Walentynkowy Krywań 2494 m n.p.m. - południowo-zachodnią granią



Krywań jest jednym z najwyższych tatrzańskich szczytów. Ma również największą wysokość względną, licząc od dna doliny, koło której leży. Dodatkowo, dzięki swojemu położeniu niemal na styku Tatr Zachodnich i Wysokich gwarantuje rozległe widoki, które nie są przesłaniane przez inne wysokie, pobliskie szczyty. To wszystko sprawia, że jest to szczyt wart odwiedzenia przy ładnej pogodzie, jaka szykowała się na tegoroczne Walentynki ♥
Niedawno dopadało trochę śniegu, więc zagrożenie lawinowe jest określane na drugi stopień. Dlatego też jako cel obieramy coś w miarę bezpiecznego, czyli Krywań południowo-zachodnią granią.

Sobota, 14 lutego 2015

Bývalá Važecká chata, , Tri Studničky, , Vyśna Priehyba, Kriváň, Vyśna Priehyba, , Tri Studničky, , Bývalá Važecká chata

Na wyjazd zgaduję się z Hemli i Wojtkiem. Najpierw pociągiem z Wro jadę z Kasią do Krakowa, gdzie meldujemy się po godz. 2 w nocy. Tam spotykamy się z naszymi towarzyszami i już w czteroosobowej ekipie ruszamy w stronę słowackich Tatr, na walentynkową wycieczkę. Koło 6 jesteśmy na parkingu koło Trzech Źródeł. Co prawda, parkingu za bardzo nie widać, gdyż pobocze zawalone jest śniegiem i stertami drewna. Tam przepakowanie plecaków, przebranie ciuchów na górskie i możemy ruszać.

Ja z Kasią od samego początku mamy rakiety na nogach. Wojtek z Hemli ich nie mają i idą „z buta”. Początkowo nie byli przekonani co do tego wynalazku, ale szybko doszli do wniosku, że to bardzo fajna rzecz i warto posiąść ją na kolejny sezon ;) Ostatnio byli na wycieczce ze znajomymi, którzy mieli rakiety. I ci znajomi zapadali się w śniegu tak samo, jak osoby bez rakiet. Było to najpewniej spowodowane świeżym śniegiem, na którym nawet rakiety niewiele pomagają. Dzisiaj jednak było zupełnie inaczej. Tam, gdzie my nie zapadaliśmy się w ogóle lub minimalnie, oni brnęli nawet po kolana – różnica była odczuwalna i widzialna.

Na szlak wychodzimy jeszcze przed wschodem słońca, ale czołówki są już zbędne. Na wschodzie jest już widoczna jasna łuna wschodzącego słońca. Dzięki temu widziane drzewa na tle pomarańczowej łuny wyglądają całkiem ładnie.


Od południowej strony ciągle towarzyszy nam widok na Niżne Tatry, prezentują się bardzo ładnie.


Tutaj widać, że lasy u podnóża Tatr po słowackiej stronie również są bardzo zniszczone przez wiatr. Duże połacie terenu są zupełnie bezleśne, znajdują się tam jedynie połamane pnie.


Gdy spojrzymy w drugą stronę, naszym oczom ukazuje się nasz cel – charakterystyczna sylwetka Krywania. Widoczny jest również Wielki Żleb Krywański.


Podejście zielonym szlakiem jest monotonne, nudne i ciągnące się. Początkowe widoki szybko znikają, bo wchodzimy w las, więc chwilowo widzimy jedynie drzewa. Po pewnym czasie się to jednak zmienia, gdy wychodzimy z lasu. Czym jesteśmy bliżej grani, tym śniegu robi się mniej, aż musimy ściągnąć rakiety, bo stają się zupełnie nieprzydatne. Śnieg staje się na tyle wywiany i wytopiony, że miejscami idziemy po samych kamieniach. Ale za to widoki w tle są przednie na Tatry Zachodnie.


W jednym z takich pozbawionych śniegu miejsc robimy przerwę na śniadanie. Potem podchodzimy w górę, odbijamy ze szlaku i Hemli z Wojtkiem wchodzą na Wyżnią Przehybę, a ja z Kasią trawersujemy ją do płytkiej przełęczy w grani Krywania. Na tym etapie zakładamy również raki, bo mogą być przydatne.
Z tego trawersu pięknie widać naszą drogę.


Nie wygląda ona trudno, jedynie widać, że kawałek podejścia przed nami jeszcze. Dodatkowo widać, że na części grani śniegu prawie nie ma, widać kamienie i lód między nimi. Utrudni nam to podejście, ale przynajmniej nie będziemy brodzić w głębokim śniegu.

Widok z podejście na Krywań w stronę Wyżniej Przehyby i Tatr Zachodnich w tle.


Idąc granią, Hemli również postanawia założyć raki. Na pewno nie zaszkodzą, a na śliskim śniegu mogą pomóc ;)

Sama grań, tak jak wcześniej przypuszczaliśmy, nie jest trudna. Wyżej znowu leży więcej śniegu. Dodatkową trudnością są kamienie, które trzeba omijać. Niektóre z nich są tylko częściowo przysypane śniegiem, więc stawiając nogę obok nich, trafiamy na pustą przestrzeń. Nie jest to przyjemne, a czasami może być niebezpieczne, bo można sobie uszkodzić nogę.


