Weekend ponad chmurami w Karkonoszach



Ten wyjazd w Karkonosze pierwotnie był planowany już dwa tygodnie wcześniej, ale wtedy prognoza pogody mnie zniechęciła i powiedziałem, że pojedziemy za tydzień. Niestety, po tygodniu historia się powtórzyła i znów nie było żadnych szans na ładne widoki, tylko chmury. Jednak, już kolejny tydzień przyniósł inwersję, więc szkoda było siedzieć w domu. Dlatego też postanowiliśmy wyjechać już w piątek by jak najlepiej wykorzystać warunki


Piątek, 13 grudnia 2013

Szklarska Poręba, , Mumlavská louka, , Pramen Labe, , Łabski Szczyt, , Śląskie Kamienie

Dojazd do Szklarskiej Poręby standardowo porannym pociągiem Regio z Wrocławia, z którego w Piechowicach przesiedliśmy się na autobus komunikacji zastępczej, która jeździła na tym odcinku z powodu złego stanu wiaduktu nad torami kolejowymi. Jednak na dworcu w Szklarskiej byliśmy planowo i mogliśmy ruszyć w stronę gór. Początkowo śniegu nie było w ogóle, jednak z czasem pojawiało się go coraz więcej, jednak cały czas nie były to duże ilości.
Pierwsze widoki na trasie pojawiły się w okolicach schroniska Pod Łabskim Szczytem, gdy wyszliśmy powyżej granicy lasu.


W tym też miejscu zatrzymaliśmy się na śniadanie, podczas którego zmieniliśmy plany na drugą część dnia, bo warunki były za dobre, by chodzić w lesie :-P Po chwili ruszyliśmy więc zimowym wariantem na Česká Budke, gdzie spotkaliśmy ludzi montujących tyczki szlakowe. Następnie podeszliśmy w stronę Mumlawskiej Łąki, skąd oglądaliśmy Śnieżkę i później wróciliśmy poszukać Źródło Łaby, jednak nie było go widać, gdyż całe było pod śniegiem. Następnie poszliśmy pod Łabski Szczyt, mają ładny widok na księżyc prawie w pełni oraz budynek nad Śnieżnymi Kotłami.




Warto dodać, że inwersja tego dnia była naprawdę mocna i za plecami, po stronie czeskiej, ciągle mieliśmy piękne morze chmur, z którego wystawały m.in. szczyty Gór Łużyckich.


Dalej szliśmy wyratrakowanym szlakiem do Stacji Przekaźnikowej, w przedsionku, której zatrzymaliśmy się w oczekiwaniu na zachód słońca. Ponieważ było jeszcze sporo czasu, zostawiłem rzeczy i poszedłem po wodę do źródła o nazwie Kamenná studánka.


A w tle ciągle miałem takie widoki na Ještěd. Warto zwrócić również uwagę, że w tle widać odległe prawie o 190km Krušné hory i trochę bliższe České středohoří, w których miałem okazję być w zeszłym roku.


Po powrocie na grzbiet w okolice Stacji Przekaźnikowej, dostrzegłem również odległe o prawie 130km Žďárské vrchy, leżące między Pragą a Brnem. Jak widać, inwersja była mocna, co zapewniło rewelacyjną widoczność.


Ale ważniejsze od tych dalekich planów było to, co bliżej, oświetlane przez zachodzące słońce. A gra światła i barw była warta uwiecznienia na zdjęciach.










No ale niestety nic nie trwa wiecznie i słońce szybko zachodzi za horyzontem. My za to siedzimy jeszcze chwile pod budynkiem, po czym powoli ruszamy w dalszą drogę szlakiem grzbietowym. Na pożegnanie jeszcze tylko jedna foteczka. A niektórym nie podoba się ten budynek, ja nic do niego nie mam.


Wariantem zimowym minęliśmy wielki Szyszak. Tu się trochę zdziwiłem, że idzie on tak daleko od szczytu. Wiedziałem, że go mija, ale myślałem, że w trochę bliższej odległości.
Teraz chwilę przerwy zrobiliśmy przy wiacie na Czarnej Przełęczy, gdzie spotkaliśmy grupę Czechów szykująca się do spędzenia w niej nocy. Pierwszym ich pytaniem, jak nas zobaczyli, było czy będziemy tutaj spać, ale gdy usłyszeli, że nie mamy takich planów, odetchnęli z ulgą :-P My po chwili pożegnaliśmy się i poszliśmy dalej. Czołówek w dalszym ciągu nie włączaliśmy, bo blask księżyca był na tyle mocny, że wszystko było widać prawie jak w dzień. Po dojściu do Śląskich Kamieni chwilę poszukaliśmy dobrego miejsca pod namiot, po czym rozbiliśmy nasz dom.

