Chatka pod Śnieżnikiem na niepogodę



I ponownie zimowy Masyw Śnieżnika. Tym razem trochę inaczej niż w styczniu, z innej strony, w innych warunkach, w innym stylu. Bez namiotu, bez rakiet - więc na lekko. Ale nie bójcie się, odpowiedni styl noclegu został zachowany ;) Więc żadne tam pensjonaty, schroniska, hotele, ale coś o wiele lepszego, bo samoobsługowa chata w środku lasu ze wszystkim, co potrzeba ;)

Sobota, 27 lutego 2016

Lądek-Zdrój, , Hala pod Śnieżnikiem, , bez szlaku, Chatka pod Śnieżnikiem

Z Wrocławia do Lądka-Zdroju jedziemy Beskidem o 8:50. Podróż mija bez przygód, dość szybko, bo jest trochę rozmów, trochę spania i wysiadamy na początku Lądka, skąd musimy cofnąć się kawałek wzdłuż asfaltu. Tutaj w okolicy stacji paliw nasz szlak skręca w lewo, w asfaltową drogę. Tak więc początek nie jest ciekawy, ale za to idzie się bardzo wygodnie. Aha, zapomniałem wspomnieć, że jak to w obecną zimę, śniegu na tej wysokości nie ma.

Idziemy, idziemy, a monotonię marszu przerywa jedynie mijana wieś – Kąty Bystrzyckie. Kawałek powyżej nich przy szlaku znajduje się kapliczka.


A w okolicy pojawia się śnieg. Jak się spojrzy w odpowiednim kierunku, to tego śniegu nawet troszkę jest ;)


menel na tropie zimowych krajobrazów.

Ale, ale, czym dalej w las, tym więcej śniegu. To może jednak zima jest?

Idąc lasem natykamy się na tablicę informacyjną z mapą. Ta mapa jakaś dziwna, nie pasują nam odległości na niej, przez co mamy problem z odnalezieniem się, gdzie jesteśmy. W końcu olewamy ją i ruszamy dalej z myślą, „Dojdziemy na Przełęcz pod Chłopkiem, to będziemy wiedzieć gdzie jesteśmy”. Tak, tak, nie tylko Tatry mają swojego Chłopka ;)

Jesteśmy na wysokości około 800m, a krajobrazy coraz ładniejsze. Śniegu co prawda nie ma dużo, ale wystarczająco, żeby było ładnie.

Spotykamy turystę schodzącego z Czarnej Góry, który informuje nas o oblodzeniu na podejściu. Dziękujemy i ruszamy. A tak prezentuje się Czarna Góra i Przełęcz Puchaczówka.


Na tej przełęczy dłuższy postuj, bo jest ku temu sprzyjająca okazja – ładna wiata. Nadaje się nie tylko do posiłków, ale również na nocleg, bo ma fajny stryszek. Ale raczej w porze mało deszczowej, bo z dachu kapie.


Po drugim śniadaniu ruszamy zdobywać góry ;) A dokładniej Czarną Górą (1205 m n.p.m.). Jakoś w pamięci miałem, że ten odcinek jest stromy, ale teraz stromość odczułem tylko na części trasy. Na szczęście nie było mocnego oblodzenia, bo my podchodziliśmy spokojnie, ale mijana przez nas schodząca ekipa miała już większe trudności.

Jak widać na górze już zima w pełni.

Drewniana wieża widokowa wciąż stoi, ale tym razem na nią nie wchodzimy, bo widoczność jest słaba. Szkoda czasu na pokonywanie schodów.

Idąc dalej grzbietem, co pewien czas trafiają nam się widoczki na ośnieżone drzewa.


Sam grzbiet prezentuje się również ciekawie.


Tutaj minęliśmy pana ciekawie spędzającego czas w górach. Siedział na kamieniach i czytał książkę Agathy Christie. Jak widać zima to nie przeszkoda ;) Co prawda powiedział, że w ten sposób czeka na żonę, która wolniej podchodzi. Z dołu dało się w tym momencie słyszeć słowo „złośliwiec”, ale przecież wiadomo, że chęć czytania książki była najistotniejsza :P

Śnieg, śnieg i choinki.

Na Przełęczy Żmijowa Polana przyglądamy się nowej wiacie. Całkiem konkretna. Kiedyś była tu inna, ale mniej interesująca. Ta jest lepsza.