W niektórych miejscach spotykamy na swojej drodze trudniejsze skały, które omijamy prawą stroną, po śniegu.


Gdzieś na podejściu Wojtkowi wypada z ręki kijek i stacza się w dół żlebu. Dołem przechodziła właśnie grupa skiturowców i jeden z nich podniósł go i wbił, byśmy mogli łatwiej go odnaleźć w drodze powrotnej. Dzięki temu, zguba była tylko tymczasowa ;)

Ostatnie metry podejścia na Krywań.


Tu naszą uwagę zwróciła ciekawa sprawa: O ile na podejściu granią śniegu było niewiele, to przy szczycie jest go sporo. Jak widać wiatr nie wywiewa go stąd jak niżej.

Na górze, czas na przerwę, fotki szczytowe i podziwianie widoków.
Hemli i Wojtek


Red-Angel i Kasia


Widoki ze szczytu mam dużo lepsze, niż podczas zeszłorocznego, letniego wejścia na niego. Jest to spowodowane lepszą porą dnia – Krywań lepiej odwiedzać później, niż rano - jak również przejrzystością powietrza.

Lodowy Szczyt, Rysy, Wysoka, Gerlach, Kończysta


Niżnie Rysy, Lodowy Szczyt, Durny Szczyt, Łomnica, Wysoka


Widok w stronę Tatr Zachodnich


Giewont, Goryczkowe Czuby


Po dłuższym czasie zaczynamy zejście ze szczytu. Najpierw śnieżny, łagodny odcinek.


Później zrobiło się bardziej stromo i kamieniście.
Hemli i Wojtek:

Kasia:


Gdzieś podczas zejścia Wojtek robi zdjęcie, ale ma pecha i wypada mu z ręki aparat. Poleciał w ślad za wcześniej zgubionym kijkiem, ale w odróżnieniu od niego, nie udało się go już odnaleźć. Jak widać, walentynki nie były dla niego szczęśliwe.

Schodząc wchodzimy na Wyżnią Przehybę i z niej idziemy w dół. A Krywań w tle ciągle wygląda pięknie.


Zejście wiedzie po wcześniejszych śladach i o ile rano przed nami były tylko jedne ślady, to teraz jest ich już dużo więcej. Jednak dla wygody rakiety znów lądują na nogach. Bez rakiet czasami zapadam się w niekontrolowany sposób, a w rakietach jest to stabilna wędrówka bez niespodziewanych zapadnięć. Śnieg jest o tej porze mniej przyjemny niż rano. Po południu, gdy zrobiło się cieplej, stał się bardziej mokry i cięższy.


Na parkingu robimy przepakowanie rzeczy, wsiadamy do auta i jedziemy na obiad. Obiad oczywiście własnej produkcji, przygotowane wcześniej leczo (Hemli i Wojtek), pierogi (Kasia) oraz świeżo ugotowany przeze mnie rosół :D. Wszystko zjedzone w ładnej scenerii, z widokiem na oświetlone przez zachodzące słońce tatrzańskie szczyty. Po posiłku, podjeżdżamy na wcześniej upatrzoną pozycję i rozkładamy namioty. Będzie to pierwszy, zimowy biwak dla Hemli i Wojtka. Ale myślę, że im się spodobało ;)

Komentarze

  1. O, integracja międzyblogowa! Super! Pogoda żyleta! Zimowe obrazki fajne, ale dobrze że już wiosna się rozgaszcza w górach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba poznawać swoich internetowych znajomych w "realu" ;) Kto wie, może w przyszłości jakaś kolejna wspólna wycieczka nam się trafi?

      Obecnie już wiosna się pojawia, ale zima i tak mocno trzyma w tym roku :) Inaczej niż rok temu. Chociaż w zeszłym roku w maju dużo sniegu napadało jeszcze - oby w tym tak nie sypnęło.

      Usuń
  2. Super! Fajna relacja a i widoki przednie. Nie zazdroszczę Wojtkowi, bo jak by mi aparat postanowił sam zwiedzić niższe partie, to chyba bym się zapłakała. Fajnie, że się razem wybraliście. Pozdrawiam w iście wiosennym nastroju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Też nie byłbym zadowolony z takiego obrotu sprawy, szczególnie, że poleciał mu aparat wraz z całą zawartością karty. Wojtek zresztą też nie był zadowolony z tego, trudno mu się dziwić.

      Usuń
  3. Podobał się biwak, a jak! :) A co do rakiet, to faktycznie skutecznie nas do nich przekonaliście. Trzeba będzie zacząć na nie polować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się i z tego biwaku, jak i rakiet ;)

      A na rakiety polujcie cierpliwie, bo można naprawdę dobre modele kupić za małe pieniądze. Tylko trzeba czekać i szukać :)

      Usuń
  4. Świetna wycieczka, choć z przygodami, i świetne zdjęcia :-)
    Krywań, o ile trafi się na dobrą pogodę, dostarcza niesamowitych widoków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;)
      Widoki z Krywania są rzeczywiście rewelacyjne, warto je zobaczyć :)

      Usuń
  5. Patrząc z perspektywy pory roku to faktycznie Arturze zimowe wejście wydaje się to bardziej zasadne :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz