Jagnięcy Szczyt z Czerwoną Turnią na deser


Jest środek lata. Wszędzie panuje rozległy, mocny wyż, więc pogoda jest super. No prawie, bo jest bardzo gorąco, przynajmniej w mieście. W górach jest trochę inaczej, czego doświadczamy już na samym początku naszej wędrówki. A dzisiaj wybieramy się na Jagnięcy Szczyt, chociaż od mało popularnej strony, bo od Przełęczy pod Kopą. Na tym jednak nie poprzestajemy i odwiedzamy jeszcze Czerwoną Turnię.

Sobota, 1 sierpnia 2015

Tatranská Javorina, , Kopské sedlo, Jahňací štít, Belasá veža, Kolová dolina, , Tatranská Javorina

Wędrówkę zaczynam wraz z Pedrem na parkingu w Jaworzynie Spiskiej (Tatranská Javorina). Pora jest oczywiście jeszcze bardzo wczesna, ale już nie noc, takie uroki lata. Ale jak wspomniałem we wstępie, wszędzie w Polsce jest obecnie gorąco. No właśnie, ale nie tutaj. Tu jest zimno, a w trakcie podejścia doliną okaże się, że jest nawet przymrozek! A w takim np. Wrocławiu jest teraz pewnie jakieś 20 stopni…

Początek trasy to przejście Doliną Jaworową. Ten etap pamiętam dość słabo, ale ciekawy nie jest. Płaska, wygodna droga, las dookoła. Jednym słowem widoków brak. Później robi się ciekawiej, gdy odbijamy w Dolinę Zadnich Koperszadów. Ciekawy jest zwłaszcza jej początek, bo właśnie tutaj dolina bardzo się zwęża i przyjmuje postać wąskiego, wapiennego wąwozu. Jego najwęższe miejsce nosi nazwę Koperszadzkiej Bramki i jest to miano w pełni zasłużone i oddające charakter tego miejsca. Zdjęcia niestety nie zrobiłem.

Wyżej jest już jednak mniej ciekawie. Oszałamiających widoków nie ma, dopiero wyżej ukazuje nam się Jagnięcy Szczyt wraz z jego Koperszadzką Granią. Wcześniej największą atrakcją są zmrożone kwiatki.

fot. Pedro

Wszystko zmienia się w chwili, gdy wychodzimy na Przełęcz pod Kopą (Kopské sedlo). Jest to przełęcz oddzielająca od siebie Tatry Wysokie i Bielskie. Prócz pełnienia tej ważnej funkcji, oferuje także rozległe widoki.
Jako pierwszy wzrok przykuwa Jagnięcy Szczyt. Stąd wygląda jak piramida, a przez fakt górowania o 480 metrów ponad nas, robi ogromne wrażenie.


Widać również Łomnicę ze stacją kolejki na szczycie.


Na tej przełęczy robimy dłuższy postój. Promienie słońca trochę rozgrzewają, senność chwyta, więc czemu się na chwilę nie położyć? O śnie nie ma mowy, ale poleżeć też jest przyjemnie ;)

fot. Pedro

Po dłuższej chwili jednak trzeba ruszać. Słońce jest coraz wyżej, robi się cieplej, więc ruszamy wyraźną ścieżką wiodącą początkowym odcinkiem głównej grani Tatr Wysokich. Trudności nie ma, a na szlaku nie jesteśmy sami – towarzyszą nam tutejsi mieszkańcy, czyli kozice:


I jest ich tutaj dużo, w końcu nazwa szczytu zobowiązuje.


Ale nie były to jedyne zwierzęta, które nam towarzyszyły. Widziałem również uciekającego świstaka:


Ale śpieszę z wyjaśnieniem, świstak nie uciekał przede mną. Goniła go kozica, która szła za nim przez kilkadziesiąt metrów. Fajnie to wyglądało, gdy taki mały gryzoń biegnie między kamieniami próbując uciec, a kozica idzie za nim nieśpiesznym krokiem. Pedro nie miał szczęścia go zauważyć, więc może teraz, po zobaczeniu zdjęcia, uwierzy ;)

Granią szliśmy do Białego Karbika, czyli miejsca, w którym grań nabiera skalnego charakteru i zaczyna piąć się w górę. Tutaj Pedro sugeruje by wybrać wyraźną ścieżkę, omijającą ten fragment, co też robimy.
Tak wyglądała grań którą przeszliśmy do tej pory:


Ścieżka, którą idziemy nie przysparza problemów, jest wyraźna, wygodna i logicznie poprowadzona. Nie można tylko przestraszyć się, że grań jest coraz wyżej, a my nie nabieramy wysokości. Po prostu tym wariantem dochodzimy aż do Jagnięcej Grani, skąd szybko dostajemy się na żółty szlak i nim wchodzimy na szczyt.

fot. Pedro

Za plecami mamy oczywiście widoki na Tatry Bielskie, tutaj akurat na Szalony Wierch:


Szlakowy odcinek mija nam szybko, tutaj pojawia się również więcej ludzi, ale tłumu nie ma. Na szczycie robimy sobie pamiątkowe foty i zaczynamy podziwiać widoki. A panorama z tego szczytu jest bardzo rozległa i interesująca. Mój wzrok najbardziej przykuwa Łomnica wraz z początkowym odcinkiem Grani Wideł - Zachodnim Szczytem Wideł. Ta grań wygląda na doklejoną do ściany Łomnicy.