W tym momencie wchodzimy na drogę, która w lepszych warunkach śniegowych jest ratrakowana. Obecnie po gotowym śladzie narciarskim pozostało jedynie wspomnienie i zlodzony śnieg pod warstwą świeżego. I właśnie to powoduje, że idzie się kiepsko, bo przy każdym kroku buty się „obsuwają”, co męczy i denerwuje. Ale idziemy. Chwilę przerwy na herbatę robimy na punkcie widokowym na Żmijowcu. Stąd jest widok na Śnieżnik.


Tutaj też dostrzegamy ciemne chmury nadciągające od strony Śnieżnika. Odpuszczamy tym samym wejście na Śnieżnik, bo przy braku widoków nie chce nam się tam wchodzić i zachodzimy jedynie do schroniska. Menel zaopatruje się oczywiście w pomidorową i czarny trunek, czyli Colę.

Po dłuższej przerwie ruszamy przy świetle czołówek niebieskim szlakiem, który trawersuje zbocze Śnieżnika i po dojściu na polanę, odbijamy w las wzdłuż granicy rezerwatu. Po pewnym czasie natrafiamy na chatkę, w której planujemy przenocować. Menel obstawia, że będziemy mieli towarzystwo, ja mówię, że nie. I tym razem mam rację i jesteśmy sami.


Po ogarnięciu miejsca do spania, przenosimy się do jadalni z piecem i stołem i tam zasiadamy na resztę wieczoru. Najpierw jednak sprzątamy, wieszamy szafkę, bo przed nami w chacie imprezowało jakieś bydło, dla którego śmiecenie było chyba czymś naturalnym. Opakowania wszelkiej maści walały się wszędzie. Nie zajęło nam to wiele czasu, a dzięki temu mogliśmy zasiąść przy stole w czystym pomieszczeniu. A było co jeść: grzybowa z makaronem (nie instant), kotlety mielone z ogórkami konserwowymi, fasolka po bretońsku. A to przecież tylko część naszego menu ;)


W międzyczasie menel znika na chwilę w śpiworze, bo siedząc w sandałach zmroził sobie palce :P Ale pojawia się ponownie, bo kilka zdjęć trzeba było zrobić, a poza tym fasolka sama się nie zje ;)

Po pewnym czasie kładziemy się spać. Na dworze wieczorem było -6 °C. W środku na pewno cieplej :)

Niedziela, 28 lutego 2016
Chatka pod Śnieżnikiem, bez szlaku, , Porębek, , Kletno, , Stronie Śląskie

Pobudka wyszła jak wyszła, bo pośpiechu nie było. Na wschód szans nie było, a plan na dzisiaj nie jest zbyt ambitny. Tak więc dopiero o 9:40 ruszamy na szlak. Wcześniej jeszcze jemy śniadanie, gotujemy herbatę do termosów i ogarniamy się.


Prognozy na dzisiaj to chmury, opady i brak słońca. Początkowo nawet się wszystko sprawdza i idziemy przez ponury, zimowy las.

Ale co to? Prześwit :)


Na pewien czas udaje nam się wejść w miejsce, gdzie chmury zrobiły dziurę i możemy się poopalać. Od razu ściągamy kurtki, bo jednak jest w nich za gorąco na słońcu.


Rezerwat przyrody Śnieżnik Kłodzki.


Długo jednak nie cieszymy się słońcem, bo za chwilę wchodzimy w las, a kilka chwil później w chmury, które będą nam towarzyszyć już do końca dzisiejszego dnia.


Czym niżej, tym śniegu mniej. Jednym słowem sytuacja taka sama jak wczoraj, ale w odwrotną stronę.

Po drodze na rozdroże pod górą Porębek spotykamy taką samą wiatę, jak wczoraj na Przełęczy Żmijowa Polana.


Reszta trasy od Kletna to standardzik, głównie asfalt, którym dochodzimy do Stronia Śląskiego, skąd busem jedziemy do Kłodzka, a tam mamy pociąg KD do Wrocławia.