Sobota, 14 grudnia 2013

Śląskie Kamienie, , Czarny Grzbiet

Wstajemy po godzinie 7.30 i wychodzimy na wschód słońca. To są zalety zimy, słońce późno wstaje, dzięki czemu można się wyspać, na co latem nie ma szans :-P A wschód był równie ładny jak wczorajszy zachód.
Wielki Szyszak i Śnieżne Kotły.


Czeskie morze mgieł wlewa się przez przełęcz.


Dzisiaj, inaczej niż wczoraj, morze mgieł rozlewało się również po polskiej stronie. Z chmur, po lewej, wystaje Chełmiec, po prawej natomiast szczyty Gór Kamiennych.


Ślęża i Radunia ponad chmurami.


Biwak pod Śląskimi Kamieniami.


Widok na Kotlinę Jeleniogórską, Góry i Pogórze Kaczawskie, Rudawy Janowickie.


Po dość długiej sesji zdjęciowej składamy namiot i udajemy się do Odrodzenia na śniadanie. Szybko schodzimy w okolice ruin Petrovej boudy, z której obecnie pozostały praktycznie same fundamenty i piwnice. Szkoda tego schroniska.


Za to na Przełęczy Karkonoskiej trwał istny kiermasz, jeździły skutery śnieżne, przyjeżdżały samochody i autobusy, a tłum ludzi kręcił się po asfalcie między hotelami. Cóż, taki klimat mi nie pasuje, ale pogoda i widoki na Labský důl już jak najbardziej.


Z Przełęczy Karkonoskiej po krótkiej chwili wchodzimy do schroniska, gdzie robimy długą przerwę na jedzenie i nicnierobienie. Jednak pogoda wzywa, więc wychodzimy na szlak i udajemy się w stronę Śnieżki. Idący Śląskim Grzbietem szlak jest dość monotonny, a warunki śniegowe dobre dla pieszych, za to słabe dla narciarzy biegowych, gdyż dwie ich grupy wyprzedziliśmy. Po dojściu do punktu widokowego nad Kotłem Wielkiego Stawu oglądamy Śnieżkę i już szlakiem zimowym idziemy dalej w jej stronę.
Tuż przed Domem Śląskim spotykam Hoffiego idącego ze znajomymi od Przełęczy Okraj. Krótka rozmowa i każdy idzie w swoją stronę. On do Odrodzenia, a my na kolejną chwilę przerwy do Domu Śląskiego, bo mamy jeszcze dużo czasu do zachodu. Po chwili spędzonej nad mapą i zastanawianiem się co robimy dalej, idziemy w stronę Królowej Sudetów. Przed schroniskiem zakładam raki, bo zakosy, jak zwykle, są strasznie oblodzone i wyślizgane.
Na górze trochę ludzi było, w większości Czesi czekający na zachód. A było na co czekać, bo warunki w dalszym ciągu dopisywały.


Góry Opawskie i Hrubý Jeseník.


Masyw Śnieżnika.


Morze mgieł się przelewa.


Luční bouda.


Jak widać, tego dnia od zachodu napływały już wysokie chmury, co straszyło, brakiem widoków rano, jednak dawało ładniejszy zachód.


Po zachodzie słońca weszliśmy do teoretycznie zamkniętego już budynku poczty, gdzie zakupiliśmy 0,5l kofoli, której część wypiliśmy siedząc na najwyższym szczycie Sudetów i patrząc na coraz bardziej ciemniejące niebo. Dobre kilkadziesiąt minut później zebraliśmy się i ruszyliśmy na ostatni odcinek tego dnia, który składał się jedynie z zejścia ze Śnieżki i dojścia na Czarny Grzbiet. Tam też założyliśmy obóz szturmowy, z którego doskonale było widać nasz jutrzejszy cel ;-)


Po kolacji poszliśmy spać z nadzieją, że prognozy się nie mylą i rano będzie coś widać. W końcu ICM twierdził ,że wierzchołek chmur będzie na ok. 1500m, ale wiadomo, 100m w tą czy tamtą jest dopuszczalny.

Niedziela, 15 grudnia 2013

Czarny Grzbiet, , Dom Śląski, , Karpacz

Rano pobudka wcześniej niż ostatnio, spakowanie namiotu i poszliśmy z nadzieją, że ze Śnieżki będzie coś widać, bo tutaj były tylko chmury. Na podejściu spotkaliśmy parę Czechów, która spytała się nas czy na dole coś widać. No cóż, więc na górze też brak widoków. Ale nic to i tak musieliśmy wejść tam na wschód. A tam początkowo owszem wszystko było zasłonięte przez chmury, jednak czym bliżej było wschodu, tym coraz bardziej się przewiewało.


Studniční hora


Grzbiet główny Karkonoszy cały schowany w chmurach, tak więc ICM miał rację mówiąc o wierzchołku chmur na wysokości ok. 1500m.