Prócz tego bardzo dobrze widać grań od Baranich Rogów, aż po Mały Kieżmarski Szczyt. Ja jednak bardziej skupiam się na odcinku, w którym znajduje się od lewej: Poślednia Turnia, Klimkowa Przełęcz, Durny Szczyt, Mały Durny Szczyt, Czubata Turnia, Sępia Turnia, Pięciostawiańska Turnia, Juhaska Turnia, Spiska Turnia, Barania Przełęcz


Powody tego są dwa; pierwszy to fakt, iż przeszedłem tą grań niecały miesiąc wcześniej; drugi to wygląd tej grani gdy patrzymy na nią od strony polskiej. Jak widać moje zainteresowanie tym odcinkiem nie jest bezpodstawne ;)

A oto i wspomniana wyżej fotka szczytowa. Bez niej szczyt się nie liczy :P


Koperszadzka Grań po Przełęcz pod Kopą prezentuje się tak. My ominęliśmy ten odcinek bliżej szczytu, może następnym razem.


Na koniec naszego posiedzenia, rzut oka na Tatry Bielskie i kanapka od razu lepiej smakuje ;)


Nie można jednak siedzieć tutaj w nieskończoność, trzeba ruszać dalej, bo w ambitnym planie na dzisiaj jest Kołowy Szczyt. Co prawda już podczas podejścia na Jagnięcy pojawiła się pierwsza rysa na tym zamiarze, gdyż u Pedra odnowiła się stara kontuzja/choroba, co nieco utrudnia marsz. Ale nie uniemożliwia dalszej wycieczki. Idziemy więc z nadzieją, że będzie dobrze :)

Zejście szlakiem do Kołowego Przechodu, czyli miejsca, w którym opuszczamy znakowany szlak, jest ciekawe. Nie ma nudy ;) Jest kilka zejść, kilka ciekawych podejść, np. ciekawie wyglądającym kominkiem, ale trudno nie jest.

Na Kołowym Przechodzie odbijamy od szlaku i wyraźną ścieżką trawersujemy do Kołowej Przełęczy. Jest bardzo łatwo i widać Czerwoną Turnię i Kołowy Szczyt przed nami.


To zdjęcie mi się podoba, fajnie na nim widać Kołowy Stawi Kołowa Dolinę. No i ja na też nim jestem ;)

fot. Pedro

Wejście na Czerwoną Turnię nie jest już takie oczywiste. Wszystko przez to, że ten odcinek nie jest już typową granią, gdyż grań przeobraża się w szeroką, stromą ścianę szczytową, jak to napisał Paryski. Nie znaczy to jednak, że jest trudno. Trudności nadal są niezbyt wielkie, po prostu ścieżka nie jest już oczywista. By znaleźć się na grani przechodzimy strome płyty, mały, acz problematyczny prożek i kruchy żleb. Pedro nie czuje się zbyt pewnie w takim terenie, więc prosi o przyasekurowanie na małym odcinku. No to wyciągamy sprzęt z plecaków i po pewnym czasie jesteśmy już na grani.

Stąd mamy kilkadziesiąt metrów łatwą granią i stajemy na Czerwonej Turni, skąd możemy obserwować Kołowy Szczyt z bliska.


Zanim jednak stanęliśmy na Czerwonej Turni trochę poprzeglądaliśmy przewodnik w poszukiwaniu opcji zejścia na dół, bo doszliśmy do wniosku, że Kołowy to jednak nie na dzisiaj. Lepiej zejść na dół niż pchać się dalej, gdy Pedro nie jest jednak w pełni zdrów.

fot. Pedro

A co najładniej się prezentuje z Czerwonej Turni? Oczywiście grań od Małego Kieżmarskiego Szczytu do Baranich Rogów. Jest piękna :)


I co wynikło z naszego długiego przeglądania przewodnika? Że zejdziemy jeszcze do Modrej Ławki i z niej do Doliny Kołowej. W przewodniku o niej napisane jest: „Głęboka i ostro wcięta przełączka (…) między Modrą Turnią a Czerwona Turnią. Przejście przez Modrą Ławkę stanowi jedyne dogodne bezpośrednie połączenie Doliny Jastrzębiej z Doliną Kołową (…) rzadko używane” – WHP 23.