Tym oto sposobem minął mi kolejny weekend w Masywie Śnieżnika. Brakowało trochę śniegu, by móc poszaleć w rakietach, ale nie ma co narzekać – zawsze mogło być gorzej. Był za to nocleg w Chatce pod Śnieżnikiem – nie pierwszy i na pewno nie ostatni, bo miejscówka fajna, tylko trzeba uważać, bo można trafić na imprezę jakiejś trzody. Chociaż można tam również spotkać jakieś fajne towarzystwo :)

Więcej zdjęć: https://goo.gl/photos/qfbRWwLf9JETgwCA6

Komentarze

  1. Tak sobie myślę, że wytrzymałabym ten chłód i niewygody dla tego kotleta z ogórkiem :) Fajna wycieczka. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, jedzenie przede wszystkim? :P A niewygód za dużo nie było. Bym powiedział, że nocleg bardzo komfortowy ;)

      Usuń
    2. No wiesz, z pełnym brzuszkiem lepiej się wytrzymuje zimno ;) A ogórki lubię w każdej postaci :P

      Usuń
    3. Wiadomo, że człowiek najedzony więcej wytrzyma ;-)

      Usuń
  2. takie weekendy lubię najbardziej :) w rejonie Śnieżnika jeszcze nie byłem...ale wiaty i chatka zachęcają do odwiedzin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz motywację, żeby to zmienić :) Po za tym szczyt Śnieżnika jest świetnym punktem widokowym. Polecam odwiedziny.

      Usuń
  3. No widzę, że "gejowanko" pełną gęba było... I nawet romantyczna kolacja przy świecach miała miejsce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba :P Z menelem nie mogło być inaczej ;) A świece w wiatach to podstawa, trzeba oszczędzać akumulatory ;)

      Usuń
  4. Ehh, szkoda że w Polsce takiego rodzaju chatki samoobsługowe mają ciężki żywot... są systematycznie niszczone i zaśmiecane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, a czym jest łatwiej dostępna, tym zazwyczaj jej stan jest gorszy. W weekend przyjrzałem się z bliska wiacie na Czarnej Przełęczy w Karkonoszach i tam zobaczyłem, prócz "standardowych" napisów flamastrem, coraz więcej napisów wyrytych w drewnie. Jak to inaczej nazwać niż zwykłe niszczenie? Żeby nie było, podpisów też nie akceptuję, ale jednak nie są tak niszczące jak wyryty napis.

      Usuń
  5. Idea takich chatek piękna, tylko jak widać, nie wszyscy umiemy z nich korzystać. Z dwojga złego lepiej trafić tam po imprezie, niż na nią, bo jeszcze po ryju można by dostać. Wycieczka w Twoim stylu, jak lubisz, szkoda, że widoczków za wiele nie było.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem widoków nie miałem, ale nie żałowałem, bo w styczniu miałem bardzo ładne widoki z niego - http://www.goryponadchmurami.pl/2016/01/zimowy-wschod-slonca-na-sniezniku.html.

      Na taką imprezę raz trafiłem w tej chatce. Może aż tak źle nie było, ale zastane towarzystwo nie zachęcało do dłuższej wieczornej integracji. Takie uroki chatek (i schronisk również), że nigdy nie wiadomo na kogo się trafi.

      Usuń
  6. Oooo! Przełęcz pod Chłopkiem dla początkujących! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Musimy kiedyś poszukać tej chatki, wygląda całkiem sympatycznie. Zauważyłam, że tej części gór jest całkiem dużo wiat, ławeczek, zorganizowanych miejsc na odpoczynek. Oby więcej takich inicjatyw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest w tym rejonie sporo różnych wiat. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale większość daje opcję na nocny wypoczynek :) Polecam taką wycieczkę.

      Usuń
  8. Dwa razy byłem na Śnieżniku, ale ani razu w chatce. Muszę to nadrobić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś przy okazji Ci się uda :) To była moja druga wizyta w chatce, ale na Śnieżniku byłem trochę więcej razy ;)
      Miejscówka warta odwiedzenia i noclegu, jeśli nie trafi się jakiejś dzikiej hołoty w środku.

      Usuń
  9. Syf i skład butelek w chatce p. Ś. to obawiam się stan permamentny, bo ilekroć tam zaglądałem (raz z zamiarem kimania) było podobnie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co zrobić. Jest to obiekt bardzo znany w kręgu ludzi jeżdżących do chatek na imprezy. A jak wiadomo, pusta butelka waży więcej niż pełna wnoszona do góry. Na szczęście niektórzy turyści ogarniają takie miejsca. Co prawda to syzyfowa praca, ale warto nawet znieść ze sobą tą jedną butelkę czy kilka torebek.

      Usuń

Prześlij komentarz