Studniční hora


Ze szczytu zobaczyłem również swoje pierwsze widmo brockenu.


No, było pięknie, ale nadszedł czas na zejście w dół. A po drodze było i drugie widmo brockenu. Co prawda mniej wyraźne niż to pierwsze, ale widoczne – powyżej Domu Ścląskiego.


Przed domem Śląskim ściągam raki, które były bardzo pomocne na tym odcinku, po czym wchodzimy do środka na śniadanie. Ale przed wejściem jeszcze ostatni rzut oka na Studniční hore.


Oraz Góry Sokole.


Niestety nasz czas w górach się kończy, bo w planach mamy jeszcze odwiedziny u siostry Kasi, więc zaczynamy schodzić do Karpacza. A oto ostatni widok przed zagłębieniem się w gęsty las.


Jak widać, była to bardzo udana wycieczka. Opłaciło się nie jechać w góry przez poprzednie dwa weekendy, bo warunki jakie były na trasie, całkowicie to zrekompensowały. Oby więcej takich wyjazdów :-)

Więcej zdjęć: https://picasaweb.google.com/100322683368167953190/Karkonosze1315122013?noredirect=1

Komentarze

  1. Faktycznie trafiłeś na ciekawe krajobrazy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cut mniut paltze lizać! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Było wszystko,co najpiękniejsze w górach w jeden weekend :) Oby więcej takich wyjazdów.

      Usuń
  3. Ale pięknie... Takie wpisy przekonują mnie o słuszności mojego namawiania samca, żebyśmy pojechali w Karkonosze. Podziwiam za zimową noc spędzoną w namiocie, ale w tej dziedzinie jesteś jak dla mnie hardkorem :)
    No i teraz musisz jeszcze raz trafić widmo Brockenu, żeby czuć się bezpiecznie w górach :) Jednak niezależnie od legend - chciałabym to sama zobaczyć.

    Pozdrawiam, Celina.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, namawianie jest słuszne, popieram. Mnie Kasia namawiała przez dwa poprzednie weekendy na Karkonosze, ale byłem odporny na namowy, bo wystarczał rzut oka na ICM i mówiłem: "Nie ma pogody, pojedziemy za tydzień" :P Ale warto było czekać i pojechać.

      Bez przesady, nocą było tylko -4, więc dość ciepło, więc hardkoru to na pewno nie było ;-)

      A w górach już jestem "bezpieczny", bo kolejne trzy widma brockenu widziałem 3 tygodnie później w Tatrach - http://www.goryponadchmurami.pl/2014/01/zimowa-gran-tatr-zachodnich_1545.html Więc mam ich już 5 na koncie :-)

      Usuń
  4. Bartłomiej Morga14 lutego, 2014 10:27

    Kolejna fantastyczna wyprawa! Bezapelacyjnie rewelacyjne zdjęcia.. Zimowe Karkonosze pięknie się prezentują i wyglądają na dosyć mało popularne ;) Pozdro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko wyglądają, bo nawet zimą, nadal są to bardzo popularne góry i dużo turystów tam chodzi.

      Usuń
  5. Wieź zmień sobie nazwisko na Inwersja. Artur Inwersja! ;)
    PS.W sumie to masz niesamowicie dobrze dobraną nazwę bloga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, trzeba wiedzieć kiedy jechać w góry ;-)
      A nazwa została własnie specjalnie w tym celu wybrana i fajnie, że nadal bardzo pasuje :)

      Usuń
  6. Pięknie się ogląda takie krajobrazy!
    Inwersyjne klimaty mnie się chyba nigdy nie znudzą! :-)
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak samo jak mi, zawsze mi się podobają takie widoki :)

      Usuń
  7. W Karkonoszach jest o tyle fajnie, że jak się zostaje w domu doskonale inwersję można obserwować na czeskich kamerach (Śnieżka, Luczni bouda, Labska bouda).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest też minus, bo oglądając takie widoki z domu, to człowiek tak się wkurza, że szkoda mówić :P

      Usuń
    2. sudeckiedrogi.pl02 lipca, 2014 02:04

      To prawda, za to można sobie zrobić fajnego "tajmlapsa" ;)

      Usuń
  8. o rany, prze-cu-do-wne!!!!! Raz w życiu trafił mi się podobny widok w Tatrach, o wiele gorszy, jak mam być szczera, bo tylko kawałkiem i w dzień jezioro z chmur poniżej nas. A te zdjęcia - fantastyczne! Na jednym wydaje się, że chmury to morze :) Zazdroszczę widoków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      No to widziałaś taka zajawkę morza mgieł w dole. Może kiedyś uda Ci się zobaczyć wiekszą wersję tego zjawiska, bo to wcale nie jest takie rzadkie, acz potrzebne są specyficzne warunki.

      Usuń

Prześlij komentarz