Zachęceni takim opisem i dopiskiem, że jest to droga bez trudności, poszliśmy. Fakt, trudności technicznych tam nie ma, ale są innego rodzaju – nasza droga to albo stromy żleb z ruchomymi kamieniami i takimi samymi chwytami, albo również strome trawiaste zbocze, z nietrzymającymi się podłoża kamieniami. Jednym słowem jest ciekawie. Trzeba pamiętać, żeby przed obciążeniem czegokolwiek najpierw to sprawdzić, bo rusza się tam niemal wszystko, nawet te duże kamienie. Wiele chwytów trzeba po prostu dociskać do skały, by zejść niżej. W pewnym momencie dochodzimy do progów w żlebie. Trudne nie są, ale kruche. Schodząc jednym z nich, stojąc na wąskiej półeczce i dociskając chwyt do skały znajduję takie coś:


Jest dobrze, ktoś czasem się tutaj jednak zapuszcza ;) Jak widać nie jest to hak pierwszej świeżości, pewnie nawet trzecią ma już za sobą. Również karierę wspinaczkową, gdyż bez protestów opuścił swoje miejsce pobytu i zapakował się do mojego plecaka. Teraz leży grzecznie na półce w pewnym wrocławskim domu ;)

My schodzimy jeszcze kawałek i Pedro mówi, że on tędy dalej nie idzie i wracamy na grań. Ja pewnie zszedłbym na dół, ale sam nie jestem, więc wracamy. Przez chwile pomyślałem nawet o zjechaniu przez kolejny próg, ale szybko odrzuciłem ten pomysł – nie byłoby nawet z czego zrobić stanowiska, skoro wszystko tu się rusza.


Po powrocie na Modrą Ławkę ponownie wchodzimy na Czerwoną Turnię, by zejść z niej na Kołową Przełęcz. To mija dość szybko, po czym już bez jakichkolwiek trudności schodzimy w dolinę. Już wiem dlaczego wariant, którego próbowaliśmy wcześniej, jest rzadko używany.

Tak wygląda dolna część żlebu opadającego z Modrej Ławki. Zachęca, prawda?


A w Dolinie napotkaliśmy przyjazną rodzinkę kozic. Prawda, że ładne? I jakie fotogeniczne :)




Dolina Kołowa to ciekawe miejsce, jest bardzo zielono. Niżej pojawiają się kosówki, które trzeba sprytnie omijać.


Jednak od Kołowego Stawu dalsze zejście nie stwarza problemów, ścieżka jest bardzo dobrze utrzymana, a czemu? Tego można się domyślać. Idąc dalej ścieżką przechodzimy obok chata na Burdeli. Fajna nazwa, pewnie zawsze przykuwa uwagę oglądających mapę tych okolic ;) Sama chatka fajna, aczkolwiek pewnie zamykana. W chacie tego dnia była akurat jakaś impreza, więc ludzi sporo, ognisko się pali, fajna miejscówka na imprezę :) Szkoda tylko, że dla wybranych. Stąd do szlaku idziemy drogą jezdną, a następnie do auta tym samym szlakiem co rano. Po drodze mijamy jeszcze kilka osób idących do chatki.
My jednak ruszamy w dół do auta. Tu zrzucamy plecaki i na ostatnią chwilę wpadamy do sklepu na Łysej Polanie po niezbędne zakupy i udajemy się na nocleg.

Był to bardzo ciekawy dzień, trasa interesująca, a widoki z Jagnięcego Szczytu są świetne. Co prawda dość ograniczone przez wysokie okoliczne szczyty, jednak tylko one gwarantują piękną panoramę. Dla mnie była to również dobra okazja na zobaczenie w pełnej krasie trasy, jaką przeszedłem w lipcu. Teraz dopiero dotarło do mnie jaki kawał grani wtedy pokonaliśmy.
Co do samego Kołowego, na którego tym razem nie udało nam się wejść, na pewno kiedyś na niego wrócę, ale pewnie inną drogą.


Niedziela, 2 sierpnia 2015

Spyrkówka, , Gubałówka, , Spyrkówka

Zastanawiałem się czy wrzucić coś z tej ambitnej trasy, ale stwierdziłem, że czemu nie. Na taki symbol Zakopanego również trzeba kiedyś wejść (lub wjechać) :P Powodem obrania za cel Gubałówki była kontuzja Pedra, która uniemożliwiła mu tego dnia konkretniejsze chodzenie. Pozostały nam więc tylko Krupówki i Gubałówka ;) Pisać za wiele nie będę, wrzucę jedynie kilka zdjęć:









Komentarze

  1. Artur, Artur... dreptach drogami, które nam intensywnie chodzą po głowie :) To jednak bardzo dobrze bo będzie z kim się skonsultować na kilka chwil przed wyprawą. Jagnięcy i Czerwona Turnia... 2016 obowiązkowo :)
    Pozdrawiamy i już trochę zazdrościmy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytajcie śmiało, chętnie pomogę jeżeli tylko będę mógł. Plan na lato? Ja również planuję się ponownie pojawić na Czerwonej, ale tym razem podejść również kawałek dalej - co wyjdzie, zobaczymy :) A może również zalinkowana relacja z wejścia na Łomnicę Was zainspiruje? ;) Życzę powodzenia w każdym razie.

