Wrocław - Śnieżnik, czyli 34h w drodze



W zeszłym roku w lipcu przeszliśmy trasę Wrocław – Śnieżka w czasie 45h48min z noclegiem. Już wtedy, Radek dał pomysł, by przejść tą trasę ponownie w czasie 36h. Ja stwierdziłem, że ok., ale lepiej iść na Śnieżnik z takim założeniem. W ten sposób plan na wiosnę tego roku został ustalony, pozostało już tylko czekać. Ostatecznie termin wyjścia został ustalony na 20 kwietnia na godz. 19.

Piątek, 20 kwietnia 2012

Moje przygotowania do marszu zaczęły się kilka dni wcześniej, gdy zacząłem zastanawiać się jakie buty/ubrania/aparat wziąć. Ostatecznie wziąłem niesprawdzone jeszcze w trasie (jedynie 3h w Masywie Ślęży) buty Kalenji Kapteren 50, tylko cienki polar i jako dodatkowe ocieplenie koszulkę Brubeck Thermo oraz dwa aparaty Panasonic TZ-6 i FZ50 (jak focić, to focić :-P). Reszta sprzętu była sprawdzona, chociaż generalnie nic tam więcej nie było w plecaku, prócz 3 par skarpetek na zmianę i rękawiczek.
Na starcie, czyli wrocławskim Rynku, pojawiam się ja, Radek oraz Paweł (leuthen). Jednak zaczyna się burza, więc przesuwamy start na 19.30 i ruszamy tylko w lekko kropiącym deszczu.


Ruszamy na południe Wrocławia i oczywiście mamy małe problemy ze znalezieniem drogi do wyjścia z Wrocławia, gdyż nikt nie ma mapy miasta. Udaje nam się opuścić zabudowania miasta, jednak nie mamy drogi, którą powinniśmy mieć przed sobą, wg wskazań Google’a. W tym momencie ratuje nas wiszący na przystanku rozkład jazdy i ruszamy w stronę, w którą znajduje się miejscowość Wysoka. Stąd już idzie się bez problemów po asfalcie. W Szukalicach robimy pierwszy postój, na którym Paweł postanawia wrócić do Wrocławia, ze względu na swój brak rozchodzenia od jesieni. Więc od tego momentu idziemy już we dwójkę. Następny postój mamy w Tyńcu nad Ślęzą, a ostatni tej nocy w Kondratowicach. Tutaj też zaklejam plastrem pęcherz, który pojawił mi się pod prawą kostką i zapominam o tym zupełnie. Podczas tego postoju doszedł na przystanek jakiś facet, czekający na poranny autobus. Nieźle się zdziwił jak nas zobaczył na tym przystanku leżących na ławkach.
Kilka kilometrów za Prusami zastał nas wschód słońca, a kawałek dalej ładnie wyglądająca droga, obrośnięta drzewami z obu stron



Następnie skręcamy w złą drogę i zamiast w stronę Czerwieńca idziemy w stronę Niemczy. Gdy orientujemy się, że źle idziemy, to nie chce nam się wracać i modyfikujemy trasę w taki sposób, by przejść przez Wzgórza Dębowe i Dobrzenickie. Na Ostrej Górze (360m n.p.m.) jest wieża widokowa, jednak nie da się na nią wejść, gdyż ma zdemontowane schody. Jednak widoki z niej byłyby pewnie bardzo ciekawe.


Dalej idąc czerwonym szlakiem doszliśmy do Stolca, z małym asfaltowym skrótem przed Kolonią Bobolice. W Stolcu nagle czuję, że mam mokro w prawym bucie. Zastanawiam się czy nie weszłam gdzieś przypadkiem do kałuży, jednak uświadamiam sobie, ze miałem tam odcisk. Zatrzymujemy się i okazało się, że pęcherz urósł od momentu jego zaklejenia i plaster był już za mały, a teraz pękł. Przynajmniej nie miałem już problemu z pęcherzem :-P Zaklejam to miejsce nowym plastrem i idziemy dalej. Za Kamieńcem Ząbkowickim wychodzi piękne słońce i robi się naprawdę ciepło. A dodatkowo widać góry, czyli nasz cel


W Złotym Stoku robimy postój na obiad na tamtejszym Rynku, dzięki czemu mamy okazję zjeść coś ciepłego przed dalsza trasą. Idąc dalej Radek pokazuje mi Sztolnię Książęcą, w której jeszcze nie miałem okazji być. Niestety ktoś zabrał drewniany podest, przez co nie da się za daleko wejść, gdyż dno sztolni zalane jest wodą.

Trasę do Lądka Zdroju pokonujemy czerwonym szlakiem, po drodze wchodząc na Jawornik Wielki (872 m n.p.m.), z którego były rozległe widoki, m.in. na Ślężę, a nawet Śnieżkę.


Następnie dojście do Stronia Śląskiego, a dalej do Jaskini Niedźwiedziej to niekończący się asfalt. Ostatni kawałek asfaltu przed Jaskinią Niedźwiedzią wywoływał we mnie taką radość, że to, co sobie wtedy myślałem, nie nadaje się do zacytowania. Na jej wysokości również pojawiają się pierwsze płaty śniegu i gwałtownie spada temperatura, przez co robi się zimno. Trochę wyżej śnieg zajmuje już całą szerokość szlaku, ale jest zmrożony i da się iść po nim bez zapadania. po dojściu do schroniskoa PTTK "Na Śnieżniku", wchodzimy do przedsionka i czekamy na godz. 5, by wyjść na szczyt. Na szczycie jesteśmy 34h od startu, więc założenie co do czasu dotarcia na szczyt zostało spełnione :-). A na szczycie, po chwili czekania, ukazują się nam takie widoki










Oczywiście nie mogło również zabraknąć foty grupowej na końcu


Teraz tylko zejście do schroniska, a dalej czerwonym szlakiem do Miedzygórza, skąd wujek Radka odwozi mnie do Kłodzka Głównego, skąd pociągami, najpierw KD do Jaworzyny Śląskiej, a potem Regio, jadę do Wrocławia. Warto zaznaczyć, że buty przemokły mi tylko raz podczas całej tej wędrówki i to już na końcu podczas zejścia. Po prostu śnieg, gdy się trochę ociepli, zmienia się w mokrą breję, tak samo jak jego okolica. A jeżeli jakieś miejsce wydaje się suche, to wystarczy na nie stanąć, by okazało się, że tak jednak nie jest i jest to w rzeczywistości jedno wielkie bagno.

Podsumowując:
Dobór zabranych rzeczy oceniam jako idealny. Nic nie było nieużywane i wszystko spełniło swoje funkcje. Nawet buty, pomimo tego pęcherza, oceniam bardzo dobrze, gdyż nie czułem bólu idąc (ból od chodzenia po asfalcie, to inna kategoria ;-)).
Trasa została pokonana w całości, w zakładanym czasie, co również można uznać za sukces. Dodatkowo trasa bez noclegu (w porównaniu do Śnieżki), potwierdziła, że jest to ciekawszy sposób na długie (ale te krótsze z tych długich) trasy, więc kolejny etap projektu również będzie non stop.
Czy było warto? Dla mnie tak, chociażby dla tych kilku zdjęć ze wschodu słońca ze Śnieżnika.

No to teraz czas zrealizować ostatni bok naszego projektu, czyli Śnieżnik – Śnieżka :-)

Więcej zdjęć:

Komentarze