" i takie zagłębienia terenu charakteryzują się niskimi T min. "Polskim biegunem zimna" konkretnie bywa nazywana Hala Izerska (np. 29 grudnia 1996 zanotowano tam -36,6°C, a 3 lutego 2012 chyba -35,9°C), ale ja nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. To efekt braku pomiarów w takich zakątkach, gdzie T min może być jeszcze niższa. Współcześnie spośród stacji IMGW o miano "bieguna zimna" (pod względem T min) rywalizują takie stacje jak Stuposiany, Jabłonka, Poronin, Łopuszna, Tylicz, Polana, Żubracze, Komańcza, Jakuszyce. Natomiast uwzględniając inne pomiary, na miano "bieguna zimna" bardziej zasługują Hala Izerska (pomiary chyba Uniwersytetu Wrocławskiego + pomiary Nadleśnictwa Świerawdów), a także Torfowisko w rejonie Czarnego Dunajca (najzimniejsze lub jedno z najzimniejszych miejsc Kotliny Orawsko-Podhalańskiej - pomiary prywatne od sierpnia 2012 prowadzi pasjonat Arnold Jakubczyk, jego dane znajdziesz na forum meteomodel). Torfowisko w rejonie Czarnego Dunajca chyba zdaje się wygrywać z Halą Izerską (pod względem T min), ale może to być efekt nie najlepszej lokalizacji stacji na Hali Izerskiej.
UsuńA co do Tatr - mam na myśli Litworowy Kocioł w masywie Czerwonych Wierchów. To głębokie, wysoko położone, całkowicie "zamknięte" i "suche" (bez stawu) zagłębienie terenu. Teoretycznie mogą się tam gromadzić spore baseny zimnego, przyziemnego powietrza podczas inwersji radiacyjnych orograficznych. Przypuszczam, że Litworowy Kocioł jest prawdziwym "polskim biegunem zimna" (z szansami na ponad 50-stopniowe mrozy) i będę się tego trzymać dopóki jakieś pomiary nie zweryfikują moich przypuszczeń.
Wielkie dzięki za tak konkretną odpowiedź :-)
UsuńWiem, że ogólnie Izery są cieplejsze od Tatr, bo jednak niższe itp, jednak tu chodziło mi tylko o minimalną temp. zmierzoną. A ta, jak zauważyłeś, jest na razie najmniejsza wśród stacji.
A o tym kotle sobie poczytam.
Graty za wejście na ten piękny i honorny szczyt :) Jeszcze nie byłem, ale mam niezły plan na letnie wejście ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie, najbardziej efektownie prezentuje się z Pośredniej Grani wraz zachodnią ścianą ;)
https://farm9.staticflickr.com/8562/16722367202_b6f6124c92_b.jpg
Trzeba bezwzględnie pod nią stanąć ;)
Dzięki, był to wymarzony szczyt Kasi, więc zdobyła go urodzinowo :-) Myślę, że spodobał jej się prezent ;-)
UsuńJa też planuję jeszcze na niego wrócić, ale nie przez tą słynną zachodnią ścianę, tylko czymś bardziej przyziemnym, albo podniebnym ;-)