      Usuń
  2. No diabły, jak to się stało, że o tej wycieczce dowiaduję się dopiero teraz?!
    Jak się z tego wytłumaczycie?:)

    Świetne kółko, powrót Doliną Kołową to chyba rzadki pomysł i świetny!
    A samo schodzenie, mówisz, że kruszyzna aż niekomfortowo - i dobrze!
    W moich oczach więcej w tym taternictwa niż na Mnichu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałem sprawdzić czy uważnie czytasz bloga :P

      Dolina Kołowa chyba faktycznie nie jest bardzo często odwiedzana, bo nie ma nawet wyraźnej ścieżki w jej górnej części. Nie oznacza to jednak, że nie znajdziemy tam śladów, są, ale w porównaniu do dolin przy wyższych szczytach, to są bardzo skromne.

      Schodzenie z Modrej Ławki faktycznie bardzo kruche i nieprzyjemne. Za to zejście z Kołowej Przełęczy jest całkiem komfortowe.

      Dla mnie taternictwa w tym nie ma, toż to zwykły spacerek, nawet lina nie jest potrzebna ;) Ale Mnich od strony Dolinki za Mnichem to faktycznie taka większa skałka. Ale i tak warto się na nim pojawić, bo to jednak klasyka ;)

      Usuń
  3. Zdrowych, pogodnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Tobie również życzę Wesołych Świąt :)

      Usuń
  4. Super ten Wasz jak to określiłeś "spacerek". Genialnie spędzony dzień w górach. Gdy zobaczyłam zdjęcie Grani Wideł - znów serce zaczęło mi mocniej bić :D A koziczki widać, że podrośnięte od czasu kiedy widziałam maluchy w czerwcu. Zazdraszczam spotkania świstaka w Tatrach, ja wciąż nie mogę dorwać ani jednego osobnika. Gratulacje za Gubałówkę! Ja tam Damiana wciąż nie mogę zatargać.

    PS: Planujesz relację z Gerlacha?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Z trasy jestem bardzo zadowolony, polecam.

      Tak, Grań Wideł pięknie wygląda, a ponoć skała na niej bardzo fajna.

      Ja już kilka świstaków widziałem, link do jednego z ładniejszych: https://lh4.googleusercontent.com/-V5kAgiqHKPw/Uek1maC9ayI/AAAAAAAArVk/Sb9CAiXFlgU/s800/P1170822.JPG

      Nie dziwię mu się, to taki szczyt na specjalną okazję :)

      Będzie, będzie na pewno. Ale czeka na swoja kolej ;)

      Usuń
  5. Wesołych Świąt! Fajnie pospacerować o tej porze roku po grani :)A wejście na Gubałówkę to całkiem niezły wyczyn. Wejść, to wejść, ale na niej przetrwać... heh. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia, Tobie również Wesołych Świąt :)

      Tak, to chyba najlepsza pora na granie :) Sucha skała, ciepło, słoneczko - wręcz ideał :)

      To fakt, trzeba mieć niezłe umiejętności lawirowania w tłumie, unikania stoisk, a już najtrudniejsze, to unikanie barów z piwem. To chyba największe zagrożenie na tym szlaku, występuje w dużej ilości i może mocno spowolnić wędrówkę :P

      Usuń
  6. Ciekawa wycieczka, nie powiem. :) Kołowy mnie intersuje, ale to cel na kiedyś tam. Szkoda, że nie udało się wejść, bom ciekawa widoków.
    PS. Gubałówka wygląda na większy hardcore od wcześniejszej wycieczki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też Kołowy interesuje, ale jak już wspominałem, przy następnej okazji wybiorę się na niego pewnie z innej strony.

      Gubałówka rzeczywiście najłatwiejsza nie jest, czeka na niej tyle niebezpieczeństw, że trzeba się mocno zastanowić przed jej odwiedzeniem. Tutaj knajpa z piwem, tam budka z jedzeniem, gdzieś pod nogami biegają owce i kucyki. A to wszystko wśród sporej ilości innych turystów ;)

      Usuń
    2. Z Gubałówką nie ma żartów. Zewsząd tam czychają jary.

      Usuń
    3. Dokładnie, żadna góra nie jest bezpieczna ;)

      Usuń
  7. Dzięki :) Jak coś, pytaj.
    Tobie również wszystkiego najlepszego w tym Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz